Temat numeru
nr 1 (127) styczeń 2018

Dwa lata temu musieli się zmierzyć z całą serią życiowych trzęsień ziemi: Hubert stracił pracę i przez cztery miesiące ciągnął firmę bez żadnych przychodów, mieli wypadek samochodowy, tata Huberta spalił mieszkanie, bratowa zmagała się z nowotworem, a u Huberta zdiagnozowano boreliozę.

Natalia Rakoczy

Posklejani

„Kiedy zaczynaliśmy się kłócić… Hubert po prostu uciekał. Wiedziałam, że powiela schemat swojego ojca (który zostawił rodzinę), więc twardo obstawałam: «Jest ci ciężko, ale musisz się z tym zmierzyć!»” – opowiada Ania. I Hubert przestał uciekać… za to stres wyładowywał na przedmiotach, które znajdowały się w zasięgu jego ręki. „Rozwaliłem kilka kubków, potargałem koszulki, a nawet jedną czapkę…”.

 

 

„Chciałem dać coś wielkiemu światu. Zastanawiałem się nad osiągnięciami naukowymi… i w końcu doszedłem do wniosku, że najlepsze, co możemy po sobie zostawić, to dobrze wychowane dzieci. To jest prawdziwa misja!” – mówi Hubert Orlik-Grzesik. Kilka lat temu zostawił intratne stanowisko na uczelni i zrezygnował z rozwoju kariery naukowej w Warszawie, aby zapewnić dzieciom właściwe środowisko rozwoju. Żona Ania podkreśla, że Hubert ma ponadprzeciętne zdolności matematyczne i jest świetnym informatykiem, który pracuje dla firmy z Nowego Jorku. Cztery miesiące temu Ania i Hubert postanowili zamieszkać w małej miejscowości górskiej – Sopotni Wielkiej. Już od progu ich domu słychać radosną gromadę „trzech wspaniałych” – Jasia (7 l.), Tomka (5 l.) i Jacka (3 l.), a Ania wita ciepłem i uśmiechem. W takim domu chce się żyć! Stworzyli go pomimo trudnych doświadczeń z dzieciństwa Huberta…

 

Bo ojca było mało

„Kiedy byłem w piątej klasie podstawówki, moi rodzice się rozstali, a do rozwodu doszło, gdy byłem w drugiej klasie liceum – wspomina Hubert. – Mój tata dużo czasu spędzał z moimi dziadkami, nie potrafił odciąć pępowiny, a mama była bardzo źle traktowana przez teściów”. Na domiar złego uciekał w świat książek. Wracał po pracy do domu… i przepadał w swojej biblioteczce. Mama Huberta czuła się osamotniona – niewypowiedziany żal coraz bardziej w niej narastał. Kiedy po śmierci dziadków Huberta przeprowadzili się do większego mieszkania, wytrzymali razem zaledwie rok. „Z mamą i siostrą wróciliśmy do starego mieszkania, a tata tam został…”.

Hubert już w przedszkolu szukał materiału na dobrą żonę. W latach szkolnych miał nawet jej obraz: brunetka z ciemnymi oczami i koniecznie dobra w matmie. „Abyśmy mieli o czym ze sobą rozmawiać” – śmieje się Hubert. Był tylko jeden problem – Hubert nie wiedział, jak ta relacja miałaby wyglądać. Nie tylko nie znał tego z własnego domu, miał deficyt ojca, lecz i w jego otoczeniu były same rozbite małżeństwa. „Jako dziecko przyjmowałem to za normalność. W liceum zrodził się we mnie bunt. Chciałem żyć w inny sposób, szukałem autorytetów, przykładów szczęśliwych małżeństw” – wspomina. Zaczął się modlić na różańcu o dobrą żonę. „Różaniec mnie fascynował. Przychodziłem do kościoła, aby pomodlić się trzema dziesiątkami jeszcze przed Mszą, a po Eucharystii zostawałem, aby zmówić pozostałe dwie”.

 

Awantury matematyków

Żony szukał w przedszkolu, podstawówce, liceum, a kiedy przestał szukać, na studiach… poznał Anię. Jako wybitny umysł matematyczny, po wygranym konkursie w olimpiadzie mógł uczęszczać w ostatniej klasie liceum na pierwszy rok studiów matematycznych w Krakowie, a tam już z matematycznymi zawiłościami mierzyła się jego obecna żona. „Hubert pomagał mi w nauce i od razu wpadliśmy sobie w oko” – wspomina Ania. „W domu Ani nie tylko mówiło się o zasadach, ale się według nich żyło. To mnie urzekło” – podkreśla Hubert. Przez pierwsze pół roku chodzenia ze sobą była sielanka – zakochani w sobie po uszy nie widzieli trudności. „Jednak po tym czasie łuski opadły. Hubert przeniósł się na studia do Warszawy, widzieliśmy się co trzy-cztery tygodnie. Zaczęła się ciężka praca nad naszą relacją…” – podkreśla Ania. Od samego początku wiedzieli, że jeżeli ze sobą chodzić, to na poważnie. Bagaż, który nieśli, był spory – Hubert miał braki ojca, Ania była pod wielkim wpływem swojego taty i brakowało jej kobiecego podejścia.

„Kiedy się spotykaliśmy, to przez kilka godzin było super, a potem zaczynało się dziać… Kolejne pół dnia się kłóciliśmy. A ja nie umiałem się kłócić! Moja mama zawsze powtarzała, że kłótnia to największa krzywda, jaką można komuś wyrządzić!” – wspomina Hubert. „Kiedy zaczynaliśmy się kłócić… Hubert po prostu uciekał. Wiedziałam, że powiela schemat swojego ojca, więc twardo obstawałam: «Jest ci ciężko, ale musisz się z tym zmierzyć!»” – dodaje Ania. I Hubert przestał uciekać… za to stres wyładowywał na przedmiotach, które znajdowały się w zasięgu jego ręki. „Rozwaliłem kilka kubków, potargałem koszulki, a nawet jedną czapkę… Potem, gdy już odkryłem swój mechanizm reagowania, na spotkania z Anią zabierałem garść ołówków” – śmieje się Hubert. Powoli kłótnie wychodziły im coraz lepiej. I tak przepracowywali wiele sfer, które potrzebowały uzdrowienia, aby stworzyć szczęśliwe małżeństwo.

 

Trzęsienia im niestraszne

„Budowanie relacji traktowałem jako zadanie. To umiejętność, której da się nauczyć!” – podkreśla Hubert. „Na początku bałam się, czy możliwe jest stworzenie szczęśliwego związku z osobą, która pochodzi z rozbitej rodziny. Ale zrozumiałam, że nie wolno wierzyć w coś takiego jak determinizm” – dodaje Ania. Zachłannie czerpali z doświadczenia innych i czytali. „Zaczęliśmy od przerobienia książek «Ewa czuje inaczej» i «Krokodyl dla ukochanej». Dużo dyskutowaliśmy. Na pewno bardzo dużo dała nam czystość przedmałżeńska, mogliśmy ten czas wykorzystać na poznawanie naszych dusz” – podkreśla Ania.

W sierpniu minęła dziewiąta rocznica ich ślubu. Śmieją się, że wystarczająco dużo wykłócili się przed ślubem, bo w małżeństwie nie mają za dużo spięć. „My chyba tę pracę, którą większość osób wykonuje po ślubie, zrobiliśmy przed” – uśmiecha się Ania. Dwa lata temu musieli się zmierzyć z całą serią życiowych trzęsień ziemi: Hubert stracił pracę i przez cztery miesiące ciągnął firmę bez żadnych przychodów, mieli wypadek samochodowy, tata Huberta spalił mieszkanie, bratowa zmagała się z nowotworem, a u Huberta zdiagnozowano boreliozę. Jednak przez te wszystkie tajfuny przeszli zwycięsko, wspierając się nawzajem. Ich dom nie runął...

Natalia Rakoczy
 

PS Dzisiaj Hubert i Ania dzielą się swoim doświadczeniem jako animatorzy na Spotkaniach Małżeńskich.   

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK