Wywiady
nr 2 (140) luty 2019

Można powiedzieć, że muzyka to coś, co było u podstaw naszej rodziny i nadal ją tworzy i spaja.   

Sylwia Środa

Zakochałam się w chorale

Uczy Pani w szkole muzycznej, prowadzi trzy chóry, koncertuje w kraju i za granicą, bierze udział w konkursach, działa w Stowarzyszeniu Polskich Muzyków Kościelnych, Polskiej Federacji Pueri Cantores… Muzyka wypełnia trzy czwarte Pani życia.

Karolina Piotrowska-Sobczak: Tak naprawdę trzy czwarte życia wypełnia mi moja rodzina, mam pięć córek. A muzyka oczywiście również jest bardzo ważna.

 

Dlaczego wybrała Pani chorał gregoriański?

Zetknęłam się z nim już jako dorosła kobieta. To był koniec moich studiów w Poznaniu, a początek studiów podyplomowych w Bydgoszczy. Tam jednym z przedmiotów był właśnie chorał gregoriański. Zajęcia prowadził ks. prof. Kazimierz Szymonik. Ten rodzaj muzyki od razu skradł moje serce. Z dużą łatwością przychodziło mi rozczytanie zapisu nutowego chorału gregoriańskiego. Po studiach miałam to szczęście, że trafiłam na akademię muzyczną w Poznaniu, gdzie uczyłam studentów chorału, i wtedy też założyłam scholę. Ta przygoda coraz bardziej się rozwijała. W 2004 roku z koleżankami stworzyłyśmy zespół „Liquescentes”, który istnieje do dziś. Na samym początku naszej działalności usłyszał nas opat benedyktynów z klasztoru w Triors we Francji i powiedział do nas: „No dziewczyny, fajnie śpiewacie, ale jak chcecie się faktycznie czegoś nauczyć, to przyjedźcie do nas do Triors”. Pojechałyśmy tam po raz pierwszy w 2006 roku. Wtedy wpadłam jak śliwka w kompot (śmiech)... Usłyszałam, jak tamtejsi mnisi śpiewają liturgię.

 

Pani się zakochała. Ale chyba nie jest tak łatwo przekonać, szczególnie młodych, do słuchania chorału gregoriańskiego?

Jak człowiek ma trochę cierpliwości i da sobie czas, żeby wejść w tę muzykę, zasłuchać się w niej i pomyśleć nad jej głębią, wtedy ma szansę ją poznać i pokochać. Nie jest to łatwy rodzaj muzyki.

 

Jak jazz...

Trochę tak (śmiech). Dużo zależy od tego, na jakim etapie rozwoju duchowego jesteśmy. Wielu młodym ludziom zanurzonym we współczesnej muzyce śpiewanie czy słuchanie chorału przez myśl by nie przeszło. Natomiast wiem, że osoby wrażliwe duchowo bardzo reagują na chorał. Wiele razy po występie słyszałyśmy z dziewczynami podziękowanie, że pomogłyśmy komuś bardziej wejść w modlitwę, skupić się czy zasłuchać. I to jest to, o co w tej muzyce chodzi.

 

Dla wielu chorał może być drogą do Boga.

Św. Augustyn powiedział, że kto dobrze śpiewa, ten dwa razy się modli. Coś w tym jest. Tym bardziej jeśli człowiek wie, o czym śpiewa. Przygotowanie utworu gregoriańskiego to nie jest tylko kwestia poznania wysokości nut, rozczytania melodii. Najistotniejszym elementem jest wejście w sferę duchową, zapoznanie się z tekstem. Bazujemy też na komentarzach liturgicznych i interpretacyjnych ojców z Triors. Interpretacja, czyli m.in. to, kiedy trzeba śpiewać wolniej, głośniej, ciszej czy przyspieszyć, jest bardzo ważna i ma ścisły związek z tym, o czym dany utwór chorałowy opowiada. Jego przygotowanie jest dla nas często formą minirekolekcji. Karmimy się nim najpierw same, a potem staramy się wszystko przekazywać dalej.

 

Kiedy zetknęła się Pani z twórczością św. Hildegardy?

Przygotowywałam kiedyś repertuar z muzyką maryjną. Nie był to sam chorał. Szukałam różnych utworów. Miałam też w domu na półce książkę z dziełami św. Hildegardy. Szczerze mówiąc, nie wiem, dlaczego ją kupiłam. Znalazłam w niej kilka utworów maryjnych. Wybrałam dwa. I na tyle mnie to zafascynowało, że nabyłam wszystkie możliwe nagrania utworów św. Hildegardy, jakie wtedy były na rynku. Zasłuchana byłam bardzo. To niesamowita skarbnica. Św. Hildegarda nie uczyła się nigdy muzyki, a wiedza i umiejętność zostały jej dane od Ducha Świętego. To muzyka natchniona.

 

A córki nie są o Panią zazdrosne? Czy dzielą z Panią muzyczne fascynacje?

Nie lubią, gdy wieczorami wychodzę na próby. Szczególnie najmłodsza, 4-letnia Tereska, żegna mnie ze łzami w oczach... Trzy córki uczą się w szkole muzycznej, w której jestem nauczycielką. Najstarsza, 17-letnia Cecylia, już z niej wyfrunęła, bo jest w liceum. Wszystkie bardzo lubią śpiewać i mają ładne głosy. Wszystkie grają na instrumentach. Cecylia jest wiolonczelistką. Krysiunia gra na klarnecie, Marysia na harfie, Ewunia na fortepianie. Najbardziej mnie bawi, jak dziewczyny próbują zachęcić do swojego instrumentu najmłodszą siostrę, ale ona na wybór ma jeszcze jakieś dwa i pół roku.

 

Ma Pani w domu mały chór. Można nagrywać płytę.

Poważnie nad tym myślę. Trzeba wykorzystać ten potencjał i talent.

Chciałabym stworzyć taki nasz rodzinny zespół, w który zaangażowaliby się wszyscy łącznie z mężem. On również bardzo ładnie śpiewa. Poznaliśmy się zresztą w Duszpasterstwie Akademickim Ojców Dominikanów, gdzie śpiewał w mojej scholi, a potem w chórze Dominicantes. Można powiedzieć, że muzyka to coś, co było u podstaw naszej rodziny i nadal ją tworzy i spaja.   

 

 

 

Chorał gregoriański łaciński jednogłosowy śpiew Kościoła rzymskokatolickiego. Nazwę zawdzięcza papieżowi Grzegorzowi Wielkiemu, który wniósł ogromny wkład w uporządkowanie muzyki liturgicznej na przełomie VI i VII wieku. Sam chorał gregoriański ukształtował się na początku VIII stulecia.
 

Karolina Piotrowska-Sobczak założycielka, dyrygent i dyrektor artystyczny chóru Dominicantes w Poznaniu. Założycielka Zespołu Muzyki Dawnej „Liquescentes”. Od 2010 r. prowadzi Kiciński Chór Kameralny „Arsis”. Członek Stowarzyszenia Polskich Muzyków Kościelnych, Polskiej Federacji Pueri Cantores. Nauczycielka w Katedralnej Ogólnokształcącej Szkole Muzycznej I Stopnia w Poznaniu, gdzie prowadzi Chór Dziewczęcy Gimnazjum Katedralnego.

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK