Wywiady
nr 12 (102) Grudzień 2015

Doświadczenie mówi, że im bliżej Kościoła i sakramentów są ludzie, tym są bezpieczniejsi mimo zagrożeń płynących ze świata.

Marta i Rafał Karpińscy

Kamyki z mozaiki

16 małżeństw z całego świata i jedno z Polski. Jadwiga i Jacek Pulikowscy chcą być święci i szczęśliwi… może dlatego byli na synodzie.

 

 

Z jakim przesłaniem jechali Państwo na synod? Co chcieliście przekazać ojcom synodalnym?

Jacek: To pytanie do mrówki, jak chce upolować słonia (śmiech).

 

No więc jak mrówki polowały na słonia?

Jacek: Zaoponowałem, gdy w kontekście kryzysów mówiono w jednym ciągu o małżeństwach sakramentalnych i niesakramentalnych. Nie można ich stawiać w jednym rzędzie. Prawdą jest, że zarówno te, jak i tamte się rozwodzą, ale nie jest prawdą, że jest to to samo zjawisko. Powiedziałem, że przez 35 lat pracy z małżeństwami nie zetknąłem się z ani jednym przypadkiem, gdzie doszłoby do rozwodu małżeństwa, które wspólnie się modliło i chodziło do kościoła. Doświadczenie mówi, że im bliżej Kościoła i sakramentów są ludzie, tym są bezpieczniejsi mimo zagrożeń płynących ze świata.

Jadwiga: Na synod pojechaliśmy z nadzieją, że obrady wspomogą Kościół w tym, by wzmacniał rodzinę. Chcieliśmy, żeby zostały zauważone normalne rodziny, czyli takie, które żyją zgodnie z Bożym prawem i z nauką Kościoła i które są szczęśliwe, ale czasem potrzebują podpowiedzi, żeby się szczęśliwymi poczuć. Szczególnie te rodziny, które są w różnych niełatwych życiowych sytuacjach: małżeństwa, które nie mogą się doczekać poczęcia dziecka, rodziny wielodzietne, które częstokroć przeżywają trudności w stopniu większym niż inni, narzeczeni, którzy przygotowują się do katolickiego małżeństwa, żyjąc w czystości, osoby porzucone, od których odeszli współmałżonkowie, a które mimo chęci nie założyły rodziny i żyją w czystości.

 

Czy to są problemy uniwersalne?

Jadwiga: Polska jest monolityczna, jeżeli chodzi o religię, ale w innych częściach świata tak nie jest. W Indiach 65%, a w Tajlandii 90% małżeństw to małżeństwa mieszane.

Jacek: Problemy społeczne i obyczajowe są zupełnie inne w różnych częściach świata. W naszej grupie było siedmiu przedstawicieli Afryki, siedmiu – świata, który mieni się cywilizowanym, i siedmiu z Azji i Pacyfiku. Nie sposób było uzgodnić warunków kulturowych.

 

Klucz językowy nie wystarczał?

Jadwiga: Grupy były tak dobierane, żeby wykazać różnorodność. To było niezwykłe i bardzo pozytywne doświadczenie. Z takich małych kamyczków składa się piękna mozaika Kościoła, który obejmuje cały świat.

 

Jak widzicie Państwo rolę Kościoła w leczeniu i wzmacnianiu osłabionej rodziny w Europie?

Jacek: W czasie synodu wyraźnie było widać dwie znoszące się tendencje. Afrykanie dążyli do tego, żeby podkreślać rolę Chrystusa, rolę pobożności. Z kolei tzw. świat cywilizowany podkreślał zmianę warunków, w jakich żyją teraz rodziny. Powstało pytanie, czy Kościół ma głosić Chrystusa takiego, jaki On jest, i do tego ludzi pociągać, czy ma dopasować Chrystusa do czasów, w jakich żyjemy.

 

Media podkreślały ten rozłam w podejściu ojców synodalnych.

Jadwiga: Ale nie był to główny temat. Wszyscy – nawet ci, którzy przez prasę są określani jako liberalni – odnosili się do planu Bożego i małżeństwa sakramentalnego.

Jacek: Nie był to spór, ale wybrzmiał akcent, czy dopasować się do świata. Nawet w języku. Jaki powinien być język Kościoła? Czy zmienić go tak, aby był zrozumiały, czy pozostać przy języku hermetycznym, już dziś przez świat nieprzyjmowanym?

 

W czasie trwania synodu kanonizowano małżonków Martin. Czy świętość jest atrakcyjną propozycją dla współczesnego człowieka?

Jacek: No właśnie, ludzie nie wiedzą, że to jest atrakcyjne. W styczniu 2015 roku dostałem nagrodę im. Jerzego Ciesielskiego. Ciesielski otwartym tekstem mówił o tym, że zmierza do świętości. To mnie poruszyło. Zadałem sobie pytanie: „A ty co, chłopie? Ukrywasz się pod ścianami czy zaczniesz wreszcie mówić, że chcesz być święty?”.

 

Czym jest świętość?

Jacek: Szczęściem. Szczytem szczęścia tu, na ziemi, jest być w 100% sobą. Tylko to „sobą” trzeba rozpoznać, a nie wykreować. Mam rozpoznać swoje powołanie i talenty i być dokładnie tym, kim Pan Bóg chce, abym był. Mam się stale rozwijać. Świętość to pełnia szczęścia osobistego, to doskonała wolność wewnętrzna pozwalająca w każdej sytuacji wybrać dobro, a odrzucić zło. Jeżeli ją osiągnę, mogą mi pistolet do głowy przyłożyć, a ja nie odwołam świata swoich wartości.

Drugim elementem szczęścia są relacje miłości z Bogiem i ludźmi. Relacja miłości do Stwórcy dotyczy wszystkich ludzi na całym świecie w całej historii ludzkości. Tęsknota za Stwórcą jest kawałkiem człowieka. Jeśli on tego kawałka nie zrealizuje, to nie będzie sobą.

Te dwa elementy – osobisty wzrost i relacja z Bogiem – nie wymagają żadnych warunków zewnętrznych! Można być w więzieniu, można głodować… Paradoksalnie: im trudniejsze warunki, tym większa szansa na własny rozwój. Tylko trzeba tego chcieć, uwierzyć w to i tego zapragnąć.

 

Jak „sprzedać” ludziom świętość?

Jacek: Dziś świętość jest obrzydzona – przedstawia się ją jako byle jaką, nudną. Stworzono klimat, gdzie wzięcie mają hasła: „Grzeczne dziewczynki idą do nieba, a niegrzeczne mają raj na ziemi”. Brzmi cudownie. Ale co to oznacza? Te niegrzeczne 13-, 14-letnie dziewczynki ruszające w tan narkotyczno-seksualno-alkoholowy są ruiną człowieka po chwili takiego działania. A hasło nadal robi swoje! Niebo nie wiadomo czyje, nie wiadomo kiedy. A tu raj na ziemi… Dziś wszystko trzeba mieć już, natychmiast. Natychmiast mają więc piekło, wierząc, że to raj. Ludzie powszechnie uwierzyli, że łajdactwo jest fajne, i teraz Kościół ma za zadanie sprawić, by z powrotem uwierzyli, że to świętość jest fajna.

 

Jak dążyć do szczęścia w małżeństwie?

Jacek: Główną sprawą jest troska o relacje miłości. W małżeństwie na pierwszym miejscu jest relacja ja-małżonek, na drugim ja-dzieci, na trzecim, czy chcemy czy nie chcemy, ja-rodzice i teściowie, potem inni ludzie. Przestawienie tego w jakimkolwiek miejscu powoduje ruinę życia. Jeżeli zaburzymy porządek miłości i żona dla męża nie jest osobą, z którą on na pierwszym miejscu buduje relację miłości, to cierpią na tym dzieci, za chwilę dzieci się pogubią, a jak dzieci wpadną w kłopoty, to cierpią rodzice i dziadkowie. Dwie rzeczy są nam potrzebne do szczęścia: wolność (wewnętrzna wyboru dobra) i miłość. I zobaczcie, co nam zafundował zły duch: wolną miłość. Dwie największe tęsknoty człowieka, uświadomione bardziej lub mniej, są zbite w jedno, są hasełkiem absolutnie pustym, bo tu nie ma ani odrobiny miłości, ani odrobiny wolności, a miliony ludzi poszło na zatracenie za tym hasłem. I idą nadal. To udaje się dzięki nieużywaniu rozumu. Człowiek ma zdolność myślenia, ale nie myśli, ma zdolność wyciągania wniosków, ale nie robi tego, tylko przyjmuje papkę poprawności politycznej.

Trzeba wiedzieć, na czym polegają świętość i szczęście człowieka. Trzeba wiedzieć, że świętość i szczęście znaczą to samo – i potem jest już wszystko dużo prostsze.

 

Rozmawiali Marta i Rafał Karpińscy

 

Jadwiga i Jacek Pulikowscy – małżeństwo od 39 lat, rodzice Marii, Jana i Urszuli. Od wielu lat pomagają małżeństwom przeżywającym kryzysy, prowadzą kursy przedmałżeńskie oraz rekolekcje dla małżonków i narzeczonych. Są autorami wielu książek o tematyce rodzinnej. Jadwiga pracowała w Instytucie Biochemii PAN, gdzie obroniła pracę doktorską. Przez 30 lat była Diecezjalną Doradczynią Duszpasterstwa Rodzin oraz nauczycielem Naturalnego Planowania Rodziny. Jacek – dr inżynier – jest wykładowcą w Zakładzie Mechaniki Budowli Instytutu Konstrukcji Budowlanych na Politechnice Poznańskiej

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK