Wywiady
nr 5 (167) maj 2021

Moje życie zmieniło się, gdy osiągnąłem dno. Mnie bardzo pomaga modlitwa. Staram się żyć najlepiej, jak potrafię. Może to banał, ale starajmy się iść zawsze w stronę dobra, a wtedy dzieją się te wielkie i małe cuda - mówi nam Krzysztof Antkowiak.

 

Monika Zając

Staram się iść w stronę dobra

Dużo dziś mówi się o wartości życia rodzinnego, ale także o kryzysie małżeństwa i rodziny, który zdaje się podważać prawdę o tym, że stanowią one „jedno z najcenniejszych dóbr ludzkości.

Krzysztof Antkowiak: Dla mnie rodzina i więzy rodzinne były i będą zawsze bardzo ważne. Rodzina zawsze miała wielką moc, była w stanie poradzić sobie z najtrudniejszymi przeciwnościami – np. komunizm chciał zniszczyć rodzinę jako wartość, ale upadł m.in. dzięki rodzinie. Bo nawet gdy w szkole uczono nas przekłamanej historii, to wracaliśmy do domu i rodzice czy dziadkowie opowiadali, jak było naprawdę. To była też szczególna wartość rodzin wielopokoleniowych. Z pewnością osłabia rodzinę to, co dzisiaj obserwujemy: brak czasu, różnego rodzaju napięcia, stresy, zwłaszcza presja ekonomiczna. Jednak są też rodziny, które dbają o pielęgnowanie tych więzi, i one są nadzieją, że rodzina jako wartość jest nie do pokonania. Dlatego staram się patrzeć na dobro, które wciąż jest, na rodziny z wartościami, które się kochają, troszczą się o siebie nawzajem.

 

Czego Twoim zdaniem rodzina najbardziej dziś potrzebuje?

Czasu dla siebie.

 

Za bardzo oddaliliśmy się od siebie?

Pamiętam czasy, gdy z kolegami na podwórku graliśmy w piłkę, a mamy zrzucały nam kanapki. Kiedy opowiadam o tym młodym ludziom, to patrzą na mnie tak jak ja na dziadka, który opowiadał mi o wojnie i jeżdżących czołgach. Bycie bliżej siebie spowodowało, że może moje pokolenie czuje odpowiedzialność i sprawczość, zwłaszcza w obecnym, bardzo trudnym dla nas wszystkich czasie. Wielu moich znajomych ma potrzebę działania i niegodzenia się na odbieranie nam krok po kroku wolności.

 

Jakie jest Twoje spojrzenie na problem kryzysu męskości, męstwa, ojcostwa?

Myślę, że jest kryzys męskości i kobiecości. Dla mnie są to naczynia połączone. Im bardziej kobiety będą chciały być męskie, tym bardziej mężczyźni nie będą wiedzieli, co z tym zrobić. Widzę, co się dzieje w tym temacie, ale mam nadzieję, że świat aż tak nie zwariuje, że mężczyzna i kobieta odnajdą swoje miejsce.

 

Niektórym jednak coraz trudniej odnaleźć ten kierunek…

Wiele trudności wynika dziś z tego, że ludzie są pogubieni, przestymulowani ilością informacji. Internet zmienił nas bardzo jako ludzi. Świat przechodził już wiele kryzysów, także męskości i kobiecości, i zawsze jakoś sobie z nimi radził.

 

Bo kryzys może być szansą…

Niektórym wydaje się, że żyjemy w czasach ostatecznych. OK, jest to trudny czas, ale przecież człowiek zawsze musiał walczyć o wolność, o wartości. To jest czas, abyśmy przewartościowali pewne rzeczy, aby ludzie poznali się na nowo w tym czasie zamknięcia, umieli znaleźć czas dla siebie. Moim zdaniem powinniśmy być bliżej siebie, bardziej otwarci na potrzeby drugiego człowieka.

 

A zatem szklanka jest do połowy pełna, a nie pusta?

To jest bardzo bliska mi maksyma. Mamy wiele rzeczy, którymi nie potrafimy cieszyć się na co dzień, bo chcielibyśmy jeszcze więcej. A chodzi o to, żeby dostrzegać dobro, które już mamy. To są czasy aktywności, myślenia, co możemy zrobić, by zmieniać mikroświat dokoła siebie.

 

Siedem lat temu Pan Bóg podarował Ci łaskę uwolnienia i uzdrowienia, zwłaszcza od hazardu. To był moment dotknięcia przez łaskę, w którym wszystko zmieniło się o 180 stopni, czy jednak dłuższy proces uzdrawiania?

To trudne pytanie, bo myślę, że jakieś ziarna były zasiane już wcześniej. Takim momentem przełomowym była Msza Święta o uzdrowienie z o. Józefem Witko. Myślę, że to był moment, w którym nieświadomie otworzyłem się na działanie Ducha Świętego.

 

Łaska oczekuje jednak współpracy. Jak Ty na nią odpowiedziałeś?

Na początku jest tak, że człowiek, który się nawróci, czuje, jakby latał nad ziemią. Później przychodzi codzienność. Potrzeba ciężkiej pracy, pojawiają się upadki i wzloty. Ja każdego dnia staram się zawierzać Panu Bogu, choć różnie mi to wychodzi. To zmaganie się, ciężka praca, jeśli zależy nam, żeby rozwijać się duchowo. Czasem modlę się, aby Pan Bóg poprowadził np. jakąś ważną rozmowę, i czuję Jego obecność i pomoc. Czasami daje o sobie znać przez rozwiązanie pojawiających się trudności w jakiś niespotykany i niewyobrażalny po ludzku sposób. To jest wręcz trudne do opisania.

 

Jak udaje Ci się dbać o relację z Bogiem przy tak intensywnym trybie życia?

Staram się modlić w samochodzie, ale też podczas pływania. Bardzo lubię Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Moja relacja z Bogiem jest bardzo intuicyjna. Wierzę, że każdy ma swoją duchową drogę.

 

Z jakim odbiorem spotyka się Twoja muzyka i jej przekaz wśród młodzieży?

Ostatnio przeżyłem miłe rozczarowanie. Gdy grałem koncert dla około dwustu maturzystów. Myślałem, że będzie ciężko, a było wręcz odwrotnie. Okazało się, że byli bardzo poruszeni. Podchodzili do mnie, mówiąc, że coś ich dotknęło. Może dziś postrzegamy młodzież jako niewrażliwą, że przez telefony komórkowe i świat wirtualny ogarnia ich znieczulica, a to nieprawda – ja byłem zaskoczony ich wrażliwością. Na swoich koncertach gram bardzo różne rzeczy, ale zawsze znajdują się piosenki, które nawiązują do mojej relacji z Panem Bogiem. Jednak nigdy tym nie epatuję, lecz staram się, żeby ten przekaz dotknął kogoś bezwiednie, a nie w sposób narzucający się.

 

Bo narzucanie zwykle przynosi efekt przeciwny do zamierzonego i może na starcie zniechęcić do przekazu…

Tak było u mnie – jak coś było zbyt epatujące i nachalne, to wręcz mnie odrzucało.

 

Człowiekiem, który umiał dostrzegać dobro wokół siebie i uczyć tego innych, był niezwykły kapłan, Twój przyjaciel, ks. Piotr Pawlukiewicz. Jak się poznaliście?

Po jednym z koncertów podeszło do mnie małżeństwo, mówiąc, że chciałoby podziękować komuś, kto je uratował. Opowiedzieli mi o ks. Piotrze i jego marzeniu, aby ktoś napisał muzykę do jego tekstów. Dali mi wtedy tekst piosenki „Litania”. Tak to się zaczęło. Napisałem muzykę, a oni wysłali to ks. Piotrowi w podziękowaniu. Ksiądz był w szoku i był zaskoczony, że ktoś to w ogóle zrobił. Bardzo chciał mnie poznać, ja też chciałem poznać księdza. I tak się stało.

 

Udało się nie tylko spotkać i zaprzyjaźnić, ale także nagrać płytę. Ks. Piotr nie doczekał jej premiery, jednak „Zostanie mi muzyka…” okazała się platynowym sukcesem!

Nikt najpierw nie myślał o płycie. Gdy powstały trzy pierwsze utwory, ksiądz powiedział do mnie: „Ty, a może by zrobić z tego płytę?”. Myślę, że ks. Piotr cieszy się, że udało się to zrealizować, że poszło to do ludzi. Ta płyta pokazuje inną stronę ks. Piotra. Teksty pokazują go nie tylko jako tego z ogromnym poczuciem humoru, uwielbiającego żartować, ale także jako tego, który miał bardzo głęboki świat wewnętrzny.

 

Kiedyś stwierdziłeś, że ks. Piotr był człowiekiem, przy którym chciało się być lepszym. Z pewnością ta płyta ma dla Ciebie szczególną wartość.

To dla mnie wielki zaszczyt i radość, że mogłem spełnić marzenie przyjaciela.

 

W ostatniej piosence macie szczególne „Pytania do świętych”. W refrenie pytacie: „Gdzie się śpieszycie, gdzie biegniecie? (…) Co wy widzicie, co czujecie?”. Do jakiej refleksji chcecie zaprosić słuchacza?

Każdy z nas ma własny odbiór. Ja przez muzykę staram się przekazać jakieś ciepło, energię, która jest dobra, powoduje, że w człowieku rodzi się coś lepszego.

 

Do stawiania sobie takich ważnych pytań z pewnością zachęcały i nadal zachęcają postawa i nauczanie ks. Piotra. A czego Ty się od niego nauczyłeś?

Największą nauką było dla mnie tych kilka dni, gdy ksiądz udzielał ostatniego wywiadu w Nowym Sączu, a ja się nim wtedy opiekowałem. To było dla mnie najcenniejsze doświadczenie.

 

Mówisz, że miłość to przestrzeń na cud. Jak inspirować dziś ludzi do poszukiwania takiej przestrzeni? To trudne, bo każdy ma swoją drogę. Moje życie zmieniło się, gdy osiągnąłem dno. Mnie bardzo pomaga modlitwa. Staram się żyć najlepiej, jak potrafię. Może to banał, ale starajmy się iść zawsze w stronę dobra, a wtedy dzieją się te wielkie i małe cuda.

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK