Święty
nr 7-8 (85-86) LIPIEC-SIERPIEŃ 2014
Podczas obłóczyn przyjął imię Gabriel od Matki Bożej Bolesnej. Życie zakonne nie było łatwe dla człowieka przyzwyczajonego do wygód. Wytrwale pracował nad sobą, mówił: „Codziennie miażdżę swą wolę, poddając się świętej woli Pana Jezusa Chrystusa”.
Potrafił się uśmiechać
Chętnie grał w karty, chodził na polowania, bale i do teatru. Bardzo dbał o swój wygląd, ubierając się zgodnie z najnowszymi trendami mody. Był duszą towarzystwa, przyciągając uwagę młodych mieszczanek.
Franciszka Possentiego nie bez powodu koledzy nazywali bawidamkiem. Urodził się 1 marca 1838 roku w Asyżu jako jedenaste z trzynaściorga dzieci państwa Possentich. Tego samego dnia ochrzczono go w katedrze św. Rufina przy chrzcielnicy, do której prawdopodobnie kilka wieków wcześniej przyniesiono św. Franciszka i św. Klarę. Nic więc dziwnego, że otrzymał imię Franciszek. Jego ojciec był gubernatorem miasta, matka zajmowała się prowadzeniem domu. Mieszkali w ratuszu. Centralne miejsce zajmowała w domu Pieta, figura Matki Bożej Bolesnej trzymającej na kolanach martwe ciało Jezusa. Przed nią domownicy gromadzili się na codziennej modlitwie.
Matka zmarła, gdy Franciszek miał 4 lata. W szkole okazał się inteligentnym i zdolnym uczniem, ale dość niesfornym. Jako nastolatek świadomy własnych zalet, prowadził życie beztroskie i próżne, ale chętnie pomagał kolegom w nauce i troszczył się o biednych.
Wkrótce w rodzinie nastał czas bolesnych wydarzeń, zmarło kilkoro rodzeństwa. On sam także ciężko zachorował i obiecał Bogu, że jeśli zostanie uzdrowiony, wstąpi do zakonu. Bóg wysłuchał modlitwy, ale chłopak nie spieszył się ze spełnieniem obietnicy. Jednak coraz więcej czasu spędzał na modlitwie, a pod modnymi ubraniami zaczął nosić… włosiennicę. Pewnego dnia uczestniczył w uroczystości ku czci Matki Bożej w katedrze w Spoleto. Wydawało mu się, że Maryja z cudownej ikony spogląda na niego, a w sercu usłyszał głos: „Franciszku, świat nie jest już dla ciebie”. Pod wpływem tych słów podjął ostateczną decyzję o wstąpieniu do zakonu pasjonistów, nie zważając na zakaz ze strony ojca.
Podczas obłóczyn przyjął imię Gabriel od Matki Bożej Bolesnej. Życie zakonne nie było łatwe dla człowieka przyzwyczajonego do wygód. Wytrwale pracował nad sobą, mówił: „Codziennie miażdżę swą wolę, poddając się świętej woli Pana Jezusa Chrystusa”. Wykazał się wielką pobożnością oraz nabożeństwem do Męki Pańskiej i Matki Bożej Bolesnej, z którą był związany od dzieciństwa. Ciągle jednak nie był zadowolony z siebie i wyrzucał sobie słabości oraz zbyt małą gorliwość. Za zgodą kierownika duchowego był przepasany łańcuchem, ale mógł go nosić jedynie na odzieży. Z tego powodu docierały do niego różne komentarze współbraci, ale on przyjmował je z poczuciem humoru. W klasztorze odzyskał pokój serca i odnalazł prawdziwe szczęście, którym promieniował na innych.
Po czterech latach Gabriel wraz z pozostałymi nowicjuszami został przeniesiony do klasztoru w Isola del Gran Sasso w górach Abruzji. Sytuacja polityczna we Włoszech była napięta. Połączone wojska Garibaldiego i Piemontu okupowały tamtejsze tereny. Doniesiono, że żołnierze zmierzają w stronę miasteczka. Mieszkańcy byli przerażeni. Zakonnicy trwali na modlitwie. Jednak Gabriel, otrzymawszy zgodę, poszedł do miasta. Zastał tam jednego z żołnierzy, który siłą wyprowadzał z domu młodą kobietę. Widząc to, sięgnął do jego kabury po rewolwer i rozkazał napastnikowi puścić dziewczynę. Wywołało to śmiech innych żołnierzy. Zakonnik surowo nakazał wszystkim złożyć broń. Jako zdolny strzelec z czasów, kiedy jeździł na polowania, wymierzył z rewolweru do jaszczurki, która znalazła się w pobliżu. Żołnierze byli zszokowani trafnym strzałem Gabriela. Zakonnik rozkazał im oddać wszystkie skradzione rzeczy i ugasić pożar, a potem wyprowadził ich poza miasto. Mieszkańcy Isoli byli ogromnie wdzięczni młodemu mnichowi za ocalenie.
Wkrótce Gabriel zachorował na gruźlicę. Gdy nie mógł już podnieść się z łóżka, zakonnicy czuwali przy nim na zmianę, a on martwił się, że z powodu jego kaszlu chodzą niewyspani. Zmarł, mając 24 lata, przed przyjęciem święceń kapłańskich. Został kanonizowany w 1920 roku. Do jego sanktuarium w Isola del Gran Sasso pielgrzymują wierni, głównie młodzież, a na początku marca – maturzyści. Włosi nazywają go „Santo del sorriso” – „świętym uśmiechu”.
- To było jeszcze dziecko
- Męczennik, który zwalczał czary
- Dziękuję, mój profesorze…
- Rumuńska Kózkówna
- Święta sąsiadka
- Za życie braci
- Ze świętymi przy dzieciach rozmawiała
- Córka ateistki i liberała
- Nie chciał być SS-manem
- Cesarz, a świętym został!
- Stu pacjentów dziennie
- Mądra, piękna i smutna
- Zauroczona Jezusem
- Bogactwo im nie przeszkadzało
- Nauczycielka i wojskowy geodeta
- Internet, komputery i Chrystus
- Sport lekarstwem na lenistwo
- Nigdy się nie kłócili
- Ty jesteś jej drogą do nieba
- 21 dzieci Manellich
- Zdradzona żona
- Misjonarka przykuta do łóżka
- Patron matek
- Książe i żebrak
- Mnich z charakterem
- To była wielka przyjaźń
- Sekretarka Jezusa
- Czy to przyzwoite?
- Nawrócony alkoholik
- Lubiła ostrą jazdę
- Kwiaty na krwi
- Zaczeło się na moście
- Niebo tylko dla odważnych
- Feministka
- Potrafił się uśmiechać
- Święty piętnastolatek
- Prawdziwy lekarz
- Dobry papież Jan
- Do widzenia tam w górze!
- Umrę zamiast niej
- Chciała zostać stewardesą
- Lubiła rozrabiać!
- Chciał zobaczyć Boga
- Zwykła nauczycielka
- Nieposłuszna, gniewna i łakoma
- Położna z Oświęcimia
- Chciałabym nigdy nie chorować...
- Matko pozwól mi iść na wojnę
- Za życie matki
- Radykalny pasjonat
- Prorokini przy kuchni
- O stryjku, który został świętym
- Uśmiechnięty kuglarz z Turynu