Święty
nr 5 (119) maj 2017

Chcieli mieć dużo dzieci, modlili się o to po ślubie. Po przyjściu na świat pierworodnego syna Jan mówił wszystkim, że jest to pierwsze dziecko z dwunastu. 

Beata Legutko

Nauczycielka i wojskowy geodeta

Rosetta i Giovanni Gheddo

 

26 października 1934 r. dla trzydziestoczteroletniego Giovanniego czas się zatrzymał. Od kilku miesięcy małżonkowie czekali na – czwarty już z kolei – ten „najpiękniejszy dzień”, kiedy w rodzinie pojawia się dziecko. Jak się potem okazało, Rosetta nosiła pod sercem bliźniaki. Niespodziewany i przedwczesny poród był bardzo trudny, a medycyna nie dość jeszcze rozwinięta. Pojawiły się zapalenie płuc i sepsa. Lekarze stali bezradni.

 

Sześć lat byli razem

Rosetta miała niespełna 31 lat, od sześciu lat była żoną Giovanniego. Czy to mało? Niewiele, ale przez ten czas zdążyli stworzyć szczęśliwą i kochająca się rodzinę. Chcieli mieć dużo dzieci, modlili się o to po ślubie. Po przyjściu na świat pierworodnego syna Jan mówił wszystkim, że jest to pierwsze dziecko z dwunastu. Nie mógł przewidzieć, jak potoczy się ich życie. Podobno nigdy nie rozmawiali o świętości, nie rozważali, co to znaczy żyć wiarą i Ewangelią, ale po prostu nią żyli. Wspólna modlitwa, Msza święta, działalność w Akcji Katolickiej sprawiały, że z dnia na dzień stawali się sobie coraz bliżsi. Po ślubie zamieszkali w Tronzano (północne Włochy). Ona była nauczycielką, pomagała dzieciom z biednych rodzin, uczyła je czytania, pisania i katechizmu. On, wojskowy i geodeta, był też… mediatorem. Uczył zwaśnione strony rozwiązywać spory.

Mszę pogrzebową Rosetty miejscowy proboszcz odprawiał w białym ornacie. „Znałem ją, od kiedy była dziewczynką, byłem jej spowiednikiem i słuchałem jej spowiedzi także kilka dni przed śmiercią – mówił do zgromadzonych. – Była aniołem i jest już w raju. Nie odprawiamy Mszy świętej za zmarłą, ale śpiewamy Mszę świętą [czyli o Aniołach]”.

 

Wasz tatuś mnie ocalił

Kilka lat po śmierci żony Giovanni został wysłany na front wschodni, mimo iż jako wdowiec z trójką dzieci mógł tego uniknąć. Wystarczyło, aby opuścił Akcję Katolicką i zapisał się do Partii Faszystowskiej. Pozostał jednak wierny swoim ideałom, za co zapłacił najwyższą cenę. Kiedy 17 grudnia 1942 r. Rosjanie przebili się przez włoskie linie, dowództwo dało rozkaz odwrotu. Ciężko ranni żołnierze mieli zostać pod opieką najmłodszego oficera, ale kapitan Gheddo powiedział do niego: „Jesteś młody i musisz budować swoje życie. Ja mam dzieci w dobrych rękach. Ty uciekaj, ja zostaję”. I został. Po zakończeniu wojny ów ocalony oficer przybył do Tronzano, by podziękować dzieciom Giovanniego. „Wasz tatuś ocalił mi życie” – mówił nie bez wzruszenia. Był pewien świętości swojego kapitana.

Podobnie jak mieszkańcy Tronzano, którzy nie mieli wątpliwości, że Rosetta i Giovanni Gheddo byli bliskimi przyjaciółmi samego Boga. I wszystko wskazuje na to, że cały Kościół podziela tę opinię. Toczy się bowiem proces beatyfikacyjny małżonków, których już dziś możemy nazywać Sługami Bożymi.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK