Tu działa Bóg
nr 9 (135) wrzesień 2018

Moment pożaru został uwieczniony na osiemnastowiecznym obrazie wiszącym w bazylice ojców dominikanów w Lublinie.

Agnieszka Wolińska-Wójtowicz

Cud relikwii, które zatrzymały pożar

Wydawało się, że nic nie powstrzyma tego kataklizmu. Ogień błyskawicznie rozlewał się po mieście, trawiąc kolejne domy. Została już tylko modlitwa…

 

To był upalny początek czerwca 1719 r. Na rynku lubelskim jak zwykle panował wielki gwar. Odbywał się targ. Oprócz tego, jak niemal każdego dnia, pielgrzymi przybywali do przesławnego klasztoru ojców dominikanów, by pomodlić się przed relikwiami Drzewa Krzyża Świętego – tego, na którym u zarania chrześcijaństwa umierał Zbawiciel. W ów gorący dzień około południa nad miastem zebrały się chmury. Spadł niewielki deszcz i zaczęły uderzać pioruny. Ludzie uciekali wystraszeni, chowając się w bramach lub w otwartej bazylice dominikanów.

 

Procesja naprzeciw językom ognia

W tym czasie na podgrodziu Lublina istniała rozległa dzielnica żydowska, w której wszystkie budynki były drewniane. Nagle piorun trafił w jeden z nich. Dom zapłonął jak pochodnia. Ogień błyskawicznie rozprzestrzeniał się po wysuszonych słońcem dachach. Pożar sięgnął nawet kamienic grodu. Płonęły kolejne ulice, a ludzie stali bezradni lub na kolanach błagali o cud. Nie był to zwykły pożar, lecz pożoga, która nie dawała szans miastu. Wtedy z klasztoru ojców dominikanów wyruszyła procesja z relikwiami Drzewa Krzyża Świętego. Pomimo czarnego od dymu powietrza i zapachu spalenizny ojcowie szli, zanosząc modły o ocalenie miasta. Za nimi wyruszyli mieszczanie. Wszyscy zmierzali w kierunku dzielnicy żydowskiej, z której rozprzestrzeniał się pożar. Gdy doszli z relikwiami do płonących budynków, ogień nagle zgasł, a słup dymu powędrował prosto do nieba. Po chwili spadł rzęsisty deszcz, który ugasił tlące się zgliszcza. Zakonnicy i mieszkańcy w strugach deszczu padli na kolana przed Drzewem Krzyża Świętego. Ze łzami w oczach dziękowali za uratowanie miasta. Po tej adoracji na rynku procesja wróciła do klasztoru. Tam długo jeszcze trwano na dziękczynnej modlitwie. To wydarzenie szybko rozeszło się szerokim echem po całej okolicy i sprawiło, że liczba pielgrzymów i czcicieli Drzewa Krzyża Świętego ogromnie wzrosła. Od tamtej pory co roku 2 czerwca (dzień wybuchu pożaru) mieszkańcy gromadzili się na specjalnym nabożeństwie, dziękując za cud ocalenia Lublina. W kaplicy Krzyża Świętego pojawiały się coraz to nowe wota dziękczynne.

 

Przed tym krzyżem klękali królowie

Moment pożaru został uwieczniony na osiemnastowiecznym obrazie wiszącym w bazylice ojców dominikanów w Lublinie. Obraz ten jest unikalnym zapisem ikonograficznym. Dzięki anonimowemu artyście możemy obejrzeć nie tylko moment rozprzestrzeniania się ognia, ale również ówczesny Lublin, drobiazgowo i wiernie odtworzony na płótnie. Od kilku lat na pamiątkę wydarzenia z 1719 r. w jeden z czerwcowych wieczorów na ulice Starego Miasta wyrusza procesja z kościoła dominikanów, by przypomnieć o cudownym uratowaniu Lublina. Sama bazylika ojców dominikanów jest jedną z perełek zabytkowego Starego Miasta. Przyciąga tłumy turystów podziwiających jej piękną bryłę w stylu renesansu lubelskiego, klasycystyczny złocony ołtarz czy wieniec bogatych ikonograficznie kaplic z renesansowymi nagrobkami.
Przede wszystkim bazylika jest miejscem oddawania czci Drzewu Krzyża Świętego. Czczono je tu niezmiennie od XIV wieku, kiedy to przewieziono je uroczyście z Konstantynopola i intronizowano w jednym z ołtarzy kościoła zakonnego. Był to jeden z największych fragmentów Drzewa Krzyża Chrystusowego, dlatego ufundowano złoty relikwiarz i przeznaczono specjalną kaplicę do adoracji. Do Lublina przed ten cudowny relikwiarz pielgrzymowali polscy królowie i wybitne osobistości kościelne i świeckie, m.in. Jan Kazimierz, Jan III Sobieski czy nawet budzący skrajne emocje historyków Stanisław August Poniatowski. W niektórych źródłach z XVII wieku pielgrzymowanie do relikwii w Lublinie porównywano do pielgrzymek na Jasną Górę. Niestety, w 1991 r. w bazylice miała miejsce zuchwała kradzież. Zrabowano największy fragment relikwii w złoconym relikwiarzu, którego dotychczas nie odnaleziono. Nadal można jednak adorować, a nawet ucałować, mniejsze relikwie, które ocalały z kradzieży. Przy okazji warto też zwiedzić autentyczne Stare Miasto, cudownie ocalone dzięki Boskiej interwencji.

 

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK