Tu działa Bóg
nr 11(125) listopad 2017

„Prościusieńko w niebo droga – kochaj ludzi, kochaj Boga. Kochaj sercem i czynami, będziesz w niebie z aniołami”. Tymi słowami Marianna Popiełuszko, matka ks. Jerzego, odpowiadała na pytanie, jak wychować świętego.

Agnieszka Wolińska-Wójtowicz

Urodził się w środku Europy

Do szkoły miał pięć kilometrów na piechotę. Ale nigdy się nie spóźniał, bo godzinę wcześniej przychodził jeszcze na Mszę świętą.

 

„Prościusieńko w niebo droga – kochaj ludzi, kochaj Boga. Kochaj sercem i czynami, będziesz w niebie z aniołami”. Tymi słowami Marianna Popiełuszko, matka ks. Jerzego, odpowiadała na pytanie, jak wychować świętego.


Tylko chorzy zostawali w domu

Jerzy Popiełuszko urodził się w pobliżu takiego miejsca w Polsce, które już osiemnastowieczni kartografowie uznali za geograficzny środek Europy. Miasteczko Suchowola leży na trasie Białystok – Augustów. Dom rodzinny księdza Jerzego stoi kilka kilometrów dalej, we wsi Okopy. Marianna Popiełuszko dobrze pamiętała dzień urodzin trzeciego dziecka: „Urodziłam go 14 września 1947 roku w domu w Okopach. Była to niedziela przed zachodem słońca, dzień Podwyższenia Krzyża Świętego. Modliłam się w czasie ciąży o łaskę powołania dla swego dziecka. Powiedziałam Panu Bogu, że jak będzie syn, żeby został kapłanem”. Trzy dni później synek został ochrzczony w kościele parafialnym w Suchowoli. Rodzice, Marianna i Władysław, robili wszystko, aby swoje dzieci (a mieli ich pięcioro) wychować na dobrych ludzi i wiernych katolików. W domu rodzinnym stał ołtarzyk z figurką Maryi i obrazkami świętych. Wszystkie sprawy powierzano na klęczkach Bogu i świętym patronom rano i wieczorem. Matka stawiała latem bukiet świeżych kwiatów z ogródka, a czasem zapalała świece. Na wieczorne modlitwy zbierała się cała rodzina. Najmłodsze dzieci, wtulone w ramiona matki, często zasypiały. Czas oddany Bogu był jednocześnie czasem oddanym najbliższym. W jaki sposób łączyli ciężką pracę na roli z regularną modlitwą? Błogosławiony ks. Jerzy mawiał, że to właśnie modlitwa dawała im siłę do pracy i znoszenia wszelkich trudności, których w życiu nie brakuje. W każdą niedzielę i święto wędrowali pieszo lub jechali furmanką do kościoła, niezależnie od pogody i pory roku. Matka odmawiała po drodze Różaniec. Tylko człowiek ciężko chory mógł zostać w domu.
 

Kręcił, ale tylko… mak

W zimowe wieczory ojciec opowiadał dzieciom historię Polski. Poznały prawdę o Powstaniu Warszawskim, o napaści Związku Sowieckiego na Polskę i o komunizmie. Gdy Alek (jak nazywano w domu przyszłego błogosławionego) osiągnął wiek szkolny, każdego dnia przemierzał pięć kilometrów do szkoły w Suchowoli. Wieczorami, pochylony nad książką w domu, odrabiał lekcje. Potem musiał jeszcze pomóc ojcu w pracach w gospodarstwie. Wstawał o świcie, by przed lekcjami służyć jako ministrant do Mszy świętej o godzinie siódmej. Żyli zwyczajnie, ale jak mawiano: „po Bożemu”.

Wydarzenia radosne przeplatały się z tragicznymi. W wigilię Bożego Narodzenia zmarła w wieku niespełna dwóch lat maleńka siostra ks. Jerzego. Ten ból pozostał na zawsze w sercach rodziców i rodzeństwa, ale jak mawiała matka: „Taka była wola Boża”. To całkowite zawierzenie cechowało rodzinę Popiełuszków. Sąsiedzi wspominają ich dom jako surowy, ale i serdeczny. Gdy nadchodziły święta, zjeżdżała cała rodzina, a pani Popiełuszkowa już parę dni wcześniej szykowała potrawy i ciasta, aby wszystkich serdecznie ugościć. Do tych przygotowań zwoływała swoje dzieci. Nieraz musiały kręcić mak czy ucierać ser.

Dziś dom rodzinny, ostatnio nieco rozbudowany, nadal jest własnością rodziny Popiełuszków. Naprzeciw domu, obok małej kapliczki, kamień upamiętnia męczeńską śmierć ks. Jerzego. Przy kościele w Suchowoli powstała Izba Pamięci ks. Jerzego Popiełuszki. Zgromadzono w niej fotografie i cenne pamiątki, m.in. legitymację szkolną, drewniany krzyż podarowany ks. Jerzemu przez Papieża Jana Pawła II, sutannę, a nawet sznur, którym spętano księdza w noc śmierci. Dzieci mogą oglądać książkę, którą mały Alek otrzymał w szkole w nagrodę za sprawowanie. Dawna szkoła została przemianowana na urząd, ale na jej miejsce powstała nowa, która nosi imię błogosławionego kapłana. Mieszkańcy mówią: „Nasz święty”. Warto tu przyjechać. Być może, nie przypadkiem Bóg pokazał, co powinno się rodzić w środku Europy. Świętość!

 

Jak zginął?

19 października 1984 r. ks. Jerzy wracał z Bydgoszczy do Warszawy i został uprowadzony przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, którzy pobili go i wrzucili do bagażnika samochodu. Mordercy zeznali przed sądem, że wrzucili księdza do wody z zapory na Wiśle we Włocławku. 30 października 1984 r. z zalewu wyłowiono zwłoki. Ręce księdza były skrępowane tak, by próby poruszania nimi zaciskały pętlę na szyi, a ciało było obciążone workiem wypełnionym kamieniami.

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK