Temat numeru
nr 9 (99) WRZESIEŃ 2015

 To był prawdziwy szok! Byli pierwszymi rodzicami w szkole, którzy zdecydowali, że ich dzieci nie będą chodziły na te lekcje. 

Chcemy o „tym” rozmawiać!

W szkole, do której chodzi najstarsza córka Urszuli i Tomasza, były dwa przypadki zajścia w ciążę. Czyżby wychowanie do życia w rodzinie (WDŻ) niczego nie nauczyło, pomimo że wszyscy uczniowie w nim uczestniczyli? Rodzice, dyrekcja i wychowawczyni zdecydowali, że trzeba o seksie i zabezpieczeniach porozmawiać na godzinie wychowawczej. Tomasz – ojciec sześciorga dzieci – był temu przeciwny, uważał, że rodzice chcą się szkołą wyręczyć. „A gdzie rozmowy? Gdzie przykład życia?” – pyta.

 

Chcemy o „tym” rozmawiać!

 

Urszula i Tomasz Berentowie mają 20-letni staż małżeński i sześcioro dzieci. Tomasz jest finansistą i wykładowcą na SGH. Urszula – biotechnolog – była pracownikiem naukowym PAN-u, ale od lat jest pełnoetatową mamą. Przyjeżdżam do ich domu niedaleko Warszawy. Siadamy w salonie na głębokich brązowych kanapach. Są naprawdę duże, by wygodnie pomieścić całą ósemkę, kiedy rodzina ogląda telewizję lub gra w planszówki. W kuchni przy dużym rodzinnym stole kręcą się 18-letnia Małgosia, 17-letnia Tereska i 15-letnia Ania. Stukają talerze. Dziewczyny szykują posiłek dla siebie i młodszego rodzeństwa: 11-letniej Zosi, 6-letniej Basi i 4-letniego Krzyśka.

 

Bomba w szkole

Pytam, dlaczego nie posyłają dziewczyn na WDŻ. Tomasz prostuje – nie dotyczy to wszystkich córek i nie zawsze tak było. Przywołuje Zosię i pyta o zajęcia WDŻ-tu w jej szkole. Dziewczynka wskakuje na oparcie kanapy i opowiada, że lekcje są bardzo ciekawe, a nauczyciel miły, że bardzo dużo opowiada im o rodzinie, o przyjaźni, o odpowiedzialności za innych. Zosia jest uczennicą Szkoły Podstawowej im. Św. Franciszka. Rodzina Berentów z tą szkołą i powstałym przy niej przedszkolem św. Józefa jest związana od 14 lat. Mają zaufanie do pracujących tam osób, a pana Adama Ekielskiego, który prowadzi tam zajęcia WDŻ, znają z prowadzonych przez niego warsztatów dla rodziców. Ula tłumaczy, jak ważne jest, żeby przedszkole i szkoła trzymały tę samą linię co rodzice, żeby nie trzeba było dziecka „odkręcać” po powrocie do domu. Teraz uczy się tu Zosia, a Basia i Krzyś chodzą do przedszkola św. Józefa tuż obok. Starsze dziewczyny, wychowane w dobrym przedszkolu i szkole podstawowej, poszły do rejonowego gimnazjum.

Bomba w nowej szkole wybuchła, kiedy Tomek i Ula nie pozwolili najstarszej córce uczestniczyć w zajęciach wychowania do życia w rodzinie. To był prawdziwy szok! Byli pierwszymi rodzicami w szkole, którzy zdecydowali, że ich dzieci nie będą chodziły na te lekcje. Dyrekcja nie wiedziała na początku, czy może na to zezwolić. W końcu dotarła do odpowiedniego rozporządzenia i zgoda została wydana.

 

Czas na pytania

Pytam, dlaczego podjęli taką decyzję. Odpowiadają, że najważniejsze w wychowaniu jest, by dać dziecku przestrzeń na to, aby rozwijało się we własnym tempie i zadawało trudne pytania wtedy, gdy będzie na to gotowe. A program szkolny na to nie pozwala. Wprowadza tematykę seksu, zanim uczeń o cokolwiek zapyta.

Tomasz przyznaje, że pewne rzeczy są poza jego wyobrażeniem, np. inicjacja seksualna w wieku 12-13 lat. On w tym wieku – ba, jeszcze długo potem – był zupełnie „zielony”, co nie przeszkodziło mu w dobrych relacjach z dziewczętami ani w zbudowaniu szczęśliwego małżeństwa i rodziny, gdy do tego dorósł.

Gdy przeglądałam zamieszczone w Internecie pomoce dla nauczycieli WDŻ-tu, znalazłam dużo informacji o współżyciu, chorobach przenoszonych drogą płciową, antykoncepcji, przemocy, fizjologii, a mało (albo prawie nic) o odpowiedzialności, dojrzałości, czystości. Na forach dla nauczycieli toczą się dyskusje o tym, jakie należy mieć kwalifikacje, gdzie szukać materiałów na lekcje. Widać na nich jak na dłoni ideologiczny spór i różnice poglądów między nauczycielami. Jestem trochę oszołomiona świadomością, że tak delikatną i istotną sferę życia dzieci oddaje się w bądź co bądź przypadkowe ręce.

 

Niechciana ciąża

Ula i Tomek są przez rodziców pozostałych gimnazjalistów postrzegani jako ci, którzy przesadzają. A od czasu, gdy zakwestionowali zaproponowany program godziny wychowawczej, jako „oszołomy”. Tomasz przyznaje, że nauczyciel i rodzice mieli dobre intencje. Chcieli mówić z dziećmi o miłości. „Miłość, miłość, miłość, elementy seksu i… zapobieganie konsekwencjom niechcianej ciąży! Skąd się niby wzięła ta niechciana ciąża?! Postawiłem veto” – opowiada Tomasz, zauważając, że dzieci, których rodzice wyrazili zgodę, miały to wszystko na WDŻ-cie. Rozpętała się gorąca dyskusja. Tomasz dowiedział się wtedy, że w szkole były dwa przypadki zajścia w ciążę przez uczennice. Stąd uznano konieczność poruszania tej tematyki również na godzinie wychowawczej. Inni rodzice przypuścili atak: poinformowali Tomasza, że czas najwyższy, żeby się dowiedział, jak wygląda prawdziwe życie, zainteresował się swoją córką i ją uświadomił. Tomasz wie, jak wygląda życie – statystyki dotyczące ciąż u nastolatek ma w małym palcu, ale czuł się zmiażdżony kierunkiem dyskusji w klasie. Smutno konstatuje, że inni rodzice chcą się wyręczyć szkołą w wychowaniu swoich dzieci w tej dziedzinie. A gdzie rozmowy? Gdzie przykład życia?

 

Przykład rodziców

Tomasz i Urszula trzymają rękę na pulsie, reagują na to, co dzieje się w życiu ich dzieci. Przegadali z córkami tysiące godzin. Cierpliwie i z wyczuciem odpowiadają na zadawane im pytania. Pytania, które rosną wraz z dziewczynami. Ula i Tomek chcą wychować je na odpowiedzialne, uczciwe, samodzielnie myślące osoby, tak aby wyznawane wartości były dla nich oparciem przy podejmowaniu wyborów w życiu.

Starsze dziewczyny wiedzą, że mama i tata zachowali czystość do ślubu. Mama opowiadała im, że miała kiedyś chłopaka, z którym zerwała wbrew swoim emocjom i odruchom, bo zrozumiała, że to nie ten jedyny, na którego czeka. Wiedzą, że tata – wielki przystojniak – spotykał się z wieloma dziewczynami, ale nigdy z żadną nie współżył. Urszula mówi, że to truizm, ale dzieci rzeczywiście uczą się przez przykład. Tomasz dodaje: „Nasze dzieci mają zapewnione podstawowe wartości: każde z nich było przyjęte jako dar, żyjemy w zżytej lokalnej społeczności, stół jest miejscem spotkania całej naszej rodziny. A wiele dzieci tego nie ma. Ich rodzice, żyjąc w bałaganie, wierzą w swoje prawdy, bo inaczej by zwariowali”.

Pytam, jak dziewczyny czują się w szkole. Tomasz podkreśla, że kiedy przychodzi co do czego, okazuje się, że mają bardzo klarowną wizję życia i jasne poglądy. Potrafiły znaleźć sobie miejsce wśród rówieśników i świetnie sobie radzą zarówno z nauką, jak i z kontaktami towarzyskimi. Czasem nawet imponują kolegom swoją nieugiętą postawą w sprawie aborcji czy czystości przedmałżeńskiej. Na starszych „robią wrażenie” swoim ciepłym, opiekuńczym stosunkiem do młodszego rodzeństwa – bo to też jest „życie w rodzinie”!

 

 

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK