Wywiady
nr 6 (144) czerwiec 2019

Raz w życiu byłam blisko Jana Pawła II. Niedługo przed jego śmiercią. Udało mi się dotknąć jego dłoni. Pamiętam ten dotyk i tę dłoń do dziś. 

Aleksandra Wicik

Pamiętam dotyk dłoni Jana Pawła II

Pamiętam dotyk dłoni Jana Pawła II

 

Radio to cały jej świat. Pełen niespodzianek i głębokich przeżyć. Relacjonowała Światowe Dni Młodzieży, konklawe, Rejs Niepodległości. Tę dziennikarską pasję dzieli z mężem. Patrycja Michońska-Dynek nie wyobraża sobie, by w życiu miała robić coś innego.

 

Całe Pani życie zawodowe to praca w radiu. Czy istnieje dla Pani życie pozaradiowe?

Patrycja Michońska-Dynek: Nie istnieje. Jestem dyrektorem programowym Radia Plus Warszawa i koordynatorem siedmiu stacji grupy Eurozet, w której działa Radio Plus, wcześniej znane jako Radio Józef. W tym roku nasza stacja kończy 25 lat i jestem tu od początku. Zaczynałam jako 19-latka od prowadzenia audycji z dziećmi. Potem doszły kolejne, już dziennikarskie i reporterskie obowiązki, samodzielne programy. Teraz jako wysłannik jeżdżę w różne miejsca. Byłam na Światowych Dniach Młodzieży w Panamie, płynęłam też w Rejsie Niepodległości. Nie wyobrażam sobie radia zza biurka – dla mnie ta praca straciłaby wtedy cały urok. 

 

Panama to były już kolejne Pani ŚDM – po krakowskich i po tych w Częstochowie w 1991 roku.

Najbardziej przeżyłam ŚDM w Krakowie. Mieliśmy w Polsce dużo więcej ludzi niż w Panamie. W Krakowie cała młodzież spotykała się na Rynku. To był taki punkt centralny poza Błoniami i Brzegami, było słychać wszystkie języki. W Panamie nie trafiłam do takiego miejsca spotkań i trochę brakowało mi tej radości z Krakowa. Choć polską flagę i Polaków było widać najbardziej spośród Europejczyków, to do Panamy przyjechali młodzi głównie z Ameryki Południowej, Środkowej i z USA. Wydaje mi się, że papież czuł się tam bardziej u siebie niż w Krakowie. I środki bezpieczeństwa były tam mniejsze. Można było mieć papieża niemal na wyciągnięcie ręki podczas jego przejazdów.

 

Zanim ruszyła Pani na ŚDM do Panamy, płynęła Pani „Darem Młodzieży” w Rejsie Niepodległości. Jak wyglądały trzy tygodnie na morzu?

Płynęłam właściwie z Polski do Polski. W maju 2018 roku wyruszyliśmy z Gdyni do Tallinna. Potem były Kopenhaga i Stavanger, a ja zakończyłam rejs w połowie czerwca w Szczecinie. Z punktu widzenia dziennikarza udział w rejsie wyglądał całkiem inaczej niż oczami uczestnika. Załoga składała się z trzech grup: profesjonalnych marynarzy, studentów szkół morskich oraz laureatów konkursu „Rejs Niepodległości”. Czwartą grupą na pokładzie byli dziennikarze jako goście. Pracowałam 24 godziny na dobę, by nie przegapić żadnej okazji do nagrania. Materiałów z rejsu starczyło mi na ponad pół roku audycji w radiu.

 

Co było dla Pani największym reporterskim wyzwaniem?

Ostatnie konklawe. Gdy papież Benedykt zrezygnował, nikt nie chciał w to uwierzyć. Ja także. Ale gdy dostałam potwierdzenie z Radia Watykańskiego, wiedziałam, że muszę tam jechać. Wraz z mężem, fotografem, dotarliśmy do Rzymu, gdy nie była znana jeszcze data konklawe. Zostaliśmy aż do pierwszej Mszy papieża Franciszka i późniejszej Niedzieli Palmowej. Cały wyjazd był moim największym przeżyciem dziennikarskim. Dostaliśmy ogromne płachty ze zdjęciami kardynałów uczestniczących w konklawe. Niektóre były robione bardzo dawno i mieliśmy trudności w odnajdywaniu właściwych osób i dopasowywaniu ich do zdjęć. Gdy kilka razy widzieliśmy skromnego kardynała z teczuszką idącego przez plac św. Piotra, nie wiedzieliśmy, że to on zostanie papieżem.

Pamiętam, gdy mąż poszedł na jedną z pierwszych papieskich Mszy i miał dylemat: czy podać rękę papieżowi, bo był tak blisko niego, czy robić mu zdjęcia. Wybrał zdjęcia. To taki odruch fotografa. Ale ja bym chyba podała rękę. Raz w życiu byłam blisko Jana Pawła II. Niedługo przed jego śmiercią. Udało mi się dotknąć jego dłoni. Pamiętam ten dotyk i tę dłoń do dziś. 

 

Jak w tak intensywnym dziennikarskim życiu znaleźć czas na modlitwę, Mszę czy odpoczynek z bliskimi w domu? Na chwilę oddechu od pracy?

Zanim wyszłam za mąż, już byłam pracoholiczką. W radiu spędzałam mnóstwo czasu. I to tu poznałam Sławka. Jesteśmy małżeństwem 15 lat. Mój mąż był reporterem radiowym i dziennikarzem prasowym. Teraz podpowiada mi wiele rozwiązań. Wspólna praca daje mi dużo siły i wsparcia, bo wiele wydarzeń relacjonujemy razem. Podobno to niemożliwe, by być małżeństwem i cały czas pracować razem. A nam i tak jest mało.

Modlitwa? Dużo jeżdżę po Polsce i gdy mam wolną chwilę, lubię iść do lokalnego kościoła na Mszę, daje mi to radość i przyjemność, choć niektórzy się ze mnie podśmiewają. Gdy nie ma modlitwy, czegoś mi brakuje. Zdarzają się też trudne momenty, w pracy czy poza nią, wtedy modlę się jeszcze bardziej i proszę Boga, by mi pokazał, po co to wszystko.

 

Od dzieciństwa przeczuwała Pani, że zwiąże się z radiem katolickim na tyle lat?

Moja rodzina zawsze była blisko Kościoła. Aktywnie uczestniczyłam w jego życiu – a to schola, a to bielanki. Byłam jedyną dziewczyną, która czytała jako lektor, i byłam z tego bardzo dumna. To chyba moje inklinacje radiowe od dzieciństwa. Natomiast moja młodsza siostra grała na instrumentach i śpiewała.

Myślałam o tym, by być dziennikarzem. Gdy powstało Radio Józef, znalezienie tam własnego miejsca było dla mnie przygodą. Nigdy nie pomyślałam, by robić w życiu coś innego. Kiedy dostałam ultimatum, by wybrać między radiem a telewizją, w której przez wiele lat prowadziłam program dla młodzieży „Raj”, ku zaskoczeniu wszystkich wybrałam radio. Ale do wszystkiego musiałam dojść sama. Kiedy zaczynałam, nie było podpowiedzi w Internecie, bo nie było Internetu. Nikt też nie podstawił mi niczego pod nos. Moim mistrzem był Paweł Zuchniewicz. Przyprowadzał mi pierwszych gości do studia. Uczył, że dziennikarz powinien nie tylko zadawać im pytania, ale z nimi rozmawiać. Audycje są dla słuchaczy, nie dla mnie – jestem po to, by im coś dać, a nie sobie sprawić przyjemność. Rzadko postrzega się swoją pracę jako misję. Kiedyś podczas rozmowy z grupą muzyków katolickich w USA pani w wieku moich rodziców powiedziała: „Ale ty masz piękną misję, to posłannictwo to, co robisz”. Wtedy tego tak jeszcze nie widziałam. Miałam poczucie, że robię coś, co mi sprawia przyjemność. Jednak z upływem czasu przyznałam jej rację.
 

 

 

Patrycja Michońska-Dynek dziennikarka i dyrektor programowy Radia Plus Warszawa oraz koordynator stacji lokalnych Radia Plus, w latach 90. prowadziła telewizyjny magazyn dla młodzieży „Raj”, autorka książki „Przeżyć, by żyć. Opowieść o wierze, miłości i uzdrowieniu” – wywiadu z ks. Markiem Chrzanowskim FDP, współautorka (z mężem) książek o świętych papieżach Janie Pawle II i Janie XXIII oraz zbiorów „Papież Franciszek na 365 dni” i „Papież Franciszek na każdy dzień roku”.

 

 

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK