Wywiady
nr 1 (187) styczeń 2023

Jak wszyscy rodzice chcemy, żeby nasze dzieci były szczęśliwe, bez względu na to, co będą robiły w życiu i co wybiorą. Staramy się mówić im o wierze tak, by ją rozumiały na swój wiek - mówi Małgorzata Karwowska, żona Szczepana.

 

Aleksandra Wicik

Życie na góralską nutę

Muzyk i ceramiczka. Poznali się dzięki… Maryi i św. Józefowi. Małgorzata i Szczepan Karwowscy ze Szczyrku nie wyobrażają sobie życia bez gór, bo jak mówią, góralszczyzna jest w nich wrośnięta.

 

Skąd wzięła się nazwa kapeli „Góralska Hora”? Kto wchodzi w jej skład?

Szczepan: Jesteśmy zespołem z polskich i słowackich gór, nazwa zespołu pochodzi od szczytów górskich. Grają ze mną: mój chrześniak Dominik Karwowski, Szymon Jurasz i Mateusz Kudasik oraz Martin Zajac ze Słowacji. Jestem z zawodu muzykiem, ale zespół powstał z potrzeby serca, by grać piękną muzykę góralską.

 

A na jakich instrumentach gracie i jakie są Wasze ulubione style?
S.:
Nasze instrumenty to skrzypce, akordeon, altówka, kontrabas oraz cymbały węgierskie – to dość duży i ciężki instrument na czterech nogach, przypomina nieco stolik, ma około 130 strun i gra się na nim pałeczkami. W naszym zespole od 15 lat gra na nim Martin. Pięknie brzmią zwłaszcza czardasze wykonywane na tych cymbałach. Wykorzystujemy też unikatowe góralskie instrumenty, takie: jak trombita, róg pasterski, dudy, okaryna i różnego rodzaju piszczałki. Występujemy w strojach góralskich i hołdujemy muzyce Beskidów i Tatr. Łączymy różne style, inspirujemy się melodiami słowackimi, węgierskimi, rumuńskimi, bałkańskimi, cygańskimi i żydowskimi. Wykonujemy też standardy muzyki popularnej, rozrywkowej i biesiadnej w naszych aranżacjach.

 

Gdzie można zobaczyć Wasze występy?

S.: Koncertujemy w całej Polsce, odwiedzamy też zagranicę, a w grudniu i styczniu oczywiście kolędujemy na góralską nutkę. W maju zeszłego roku graliśmy pieśni maryjne w Loretto, w sanktuarium Matki Bożej Loretańskiej na Mazowszu, to przepiękne miejsce. Staramy się, by nasze koncerty były dużą dawką pozytywnej i skocznej muzyki, więc wykorzystujemy też żywiołowe bałkańskie rytmy w góralskiej aranżacji, co budzi zaciekawienie naszej publiczności. Odbiór zawsze jest przesympatyczny, a nogi same rwą się do tańca. Mamy sporo koncertów związanych ze św. Janem Pawłem II. Graliśmy nawet w archikatedrze gnieźnieńskiej, gdzie słuchał nas prymas senior kardynał Henryk Muszyński. Po koncercie mogliśmy sobie z nim porozmawiać o Polonia Maior i Minor, czyli Wielkopolsce i Małopolsce.

 

Cała Wasza rodzina podtrzymuje te tradycje, muzykuje i śpiewa?

S.: Oczywiście. Wspólnie śpiewamy, przy kolędach zwłaszcza ta tradycja jest widoczna, kiedy siadamy razem przy stole i kolędujemy. Podczas pandemii nie mogliśmy występować, ale udało nam się nagrać płytę z tradycyjnymi kolędami oraz filmiki, które można zobaczyć w Internecie (jeden z nich miał ponad 50 tysięcy wyświetleń). Niedługo ukaże się nasza kolejna płyta z różnymi utworami w naszej aranżacji.

 

Kiedy mąż wyjeżdża z zespołem na koncerty, to Pani opiekuje się domem.

Małgorzata: To duży trud, gdy zostaję z dziećmi sama, ale muzykowanie to dla męża i pasja, i praca, takie życie wybraliśmy. Jesteśmy siedem lat małżeństwem, poznaliśmy się przez znajomego…

S.: Poznaliśmy się raczej przez Świętego Józefa!

M.: 8 grudnia, w święto Matki Bożej, zawsze modliłam się o dobrego męża, żeby był muzykalny, i tak czuję, że za Jej i Józefa przyczyną jesteśmy razem.

 

Macie dwójkę dzieci: sześcioletniego Franciszka i czteroletnią Helenę. Jak wybraliście im imiona?

S.: Imiona nadaliśmy dzieciom po przodkach. Moja babcia była Helena, a Franciszek Józef jest po pradziadku Małgosi i po Świętym Józefie. Franek urodził się tego dnia, gdy Papież Franciszek przyjechał do Polski. Helenka przyszła na świat dwa lata później, tego samego dnia i prawie o tej samej godzinie. Mamy bliźniaki co dwa lata!

 

Modlitwa jest ważna w Waszym życiu.

M.: Od pokoleń w rodzinie męża jest obraz z wizerunkiem Maryi. Nazywamy go Matką Bożą Pocieszenia. Mąż ma go po swojej prababci. Obraz wisi u nas w białej izbie, czyli w salonie. Spotykamy się przed nim na wspólne modlitwy. W Szczyrku niedawno powstała inicjatywa spotkań rodzinnych na świeżym powietrzu w pierwsze soboty miesiąca. Modlimy się wtedy wspólnie różańcem. Na spotkaniu w październiku dzieci robiły z koralików swoje różańce.

 

Jest Pani artystką, ceramiczką, prowadzi zajęcia z dziećmi.

M.: Tworzę autorską ceramikę. Mam przy domu pracownię z piecem do wypalania, w której prowadzę warsztaty z dziećmi. Uczą się tworzyć własne rzeczy i bardzo im się to podoba. Zaczynają wierzyć we własne siły, gdy widzą namacalne efekty swojej pracy. Dostrzegają też, że z jednej strony jest potrzebny czas, by coś powstało, a z drugiej, że mogą potem z tego korzystać, np. z kubka, który same zrobią, albo dać go komuś w prezencie. Ważną inspiracją w pracy jest dla mnie natura, przyroda Beskidów, która nas otacza. W dużej mierze uczyłam się ceramiki sama, wzięłam też udział w wielu kursach. Od dziecka mam zainteresowania artystyczne. Poza tym robię różne rzeczy na szydełku, np. gwiazdki i bombki. Bombki wymagają dużo pracy. Są złożone z dwóch elementów, a później krochmalone. Potrzeba dużo cierpliwości, ale mam z tego ogromną przyjemność.

 

Wasze dzieci dzielą wasze pasje. To wspaniałe!

S.: Nie było To jakoś specjalnie planowane, po prostu jesteśmy w tym wszystkim razem. W domu staram się powolutku dzieci uczyć grania, daję im podstawy muzyki, mają małe skrzypki do ćwiczeń. Próbują też grania na pianinie. W szkole, do której chodzi Franek, są także zespoły góralskie, być może kiedyś będzie chciał do nich dołączyć. Pan Bóg jest wszechmocny, zdarza się, że czegoś nie dostrzegamy, a w tym właśnie objawia się Jego działanie.

 

W domu rozmawiacie gwarą góralską. Uczycie dzieci tej pięknej mowy przodków.

S.: Oczywiście, chcemy podtrzymywać tę tradycję, wesele i chrzciny też robiliśmy po góralsku. Pragniemy, żeby weszło to w krew kolejnemu pokoleniu, było dla nich normalne.

M.: Mąż na każde większe imprezy idzie ubrany po góralsku. Dzieci już nawet powyrastały ze swoich strojów, trzeba kolejne szyć.

S.: Chcemy im pokazywać, że te stroje są w codziennym użyciu, nie tylko od święta. Kiedy coś waznego się dzieje, cłek sie ubiero po góralsku, hej!

 

Wasze dzieci są jeszcze małe, ale kiedyś dorosną. Co byście im powiedzieli, gdyby wybrały dla siebie inną drogę niż góralskie tradycje?

M.: Jak wszyscy rodzice chcemy, żeby były szczęśliwe, bez względu na to, co będą robiły w życiu i co wybiorą. Staramy się mówić im o wierze tak, by ją rozumiały na swój wiek. Dużo też przebywamy z nimi na polu, wędrujemy po górach, idziemy do zwierząt, do koni, które mamy blisko, chodzimy po lesie, by miały bliski kontakt z przyrodą i by rozwijała się ich wrażliwość na nią.

S.: Ale myślę, że o kulturze góralskiej nie zapomną, bo to za bardzo się tutaj nie zdarza. Mój brat Bartłomiej w Szczyrku też ma konie, w zimie organizuje kuligi, to także część naszej tradycji. Ta góralszczyzna jest w nas wrośnięta, to coś naturalnego i codziennego dla nas. Szczyrk jest położony w pięknych Beskidach, najwyższa góra to Skrzyczne, z którego widać panoramę Beskidów i Tatr polskich oraz słowackich. Ostatnio szliśmy prawie sześć godzin z dziećmi po górach, przyrodę mamy wokół po prostu zachwycającą. Serdecznie wszystkich do nas zapraszamy, hej!

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK