Święty
nr 12 (114) grudzień 2016

Licia pytana o to, jak radzi sobie z dziećmi, odpowiadała: „Kiedy miałam jedno dziecko, zajmowało ono cały mój czas. A cóż więcej może zabrać trzynastka?”.

Beata Legutko

21 dzieci Manellich

Był już wieczór. Settimio biegł ile sił w nogach. Wiedział, że liczy się każda sekunda. Jego żona była w ósmym miesiącu ciąży. Termin porodu przypadał za trzy tygodnie, ale tego dnia po południu Licia dostała silnych skurczy. Potrzebowali pomocy akuszerki. „Wytrzymaj, wytrzymaj” – powtarzał w duchu na zmianę ze zdrowaśkami.

 

Dla Licii był to bardzo ciężki poród. Dziecko ważyło blisko 5 kg, urodzone kilka tygodni przed terminem, daleko do szpitala i lekarzy, miało nieduże szanse na przeżycie. „Zorientowałem się, że automatycznie zacząłem odmawiać modlitwę za zmarłych” – wspominał po latach Settimio. Rodzice zdążyli ochrzcić noworodka, niedługo potem Francesco zmarł. Cudem był fakt, że Licia wyszła z tych doświadczeń zupełnie bez powikłań. W ciąży była wielokrotnie: trzynaścioro z jej dzieci żyje do dziś, czworo zmarło tuż po porodzie, czworo jeszcze przed przyjściem na świat. Szaleństwo? Być może, ale to właśnie o tych ludziach o. Pio miał powiedzieć: „Ci to żyją, jak chce Bóg”.

 

Rodzinę Manellich łączyła z o. Pio szczególna więź. Settimio poznał go, jeszcze zanim został mężem Licii. Stygmatyk błogosławił ich związek, chrzcił dzieci, którym potem udzielał ślubów. Settimio i Licia natomiast przychodzili do zakonnika po duchowe i życiowe porady, prosili nawet o wybór imion dla kolejnych dzieci. Zaraz po ślubie w 1926 r. zamieszkali bliżej Foggi, by mieć łatwiejszy kontakt ze stygmatykiem. W sposób naturalny o. Pio został kapelanem rodziny, w dniu ślubu podobno obiecał małżonkom, że będzie się opiekował nimi i ich przyszłymi dziećmi. Wiedział też, że kobieta będzie w ciąży dwadzieścia jeden razy. „Ich świętość nie polega na tym, że mieli tak dużo dzieci, tylko na sposobie, w jaki przyjmowali każde życie i jak mimo niezwykle trudnych warunków żyli – stwierdził postulator w ich procesie beatyfikacyjnym. – Są oni prezentowani jako przykład świętych rodziców na czas demograficznej zimy”.

 

Licia Gualandris urodziła się w Bergamo w 1907 r. Była wysoka, miała niebieskie oczy i czarne włosy. Poślubiła 40-letniego Settimia w wieku 19 lat. Od czasów narzeczeństwa pisali do siebie listy. To w nich snuli swoje plany, dzieli się marzeniami i konfrontowali oczekiwania. Oboje wiedzieli, że chcą żyć zgodnie z Ewangelią i nauczaniem Kościoła. Swoją drogę do świętości znaleźli w dawaniu, a właściwie przyjmowaniu, nowego życia. Licia pytana  o to, jak radzi sobie z trzynaściorgiem dzieci, odpowiadała: „Kiedy miałam jedno dziecko, zajmowało ono cały mój czas. A cóż więcej może zabrać trzynastka?”. Mimo domowych obowiązków – a bez pralki, lodówki i ciepłej wody, zwłaszcza w czasie wojny, nie było ich mało – starała się codziennie uczestniczyć we Mszy świętej.

Urodzony w 1886 r. Settimio najpierw był wojskowym i nauczycielem, a potem dyrektorem szkoły i dziennikarzem. Również codziennie starał się być na Mszy świętej, a wieczorem wraz z całą rodziną odmawiał różaniec. Dom Manellich był więc niewątpliwie domem modlitwy i najlepszą szkołą wiary. Nic dziwnego, że jeden z ich synów jest współzałożycielem wspólnoty zakonnej (Franciszkanów Niepokalanej), a siedmioro wnuków wstąpiło do zakonu.

Setimmo zmarł w 1978 r. w wieku 92 lat, jego żona 26 lat później, dożywszy 97 lat. Oboje zostali zapamiętani jako święci małżonkowie. 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK