Temat numeru
nr 4 (106) Kwiecień 2016

Teraz widzę, że nie ma sytuacji beznadziejnych.

Natalia Rakoczy

Nie ma sytuacji beznadziejnych

Co było przyczyna kryzysu w Pana małżeństwie?

Konrad: Nasze małżeństwo od samego początku było trudne, byliśmy bardzo niedojrzali. Pierwsze kłótnie i nieporozumienia zdarzały się już w czasie narzeczeństwa. Oboje mamy wybuchowe charaktery, więc sprzeczki rozwiązywaliśmy na sposób hiszpański – awanturą. Dodatkowo nosiliśmy w sobie liczne zranienia, ponieważ pochodzimy z rodzin alkoholików. W moim domu doświadczałem przemocy i tę przemoc zacząłem stosować, gdy urodził się nasz syn i pojawiało się coraz więcej sytuacji konfliktowych. W międzyczasie doświadczyłem nawrócenia, przystąpiłem do wspólnoty, zacząłem szukać pomocy u Boga i do tego namawiałem żonę. Coraz wyraźniej widziałem, że nie tylko ona jest winna kryzysowi w naszym małżeństwie, ale także ja, więc zdecydowaliśmy się pójść na terapię. Nasza relacja na tyle się poprawiła, że poczęła się nasza córeczka. Dzisiaj córka mieszka ze mną, a syn z żoną.

 

Kiedy więc doszło do rozłamu w Waszym małżeństwie?

K: Jedną z przyczyn było wspólne mieszkanie z moimi rodzicami. Mój ojciec alkoholik miał napady agresji i to odbijało się na naszej rodzinie. Śmierć teścia spowodowała, że w mojej żonie odżyły wszystkie złe wspomnienia z dzieciństwa. Żona zaczęła mnie o wszystko obwiniać, mówiła, że nigdy nie przebaczy mi tego, co zrobiłem, że się zemści… Po jakimś czasie dowiedziałem się o tym, że mnie zdradza. Mieszkanie teścia zostało przepisane na moją żonę i po remoncie mogliśmy się do niego wprowadzić, ale wówczas usłyszałem, że nie jest ono nasze, tylko jej. Zrozumiałem, że sytuacja w naszym małżeństwie jest krytyczna. Żona oddalała się ode mnie, nie chciała słyszeć o żadnej terapii, nie chciała ze mną rozmawiać, jawnie mówiła o zdradach, obrażała i znieważała mnie przy dzieciach… Próbowałem być jak najlepszym ojcem, modlić się za nasze małżeństwo i dzieci. W tym czasie umarł mój ojciec i po kolejnej zdradzie żony stwierdziłem, że lepiej będzie, jeżeli na pewien czas zamieszkam z mamą, pomogę jej po śmierci ojca, a jednocześnie nabiorę sił i dystansu do tego wszystkiego, co się dzieje, ponieważ nie dawałem już psychicznie rady.

 

Jak to wszystko przeżywały dzieci?

K: Żona obrzucała mnie przeróżnymi epitetami w ich towarzystwie. Wpłynęło to na moje relacje z synem. Dzisiaj ma 19 lat. Odszedł od wiary, nie przystąpił do sakramentu bierzmowania i mówi, że on pierwszy zostawi swoją dziewczynę, nim ona to zrobi…

 

Trafił Pan do Wspólnoty Trudnych Małżeństw Sychar…

K: To był moment przełomowy. Przez lata kryzysu wydawało mi się, że jestem sam, a tutaj spotkałem osoby, które przeżywają podobne dramaty. Teraz widzę, że nie ma sytuacji beznadziejnych. W czasie lektury Słowa Bożego coraz głębiej rozumiem, że moja żona jest mi dana na całe życie i zawsze nią pozostanie. A jednocześnie, o czym mówi Jan Paweł II, że nie ma miłości bez wolności – nie można zmusić drugiej osoby do miłości, miłość zakłada wolność posuniętą aż do tego, że pozwalamy drugiej osobie odejść. Uczę się przebaczyć jej to wszystko, co mi zrobiła, i wierzę, że kiedyś Pan Bóg to wszystko wyprostuje.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK