Święty
nr 11 (113) listopad 2016

Choć zdradzał ją mąż, który wychodził z domu na zabawy i oddawał się hazardowi, została świętą i wymodliła jego nawrócenie. Błogosławiona Elżbieta Canori Mora.

Beata Legutko

Zdradzona żona

Dzień Pierwszej Komunii Świętej był niezwykle uroczysty. Młodziutka Elżbietka wiedziała, że dzieje się coś bardzo ważnego. Za chwilę przyjmie do swojego serca Stwórcę wszystkiego, Tego, któremu chce poświęcić całe życie. „Jakże uszczęśliwione, spokojne i pełne wesela było moje serce, o Jezu, mój Oblubieńcze” – wyznała później. Już za moment ona i On spotkają się w ów mistyczny sposób, już za moment wszystko się zmieni.

Zmieniło się kilka lat później, ale nie tak, jak dwunastoletnia wtedy Elżbieta mogła sobie wymarzyć. Niedługo po Pierwszej Komunii Świętej zachorowała na gruźlicę. W drugiej połowie XVIII wieku taka choroba była jak wyrok. Rodzina drżała o zdrowie Elżbiety, a nawet o jej życie. Dziewczynka doszła do siebie, ale wraz z chorobą jakby zniknęła jej religijna gorliwość. Zaczęła prowadzić intensywne życie towarzyskie. Wychodziła na uczty i przyjęcia. Poznawała ludzi, kokietowała, flirtowała. Wydawało się, że nie myśli o tzw. ustatkowaniu się. Aż do 1793 roku. Wtedy dziewiętnastolatka poznała Krzysztofa. Od razu wiedziała, że to ten.

Wybranek był prawnikiem, synem lekarza, dziewczyna zakochała się bez reszty. Z drugiej strony głęboko w sercu odkrywała dawne pragnienie życia zakonnego. Podobno ostateczną decyzję podjęła po rozmowie z pewnym kapłanem. Zrozumiała, że jej powołaniem jest jednak małżeństwo.  Ślub Elżbiety Canori i Krzysztofa Mory odbył się w 1796 r. Pierwsze lata były niczym miesiąc miodowy – niestety, tylko pierwsze. Każdy kolejny rok zmuszał Elżbietę do coraz głębszej refleksji nad tym, co w małżeństwie jest najważniejsze, i do modlitwy w intencji swoich bliskich. Mąż coraz mniej myślał o rodzinie, więcej o swoich zachciankach. Choć mieli dwie córki, Mariannę i Marię Lucynę, zaczął zdradzać żonę, wychodził z domu na zabawy i pogrążał się w hazardzie. Elżbieta nie załamała się. Pomagały jej modlitwa, codzienna Msza święta i adoracja. Niezmiennie towarzyszyło jej przekonanie, że niezależnie od postępowania męża ona pozostanie mu wierna.

Opiekowała się córkami. Jako praktycznie samotna matka musiała zmagać się z wieloma problemami i wątpliwościami: „Czy uda się przekazać dzieciom to, co najważniejsze?”. Ich życie było odpowiedzią na te obawy. Jedna z córek – Maria Lucyna – wstąpiła do klasztoru, druga zmarła młodo, jako żona i matka. Elżbieta nigdy też nie odmówiła pomocy mężowi, modliła się za niego do końca życia. Być może, dzięki modlitwom rodziny po pogrzebie żony Krzysztof nawrócił się i wstąpił do zakonu. Chciał odpokutować swoje grzechy. Modlił się i pościł, zmarł w opinii świętości.

Niektórzy twierdzą, że najważniejsze w życiu Elżbiety Canori Mory były wizje, które miała otrzymywać od Boga. Dotyczyły losów Kościoła i świata, a także losu dusz po śmierci. Nie to jednak było powodem beatyfikacji. „Elżbieta Canori Mora wśród niemałych trudności małżeńskich okazała nad wyraz wielką wierność wobec zobowiązania podjętego w sakramencie małżeństwa i wynikającej z tego odpowiedzialności – powiedział Jan Paweł II w 1994 r. podczas Mszy beatyfikacyjnej. – Nieustannie żyła modlitwą i heroicznym oddaniem się rodzinie, potrafiła po chrześcijańsku wychować swoje córki i dopięła nawrócenia swego męża”.

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK