Wywiady
nr 4 (130) kwiecień 2018

Przekonałam się, że nie można całkowicie polegać na drugim człowieku, choćby to była najbliższa mi osoba. Zrozumiałam, że człowiek nie może być ważniejszy od Pana Boga. 

Natalia Rakoczy

Przestałam narzekać

O cierpieniu, które prowadzi do Boga, oraz o rodzinie, która jest wielkim darem z Violą Brzezińską, polską piosenkarką i kompozytorką, rozmawia Natalia Rakoczy.

 

Wygrałaś „Szansę na sukces” oraz koncert „Debiuty” na festiwalu w Opolu, spełniłaś swoje dziecięce marzenia, stając się rozpoznawalną piosenkarką. Wystąpiłaś w słynnym musicalu „Metro”. A jednak to wszystko nie dało Ci oczekiwanego szczęścia i spełnienia. Dotarłaś na skraj depresji. Dlaczego?

Tak, to prawda, szczęście gdzieś znikło. Myślę, że na początku artystycznej drogi inaczej sobie to wszystko wyobrażałam.  Moje marzenia zaczęły realizować się zbyt szybko, miałam zaledwie nieco ponad 18 lat, byłam niedojrzała emocjonalnie i zagubiona. Te sukcesy zwyczajnie mnie przerosły. Nagle przestałam być osobą anonimową, ludzie na ulicy rozpoznawali moją twarz i nie zawsze mi się to podobało, kiedy na przykład chciałam wyjść gdzieś z koleżankami. Wtedy czułam się tym bardzo przytłoczona. Pamiętam, że po wygranej w Opolu siedziałam w moim domu na Mazurach i nie chciałam wychodzić na zewnątrz, na plażę; co zwykle robiłam. Źle się z tym wszystkim czułam. Na własnej skórze doświadczyłam, że nasze marzenia, nasze plany, ich konkretne się ,spełnienie to mogą być dwie całkowicie odmienne rzeczywistości. 

 

Dorastałaś w rodzinie, „uprawiającą niedzielną religijność” ­- jak wyznawałaś w czasie jednego z wywiadów. Nie znalazłaś jednak żywego Boga. Gdzie Go spotkałaś? 

Jak to najczęściej bywa, spotkałam Go w trudnych doświadczeniach, we własnej bezradności, w cierpieniu. W jednej z relacji zostałam bardzo zraniona. Przekonałam się, że nie można całkowicie polegać na drugim człowieku, choćby to była najbliższa mi osoba. Zrozumiałam, że człowiek nie może być ważniejszy od Pana Boga. Chociaż wtedy Pan Bóg był dla mnie jeszcze kimś bardzo odległym. Ta bezsilność doprowadziła mnie do momentu, gdy zaczęłam się modlić. To były chwile gdy czułam się po prostu dobrze  – spokojna, wyciszona i bezpieczna, w tej enklawie z Panem Bogiem. I coraz bardziej pragnęłam z Nim przebywać, w przestrzeni modlitwy.  

Dzisiaj wiem, że to nie ja szukałam Pana Boga, ale On znalazł mnie. Wcześniej modliła się za mnie moja siostra, i myślę, że moje nawrócenie jet też owocem jej modlitwy.
Modliłam się różnymi modlitwami, które znałam, chłonęłam też różne duchowe lektury, chociażby żywoty świętych, które mnie fascynowały. Krótko mówiąc, nadrabiałam zaległości…

 

Jakiego Boga spotkałaś?

Przede wszystkim miłującego, któremu bardzo na mnie zależy, i wiernego. Przekonałam się, że kiedy Bóg wypowiada słowo, to go dotrzymuje. My ludzie często zawodzimy, składamy obietnice bez pokrycia, jednak On jest wierny jest jak skała. To mnie wtedy bardzo poraziło.

 

Co zmieniło się wówczas w Twoim życiu?

Bardzo pragnęłam śpiewać dla Boga i prosiłam Go o to. A On odpowiedział na tę modlitwę. Kiedy wróciłam z Medjugorje, dostałam pierwszą propozycję nagrania płyty chrześcijańskiej, zaczęły się także pojawiać inne możliwości. Przede wszystkim zmieniłam się wewnętrznie. Nie byłam już tak rozszarpana psychicznie. Bóg dotknął wszystkich moich ran, których wcześniej nawet nie byłam świadoma. Pokazał mi moje zranienia… tak to trwa do dziś.

 

W jednej z piosenek śpiewasz: „Jeśli chcesz widzieć więcej od siebie… dotknij duszy swej/ Jeśli chcesz widzieć więcej od siebie… zamknij oczy swe”. Dla mnie to jeden z piękniejszych utworów o kontemplacji. Co dla Ciebie znaczy widzieć więcej? W świecie artystów chyba łatwo zafiksować się na swoim punkcie, tracąc z oczu to, co najważniejsze…

Chyba nie tylko w świecie artystycznym…  Ale na pewno łatwiej jest „popłynąć” artystom, którzy z racji wykonywanego zawodu są bardziej widoczni niż inni. Łatwiej się pogubić, skoncentrować na sobie, kiedy słyszy się bardzo często, że jest się wspaniałym, pięknym, wybitnym, itp.
Dla mnie „widzieć więcej” znaczy przede wszystkim, przestać być takim egocentrycznym, skupionym tylko na swoich potrzebach. Pamiętam, że kiedy przeżywałam rozpacz, która sprawiła, że zaczęłam wołać do Pana Boga, myślałam, że jestem najbardziej poszkodowaną osobą na świecie! Później spotkałam ludzi, którzy zmagają się z niepełnosprawnością albo śmiertelną chorobą i wtedy zobaczyłam, że moje cierpienie w porównaniu z nimi jest niewielkie. Przestałam narzekać i zrozumiałam, że oni potrzebują mojego wsparcia – to mnie uwolniło. Z drugiej strony nigdy nie miałam poczucia, że jestem znakomita i fantastyczna, bo miałam mnóstwo kompleksów. Chyba to sprawiło, że mi nie odbiło. Miałam szczęście mieć przy sobie tzw. „twórczych krytykantów”: moją rodzinę i przyjaciół, którzy potrafili z miłością zwrócić mi uwagę. Myślę, że to było wtedy bezcenne.

 

Płyty, nagrania, koncerty… Takie życie wydaje się o wiele atrakcyjniejsze od gotowania obiadu dla męża, przebierania pieluch i budzenia się o drugiej nad ranem, bo maluch krzyczy w niebogłosy…  Czy było Ci trudno przestawić się z bycia artystką na bycie mamą?

Od dawna pragnęłam takiego normalnego życia, chyba dlatego przyszło mi to dość naturalnie. Najtrudniejsze są nieprzespane noce, z czym się zmagamy od narodzin naszego synka, który ostatnio skończył dwa lata. Chociaż czasami bywa ciężko, to jestem bardzo szczęśliwa z założenia rodziny, bo myślałam, że nigdy nie będzie mi to dane. Wydawało mi się, że pozostanę samotną i sfrustrowaną osobą. Dużo rozmawiałam z Panem Bogiem, kłóciłam się z Nim, bo wiedziałam, że moje pragnienie jest dobre. Odpowiedzią na moje wołanie było spotkanie mojego męża. Niedługo potem przyszło na świat nasze upragnione dziecko. Byliśmy bardzo szczęśliwi, że zostaliśmy rodzicami.

 

Małżeństwo przedstawia się często jako ziejące nudą, lub jeszcze gorzej jako źródło frustracji i rozczarowania. Ty długo byłaś „singielką”. Co zmieniło się w Twoim życiu po powiedzeniu sakramentalnego „tak”?

Wszystko. Mam dla kogo żyć, do kogo wracać i planować wspólną przyszłość.

Czujesz czasami rozdarcie: chciałabyś więcej czasu spędzać ze swoją rodziną, a z drugiej strony pragnęłabyś pojechać w kolejną trasę koncertową? Czy da pogodzić się szczęśliwe życie rodzinne z karierą?

Oczywiście, że tak. I tak chyba będzie dopóty, dopóki będę mogła wykonywać ten zawód. Kiedy zaszłam w ciążę, odpuściłam sobie koncerty, jednak później dość szybko wróciłam do aktywności zawodowej. Wyjechaliśmy całą rodziną za granicę i to było cudowne, że mogliśmy razem spędzać przerwy między koncertami. Gdy wróciliśmy do Polski, i wyjeżdżałam na koncerty, to było mi trochę trudniej, ale bardzo często udawało mi się wrócić do domu jeszcze tego samego dnia.

 

Jak zmieniło Cię macierzyństwo?

Dzisiaj mam inną optykę. Rzeczy kiedyś ważne teraz stały się mniej istotne i odwrotnie.
Na pewno macierzyństwo nie pozwala mi użalać się nad sobą. Kiedy żyłam samotnie, to częściej sobie pozwalałam na narzekanie, a teraz jestem odpowiedzialna za małego człowieka oraz zaangażowana od świtu do nocy, co pomaga mi nie koncentrować się na sobie. Po prostu nie mam teraz na to czasu! To jest właśnie ta nauka – zapominać o sobie, co czasami jest bardzo trudne…

 

Dzisiaj mówisz o sobie, że jesteś kobietą spełnioną. Co jest powodem tego spełnienia? Po latach zmagań i poszukiwań, czym dzisiaj dla Ciebie jest szczęście?

To wewnętrzny spokój, przekonanie, że jestem na właściwym miejscu, z najbliższymi osobami u boku. Nawet gdy jest mi trudno, to przypominam sobie czasy, kiedy byłam sama i jak bardzo wtedy pragnęłam budzić się w domu z własną rodziną. Codziennie staram się być za to wdzięczna Bogu. Szczęście to także realizowanie własnych pasji i marzeń, których razem z mężem mamy bardzo wiele! Tego życzę wszystkim!

 

 

Viola Brzezińska po raz pierwszy dała się poznać szerokiej publiczności, wygrywając jeden z odcinków „Szansy na sukces”.  Zaśpiewała w koncercie „Debiuty” w Opolu w 1995 roku, zdobywając główną nagrodę im. Anny Jantar. Przez 6 lat grała jedną z pierwszoplanowych postaci musicalu METRO, uczestnicząc także w innych produkcjach teatru BUFFO. Zdobywała wiele kolejnych nagród, nie tylko muzycznych. Jedna z gazet zaliczyła ją w swoim plebiscycie do grona stu najsłynniejszych Polek roku. Współpracowała z takim sławami świata muzycznego, jak: brytyjski artysta Chris de Burgh, kanadyjski wokalista i kompozytor David Mac Donald, Krzysztof Krawczyk, Krzesimir Dębski, Piotr Rubik, Mietek Szcześniak czy Robert Janson. Ma na koncie kilka własnych płyt, w tym dedykowany dzieciom krążek „Opowieści z Mądrej Księgi”. Od wielu lat najlepiej czuje się w kręgu muzyki chrześcijańskiej.
 

 

 

 

 

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK