Święty
nr 3 (81) MARZEC 2014

Ten wysoki i energiczny chłopak należał też do Klubu Sportowego Azoty Chorzów. Grał nawet w reprezentacji Śląska w piłce ręcznej.

Magdalena Buczek

Do widzenia tam w górze!

Został ścięty przez hitlerowców, gdyż pomagał i niósł pociechę mieszkańcom Rudy Śląskiej. Ks. Jan Macha miał zaledwie 28 lat.

„Nie rozpaczajcie! Wszystko będzie dobrze. Bez jednego drzewa las lasem zostanie. Bez jednej jaskółki wiosna też zawita, a bez jednego człowieka świat się nie zawali” – pisał w ostatnim liście do rodziny.

Hanik – tak zwracali się do niego bliscy – przyszedł na świat 18 stycznia 1914 roku w Chorzowie. Był najstarszym dzieckiem Pawła i Anny. W rodzinie panowała atmosfera ciepła i miłości. W domu czytano książki i prasę w języku polskim. Dzieciom przekazano najważniejsze cechy: wiarę i patriotyzm.

Janek uczęszczał do gimnazjum klasycznego. Przyjaciele mówili, że był do tańca i do różańca. Ten wysoki i energiczny chłopak należał też do Klubu Sportowego Azoty Chorzów. Grał nawet w reprezentacji Śląska w piłce ręcznej. Po maturze starał się o przyjęcie do Śląskiego Seminarium Duchownego, ale nie został przyjęty z powodu zbyt dużej liczby kandydatów. Rozpoczął więc studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim. Do seminarium został przyjęty dopiero rok później, wyróżniał się pobożnością i wrażliwością na potrzeby innych. 25 czerwca 1939 roku przyjął święcenia kapłańskie. Dwa dni później, przed swoją Mszą świętą prymicyjną, ubierając się w szaty liturgiczne, powiedział do swojej siostry: „Naturalną śmiercią nie umrę”. Kilka osób zauważyło, że w czasie Przeistoczenia dym kadzidła owinął się jak szal wokół jego szyi. Znaczenie tego znaku zrozumiano dopiero po jego śmierci.

Wybuchła II wojna światowa, ks. Jan został wikariuszem parafii św. Józefa w Rudzie Śląskiej. W mieście obowiązywał zakaz mówienia po polsku. Nawet kazania musiały być głoszone po niemiecku. Ale młody kapłan, upewniając się, że w kościele nie ma żadnego szpiega, śpiewał pieśni po polsku. Potajemnie udzielał sakramentów i katechizował w ojczystym języku. W czasie odwiedzin duszpasterskich parafian odkrył dramatyczną sytuację wielu rodzin, niemających środków do życia. Wielu mężczyzn, którzy byli jedynymi żywicielami, zostało aresztowanych i wywiezionych do obozów. Kapłan organizował pomoc społeczną, pocieszał i niósł nadzieję płynącą z Ewangelii. Z harcerzami i kolegami ze studiów rozpoczął działalność konspiracyjną. Celem była służba osobom represjonowanym na terenie Rudy Śląskiej, a także prowadzenie akcji charytatywnych i wywiadowczych. Wkrótce organizacja weszła w szeregi Sił Zbrojnej Polski i Związku Walki Zbrojnej. Niemcy szybko wpadli na jej trop. Ks. Jan był śledzony przez gestapo i otrzymywał ostrzeżenia, ale nie dał się zastraszyć.

5 września 1941 roku został aresztowany i osadzony w więzieniu w Mysłowicach. Był torturowany. Chciano go złamać i upokorzyć. Nie poddał się. Jego siłą była modlitwa. Prosił Boga o przebaczenie dla oprawców. Ze sznurka z worków papierowych zrobił sobie różaniec. Kiedy był skuty łańcuchem, kciukiem przerzucał kartki brewiarza. Podtrzymywał na duchu współwięźniów. Pod koniec czerwca 1942 roku przewieziono go do katowickiego więzienia. 17 lipca na rozprawie zapadł wyrok: kara śmierci. Zabiegano o złagodzenie wyroku. Matka ks. Jana pojechała do kwatery Hitlera w Berlinie, by błagać o ułaskawienie. Czas mijał… Po ponad czterech miesiącach nadszedł dzień wykonania wyroku. Ks. Jan wyspowiadał się i napisał ostatni list do najbliższych. Czytamy w nim: „Zostańcie z Bogiem… Przebaczcie mi wszystko! (…) Życzeniem moim było pracować dla Niego, ale nie było mi to dane. Dziękuję za wszystko! Do widzenia tam w górze u Najwyższego! (…) Umieram z czystym sumieniem. Żyłem krótko, ale uważam, że cel swój osiągnąłem. (…) Módlcie się za waszego Hanika”.

Zginął pod ostrzem gilotyny 3 grudnia 1942 roku kwadrans po północy, w 1257 dniu swojego kapłaństwa. W tej samej chwili w jego domu spadła ze ściany kropielnica i stanął zegar. Rodzina przypuszczała, że coś musiało się stać. Na chwilę odzyskali nadzieję, bo kilka godzin wcześniej z Berlina przysłano ułaskawienie. Widać, że komuś bardzo zależało na tej egzekucji. Ciało kapłana zostało przewiezione do krematorium w Auschwitz. Nie miał pogrzebu, nie ma również grobu. Jest tylko symboliczne miejsce na cmentarzu w Chorzowie Starym, gdzie do dziś modlą się wierni.

24 listopada 2013 roku uroczyście rozpoczęto proces beatyfikacyjny ks. Jana Machy w archikatedrze pw. Chrystusa Króla w Katowicach. Od tego dnia kapłanowi przysługuje tytuł Sługi Bożego.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK