Temat numeru
nr 10 (76) PAŹDZIERNIK 2013

Widzę z perspektywy czasu, że radość to nie tylko emocje, przyjemność, to stan serca, ducha i duszy. Płaczę, krzyczę, złoszczę się, boję się, ale nie burzy to mojego serca, bo jest w nim Ten, który mnie umacnia.

Sylwia Wilk

I z czego tu się cieszyć?

Zawsze się radujcie, za wszystko dziękujcie”. Wchodzę w to. Szkoda mojego czasu tu, na ziemi, na coś innego. Radość jest głęboko w moim wnętrzu, głęboko w moim sercu. Bóg uczy mnie, że nie ma sytuacji bez wyjścia i że nic nie trwa wiecznie. To daje mi dużo wolności.

 

10 lat temu Bóg wysłał naszą rodzinę na misje. Głosimy Dobrą Nowinę, zakładamy wspólnoty, modlimy się z ludźmi w ich sprawach. To oznacza, że często się przeprowadzamy. Kiedyś byłam mocno przywiązana do rzeczy, które mamy, choć nie było tego wiele. Przy każdej przeprowadzce tak się działo, że coś z tych rzeczy ginęło lub się psuło. Byłam tym mocno rozdrażniona! Pamiętam, jak zaginęła moja super „ruska maszynka do mięsa”. Niezawodna, niezniszczalna… rewelacja. Powiedziałam, że już nie będzie mielonych, pierogów, makówek i jeszcze innych przysmaków. „Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie! W każdym położeniu dziękujcie…” (1 Tes 5, 16-17). Wtedy przyszło pocieszenie. Pewnego ulewnego wieczoru wraca do domu mój wspaniały mąż z wielkim pudłem. Rozpakowuje przy nas i wyciąga coś, o czym długo marzyłam. Taki robot w jednym garnku. Teraz mielę, szatkuję i gotuję w tym jednym garnku. Cudowne!
 

W LODÓWCE TYLKO ŚWIATŁO

Na naszej pierwszej misji w Ożarowie Mazowieckim często było mocno „na styk”, a czasem już nic nie było, ale Bóg zawsze troszczył się i troszczy o to, co mamy jeść! Czasem żartowałam sobie głośno, że w lodówce zostało nam już tylko światło. Pewnego wieczoru już po 20:00 zadzwoniła mama i rozmawia z naszą najstarszą córką. I nagle słyszę: „Ale, babciu, ty się nic nie martw, w lodówce mamy tylko światło!”. Ja zamarłam, chciało mi się śmiać i płakać, więc był śmiech do łez. Dwa dni później dostaliśmy od babci paczkę żywnościową. Cudowne!

Z Bogiem nie czuję lęku, strachu o przyszłość czy teraźniejszość moją czy mojej rodziny. To Bóg jest wszechmocny, nie ja. To Bóg jest zwycięzcą, nie ja. Mój Bóg jest Mocarzem. To Jemu w 100% oddałam życie moje i mojej rodziny. Naszą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. To Bóg troszczy się o nasze ubranie, o nasze mieszkanie, o to, gdzie pojechać na wakacje,

jaki wybrać telefon, jaki samochód, jakiego dentystę czy szpital do porodu. Owocem takiego wyboru są błogosławieństwo, radość i pokój! Cieszę się z tego, co mam. Cudowne!
 

BIAŁY DOMEK Z PAJĄKAMI

Kolejnym miejscem naszego zamieszkania był mały biały domek. Mieliśmy tam pokój, kuchnię, łazienkę i przedpokój. Początki to dla mnie koszmar, nawet nie potrafiłam rozpakować naszych walizek. Ledwo mieściliśmy się z naszym skromnym dobytkiem. Żeby wyjąć jedną rzecz, trzeba było po drodze wyjąć jeszcze 5 innych, a potem procedura chowania. Przeszkadzała mi wilgoć, bałam się myszy i ogromnych pająków, bo ja jestem dziewczyną z bloków. Zaczęłam poważnie rozmawiać z Bogiem, a czasem nawet kłócić się, że chyba się pomylił. Aż w końcu pokochałam to miejsce. Mieszkaliśmy tam prawie 6 lat. Cały czas byliśmy ze sobą. Patrzyłam na nasze dzieci, jak się bawią, co nowego wymyślają, słuchałam, o czym rozmawiają, jakie mają nowe pomysły. Bóg szeroko otworzył moje oczy i uszy. Zobaczyłam i usłyszałam piękno, które mnie otacza! Las, ptaki, cisza, bezpieczne miejsce dla naszych dzieci, pachnące wiatrem pranie, siedzenie wieczorem na schodach przed domkiem. To miejsce miało swoje szczególne ciepło i klimat. Każdy z gości czuł się jak w domu. Cudowne!
 

NIE MA NA ŻYCIE

Przypomina mi się sytuacja, kiedy Witek (mąż) wracał z ewangelizacji i ktoś go przywiózł, więc zaprosił tego człowieka do naszego domku. Ja z dziećmi ściśnięci przy małym stole, na którym są duże talerze i na nich resztka już spaghetti, za nami zlew z nieumytymi jeszcze po obiedzie garnkami. Przywitaliśmy naszego gościa radośnie i głośno, jak to nasza rodzinka. Gość stanął w drzwiach jak wryty, był zdziwiony, zszokowany, zaskoczony, przejęty. Wychodząc z domu do samochodu, oddał Witkowi wszystkie pieniądze, jakie miał przy sobie. Dokładnie tyle brakowało nam na następny miesiąc na życie. Cudowne! „Wiara zaś jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy”

(Hbr 11, 1). Nigdy Bóg nas nie zostawił. Nawet, a może przede wszystkim w tym, co najtrudniejsze: zagrożona ciąża, wypadek męża. Bóg ocalił nasze dziecko, nasz syn urodził się zdrowy. Cudowne!
 

BRAKUJE MIEJSCA

Planowaliśmy kolejne dziecko. Zastanawialiśmy się, gdzie będzie spało. Trójka naszych dzieci na wieść o planowanym rodzeństwie, ku naszemu zaskoczeniu, ucieszyła się ogromnie. Zaczęli planować, z kim maluszek będzie spał, bo na osobne łóżeczko miejsca w naszym białym domku już nie było. Niespodziewanie pojawili się ludzie, którzy użyczyli nam swojego mieszkania, i to z czterema pokojami! Dwa tygodnie później okazało się, że jestem w ciąży! Cudowne!

Ile jeszcze takich sytuacji mogłabym opisać? Setki i tysiące. Widzę z perspektywy czasu, że radość to nie tylko emocje, przyjemność, to stan serca, ducha i duszy. Płaczę, krzyczę, złoszczę się, boję się, ale nie burzy to mojego serca, bo jest w nim Ten, który mnie umacnia. W czasie modlitwy Bóg podrzuca nowe pomysły, czasami szalone. Tak było z decyzją o domowej szkole. Teraz mamy w nauczaniu domowym trójkę naszych dzieci i to jest wyzwanie, ale też odkrywanie, ile jeszcze mogę zrobić, jak wykorzystać talenty, które mam. Św. Paweł pisał: „Zawsze się radujcie, za wszystko dziękujcie”. Wchodzę w to. Szkoda mojego czasu tu, na ziemi, na coś innego. Wiem, kim jestem i dokąd zmierzam. Chcę być świętą kobietą, świętą żoną, świętą matką i świadkiem Bożej miłości. To jest możliwe!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK