Temat numeru
nr 5 (131) maj 2018

Przez cały ten czas byli przy mnie moi rodzice. Nie przymuszali do niczego, tylko wspierali łagodnie, znosząc moje humory. Bez oceniania mnie cały czas służyli pomocą”

Katarzyna Pawlak

Tego nie było w planach

Pojawienie się dziecka na świecie jest doświadczeniem, które odmienia życie rodziców, nawet jeśli wytrwale przygotowywali się do swoich ról. Czasem jednak dziecko radykalnie zmienia wszystko… Poznajcie historie nastoletnich rodziców, którzy przyjęli nowe życie i są szczęśliwi.

 

Jedna noc

„Moje koleżanki przygotowywały się do matury w maju, a ja w tym czasie miałam przewidziany termin porodu” – wspomina Agnieszka, która teraz, po latach, uważa, że macierzyństwo okazało się najlepszym, co mogło ją w życiu spotkać. „Nie cieszyłam się na początku, a myśl o mającym się narodzić dziecku przerażała mnie. Oto cały mój plan co do mojej przyszłości runął w jednym momencie. Wizja porodu, a potem zajmowania się dzieckiem, kiedy moje koleżanki chodziły na dyskoteki, była dla mnie przygnębiająca. Kochałam swojego ówczesnego chłopaka, ale nie myślałam o nim w kategoriach męża czy ojca dziecka. Dobrze nam się rozmawiało, bawiło na imprezach i spotykało ze znajomymi. Był przystojny, podobał się koleżankom, zazdrościły mi fajnego chłopaka i to się liczyło, a jedna noc zmieniła wszystko i tego, co działo się potem, koleżanki już mi nie zazdrościły”.

 

Wsparcie rodziców

Agnieszka urodziła pięknego zdrowego synka w maju 2000 r. Teraz jej syn przygotowuje się do matury. Wie, że pokrzyżował plany swojej mamie, ale wie też, że jego narodziny sprawiły, że stała się najszczęśliwszą osobą na świecie – słyszał to od mamy wielokrotnie. Do tego jednak Agnieszka musiała dojrzeć. To nie stało się od razu. „Bardzo pomogli mi rodzice. Od samego początku. To mama pierwsza zauważyła symptomy mojego odmiennego stanu. Zaskoczona porannymi nudnościami, myślałam, że to zatrucie, a mama poszła ze mną do lekarza i jak myślałam wówczas – usłyszałam wyrok: ciąża. Potem już była codzienność, moje łzy, niechęć przed chodzeniem do szkoły z powodu wstydu, że popsułam sobie młodość, plotki sąsiadek. I do tego perspektywa bycia matką – bałam się. Wszystkie koleżanki odsunęły się ode mnie. Chodziłam smutna i obolała. Do tego jeszcze mój chłopak, który uciekł. Wyprowadził się wraz z rodzicami, którzy także wystraszyli się odpowiedzialności za dziecko. Zostałam zupełnie sama. Tak wtedy myślałam. Przez cały ten czas byli przy mnie moi rodzice. Nie przymuszali do niczego, tylko wspierali łagodnie, znosząc moje humory. Bez oceniania mnie cały czas służyli pomocą”. To od taty pierwszego Agnieszka usłyszała, że cieszy się, że zostanie dziadkiem, chociaż przez całą ciążę miała poczucie winy i zawodu, który sprawiła rodzicom i sobie.

 

Mały człowiek, zwany moim synem

Tydzień po porodzie Agnieszka uciekła wieczorem na dyskotekę, zostawiając małego rodzicom. Nie karmiła go piersią, więc mogła wychodzić, kiedy chciała. A co najważniejsze, znowu była szczupła i podobała się chłopcom. Tak minęły dwa miesiące wakacji. Z nowym rokiem szkolnym postanowiła kontynuować naukę, ale kiedy wychodziła na kilka godzin, tęskniła za maleństwem. Tego małego człowieka, którego wszyscy nazywali jej synem, pokochała, kiedy miał już prawie trzy miesiące, i kocha do tej pory. Kiedy syn poszedł do szkoły podstawowej, Agnieszka zdała maturę, skończyła zaocznie studia. Wypełniła swoje życiowe plany, tylko w trochę innej kolejności, niż zakładała.

„Nie mam pretensji do nikogo – ani do siebie, ani do ojca dziecka. Moje życie jest sumą decyzji, które podejmuję każdego dnia, i dziękuję Bogu, że mi błogosławi – mówi. – Wierzę, że Pan Bóg zawsze jest z nami i daje łaski potrzebne nam w naszych życiowych sytuacjach – czasem zaskakujących, czasem niefortunnych, czasem dobrych. Mam 35 lat, jestem samotną, ale bardzo szczęśliwą matką. Mój syn dzięki wsparciu rodziny i przyjaciół wyrósł na wspaniałego, odpowiedzialnego młodzieńca, który kocha ludzi i Pana Boga, którego codziennie nazywa swoim Ojcem”.

 

Wakacyjna „przygoda”

Kamil po drugiej klasie liceum pojechał na wakacje na Mazury. Rodzicom powiedział, że jedzie z kolegami pracować przy czyszczeniu sieci rybackich, a naprawdę pojechał pod namiot z dziewczyną o trzy lata od siebie starszą. Nie było go przez całe wakacje. Dzwonił czasem i rozbawiony opowiadał, że jest fajnie. Tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego wrócił nagle do domu ze śliczną drobną brunetką – oboje byli zalęknieni. Okazało się, że dziewczyna jest w ciąży. Kamil miał wtedy siedemnaście lat, a jego dziewczyna z wakacji – dwadzieścia.

„Na początku byliśmy z mężem przerażeni – opowiada Jadwiga, mama Kamila. – Mieliśmy nawet pretensje do dziewczyny syna, że złapała go, jak to się wtedy mówiło, na dziecko. Kamil był dobrą partią – przystojny, inteligentny, jedynak z zamożnego domu”. Robił, co chciał, i w ogóle nie słuchał rodziców, którzy wówczas przeżywali kryzys małżeński i coraz bardziej oddalali się od siebie, każde zajęte swoją pracą zawodową i gronem własnych znajomych. „Z perspektywy lat widzę, że ta wakacyjna przygoda syna była skutkiem naszych problemów małżeńskich. Dla mnie, jako matki, była to porażka wychowawcza. Miałam żal do siebie, że nie potrafiłam wychować syna do odpowiedzialności za siebie i drugiego człowieka. Syn uciekł od nas w swój świat, szukając tak naprawdę miłości i zainteresowania. Znalazł to w ramionach dziewczyny”.

 

Koniec beztroski

„Wiadomość o mającym przyjść na świat dziecku naszego syna otrzeźwiła nas w jednym momencie. Odłożyliśmy nasze niesnaski i zajęliśmy się nowymi zadaniami, które przyniosło nam życie. Trzeba było zorganizować pozwolenie z sądu na ślub, bo syn był nieletni, a wszyscy uznaliśmy, że zaczynamy od zalegalizowania tego związku. Młodzi potrzebowali naszego wsparcia finansowego i moralnego. Poddali się całej naszej organizacji, bo czuli się trochę, jakby ktoś podciął im skrzydła; jak dzieci, które coś przeskrobały i najchętniej schowałyby się w kąt pokoju. Wraz z informacją o dziecku skończyła się ich beztroska młodość” – opowiada mama Kamila. Kilka miesięcy po ślubie urodził się wnuk, a dwa lata później wnusia. „Teraz, kiedy nasza wnuczka za chwilę zostanie mamą, a nasz czterdziestoletni syn dziadkiem, wszyscy uważamy, że życie jest piękne – zawsze, nawet w najtrudniejszych i zaskakujących trudnościami momentach. A co dopiero życie takiego bezbronnego maleństwa. Jego przyjście na świat było jak uzdrawiający balsam dla całej naszej rodziny” – wyznaje Jadwiga.

 

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK