Wywiady
nr 10 (76) PAŹDZIERNIK 2013

Staram się wszystko zawierzać Panu Bogu: nasze małżeństwo, dzieci, edukację domową. Ufam Mu. Nie wyobrażam sobie bez Niego życia. On daje mi nadzieję, poczucie sensu i siłę, żeby iść naprzód.

Marta Dzbeńska-Karpińska

Z bólem da się żyć

Magda ma dwie choroby genetyczne krwi i kręgosłupa. Ma troje dzieci. Córkę Anię sama uczy w domu. Opiekuje się dwoma różami różańcowymi. Chciałaby robić dużo więcej, ale ból jej na to nie pozwala.

 

10 lat temu, gdy wychodziłaś za mąż, marzyliście z Zenkiem o trójce dzieci. Mieliście problemy?

MAGDALENA KOSICKA Wszystko zaczęło się ponad pół roku po ślubie, gdy byłam w ósmym tygodniu ciąży. Dostałam temperatury i miałam tak silne bóle w pachwinie, że nie mogłam chodzić. W szpitalu zdiagnozowano zakrzepicę lewej nogi, włącznie z główną żyłą biodrową. Na szczęście okazało się, że z dzieckiem wszystko było w porządku. Bardzo cierpiałam, a nie mogłam przyjmować środków przeciwbólowych, bo to był pierwszy trymestr ciąży. Pamiętam, że z bólu nie spałam dwie noce. Potem leki rozrzedzające krew zaczęły działać i ból się zmniejszył.

Modliłaś się?

MAGDALENA Oczywiście. Prosiłam Pana Boga o pomoc. W pierwszej dobie pobytu w szpitalu, bardzo zalękniona i obolała, ledwie doszłam do łazienki. Tam sprzątała salowa i kiedy zobaczyła mnie taką załamaną, zapytała, czy może się za mnie pomodlić. Odpowiedziałam: „Tak!”. Posadziła mnie na odwróconym wiadrze i położyła mi ręce na głowie. To był dla mnie promień Boży. Zalałam się łzami. Czułam, że jestem pod Bożą opieką.

A jak było z opieką lekarską?

MAGDALENA Gdy już wróciłam do domu, zdarzył się cudowny zbieg okoliczności. Moja mama, która długo nie mogła znaleźć pracy, dostała w tym czasie etat w księgowości w Instytucie Hematologii. Poszła skonsultować się z lekarzami w mojej sprawie i tak dostałam się pod opiekę specjalistów z instytutu. Z badań wyszło, że mam wrodzoną dziedziczną chorobę krwi: trombofilię. Gen odziedziczyłam po obojgu rodzicach i dlatego trudniejszy jest jej przebieg. Na stałe przyjmuję leki rozrzedzające krew. Choroba uszkodziła zastawki w lewej nodze i jestem zmuszona cały czas nosić specjalne pończochy uciskowe. Nie jest to zbyt przyjemne, zwłaszcza gdy są 30-stopniowe upały…

Jak trafiłaś pod opiekę bł. Honorata?

MAGDALENA Byłam w ósmym miesiącu ciąży. Bałam się, bo zbliżał się poród. Czekając na wizytę u lekarza, spotkałam znajomego księdza. Wręczył mi obrazek bł. Honorata Koźmińskiego, mówiąc, że właśnie jest jego wspomnienie, i polecił mi zawierzyć dziecko jego opiece, co też uczyniłam.

Co groziło Ci podczas porodu?

MAGDALENA Istniała obawa, że przy wysiłku, jakim jest naturalny poród, nastąpi oberwanie skrzepu. Nie było też wiadomo, czy dam radę urodzić, bo byłam obolała, nogę miałam całą spuchniętą, a trombofilia jest przeciwwskazaniem dla cesarskiego cięcia i innych operacji, gdyż istnieje duże zagrożenie krwotokiem. Podczas porodu wielkim wsparciem był dla mnie mąż.

Na szczęście Ania przyszła na świat bez większych komplikacji. Powiedziano Wam, że nie powinniście mieć więcej dzieci.

MAGDALENA Tak. Przy zakrzepicy zagrożone jest życie zarówno matki, jak i dziecka. Lekarze kazali nam czekać. Nikt nie przeprowadził z nami jasnej rozmowy o tym, jak duże jest ryzy-ko i jakie są perspektywy. Czas płynął. Zaczęliśmy rozważać adoptowanie dziecka. Zawierzyliśmy to Panu Bogu i w grudniu 2008 roku podjęliśmy decyzję, że w styczniu rozpoczniemy starania o adopcję. W Wigilię okazało się, że jestem w ciąży. Bardzo się cieszyliśmy i czuliśmy, że to prezent z nieba.

Jak przebiegała kolejna ciąża?

MAGDALENA Na początku dobrze. W połowie pojawiły się bóle kręgosłupa i żeber. Nie przejmowałam się tym specjalnie. Miałam też silne bóle w pachwinach. W całej ciąży byłam pod bardzo dobrą opieką lekarską. I nie tylko lekarską. W ósmym miesiącu ciąży wybrałam się do spowiedzi do kościoła ojców kapucynów na Miodowej. Szukałam spokojnego miejsca, żeby się pomodlić, i wyszłam wprost na obraz bł. Honorata Koźmińskiego! Sam mi o sobie przypomniał! Zawierzyłam mu synka i kolejny poród.

Staś przyszedł na świat szczęśliwie. Za to u Ciebie zaczęły się poważne kłopoty.

MAGDALENA 4 tygodnie po porodzie pojawiły się bardzo silne bóle. Nie tylko żeber i kręgosłupa. Również dłoni, szyi, karku, barku, stóp. Ledwie się ruszałam. Kiedy podczas kontroli u ginekologa powiedziałam, jaką dawkę leków przeciwbólowych muszę brać dziennie, lekarka złapała się za głowę. Trafiłam pod opiekę Instytutu Reumatologii. Okazało się, że mam kolejną chorobę genetyczną: zesztywniające zapalenie stawów kręgosłupa (ZZSK).

Dwie choroby genetyczne ujawniające się przy okazji dwóch ciąż… Co czułaś?

MAGDALENA Trochę się podłamałam. To było trudne. Bardzo cierpiałam. Musiałam spać na podłodze. Nie mogłam podnieść Stasia.

Był też taki czas, kiedy nie mogłam nawet jeść w pozycji siedzącej. Leżałam plackiem. Potrzebowałam silnego wsparcia. Codziennie przychodziła do nas moja mama. W nocy mąż wstawał do każdego karmienia, bo nie mogłam samodzielnie nakarmić synka. I tak przez pół roku. Kiedy Staś skończył 6 miesięcy i odstawiłam go od piersi, dostałam silniejsze leki i poszłam na rehabilitację. Powoli zaczynałam czuć się lepiej.

Co myśleliście z Zenkiem o tej sytuacji?

MAGDALENA Śmialiśmy się, że jestem bardzo obdarowana. My wszystko zawierzamy Pan Bogu: naszą drogę, to, ile mamy mieć dzieci, gdzie mieszkać. Swoje cierpienia oddawałam Mu w konkretnych intencjach. To nadawało im sens. Ale to były też dla nas bardzo trudne i ciężkie sytuacje. Czasami płakałam z bezsilności. Było mi tak przykro, że nie mogę nosić dzieci, gdy one wyciągały do mnie ręce.

A potem dowiedziałaś się, że masz zaawansowaną osteoporozę…

MAGDALENA To było w styczniu 2010 roku. W Instytucie Reumato-logii zrobiono mi densytometrię z kości biodrowej i kręgosłupa. Zaawansowana osteoporoza – diagnoza brzmiała jak wyrok. Zaczęłam wpadać w panikę. W lipcu pojechaliśmy na rekolekcje charyzmatyczne, gdzie bardzo doświadczyłam działania Pana Boga i usłyszałam wezwanie: „Magdalena jest uzdrawiana z osteoporozy”. Po 11 miesiącach kolejne badanie. Pamiętam zdziwienie technika, który je robił. Pokazałam mu poprzednie wyniki, więc przebadał mnie raz jeszcze. Wynik był jednoznaczny: „Nie ma pani osteoporozy”. Wyszłam stamtąd jak na skrzydłach. Wyniki zostały potwierdzone przez lekarza. To było dla nas zielone światło od Pana Boga, że należy pomyśleć o kolejnym dziecku.

Bł. Honorat wspierał Cię i tym razem.

MAGDALENA Tak. Zawierzałam mu synka od początku ciąży. Tydzień przed planowanym przyjęciem do szpitala rozbiłam samochód. Martwiłam się, ale to był opatrznościowy wypadek, bo przyspieszył poród. Okazało się, że Antoś miał na pępowinie olbrzymi supeł. Gdyby poród nastąpił później, a supeł się zacisnął, to dziecko by nie przeżyło. Gdy wróciliśmy do domu, poszłam na Mszę świętą. Okazało się, że jest wspomnienie bł. Honorata Koźmińskiego… To był dla mnie kolejny znak z nieba.

Magdo, jesteś obciążona dwoma poważnymi chorobami. Masz troje małych dzieci. Jesteś przy tym bardzo aktywną osobą. Prowadzisz edukację domową Ani. Opiekujesz się dwoma różami różańcowymi. Jak Ty sobie dajesz z tym wszystkim radę?

MAGDALENA Nie mam poczucia, żebym sobie ze wszystkim radziła. Wręcz przeciwnie. Chciałabym robić więcej. Mam dużo energii i pomysłów, ale moje ciało nie pozwala mi na to. Jest mi trudno znosić ból. Ale może to jest potrzebne? Staram się wszystko zawierzać Panu Bogu: nasze małżeństwo, dzieci, edukację domową. Ufam Mu. Nie wyobrażam sobie bez Niego życia. On daje mi nadzieję, poczucie sensu i siłę, żeby iść naprzód. Ostatnio dostałam taką piękną i prostą modlitwę: „Jezu, Ty się tym zajmij”. Pomaga i napełnia pokojem.
 

MAGDALENA KOSICKA  (lat34), od 10 lat żona Zenona, mama Ani (9lat), Stasia (4lata) i Antosia (2 lata). Z wykształcenia psycholog, z wyboru kura domowa, edukująca w domu swoje dzieci. Zelatorka Kółek Różańca Rodziców za Dzieci. Z pasji fotograf-amator, żeglarz tęskniący za żaglami i początkująca miłośniczka gór.
 

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK