Tu działa Bóg
nr 7-8 (121-122) lipiec-sierpień 2017

W czasach stalinizmu otrzymanie pozwolenia na budowę kościoła graniczyło cudem, a we wczesnych latach 70. partia stosowała ostre kryteria wydawania pozwoleń. 

Agnieszka Wolińska-Wójtowicz

Trzy tysiące cudów!

Aby zbudować świątynię w Gromniku, karetka jadąca na sygnale musiała dostarczyć 60 kg gwoździ, bo władza wydała pozwolenie na budowę, ale nie przydzieliła materiałów budowlanych.   

 

Trzy tysiące cudów!

 

Władza ludowa już w latach 60. oficjalnie uznała, że baza kultowa Kościoła jest wystarczająca, a zezwalanie na budowę nowych świątyń byłoby popieraniem szkodliwej ideologii katolickiej.  

W czasach stalinizmu otrzymanie pozwolenia na budowę kościoła graniczyło cudem, a we wczesnych latach 70. partia stosowała ostre kryteria wydawania pozwoleń. Udzielano ich tylko wtedy, gdy społeczna eskalacja konfliktu była zbyt wysoka lub gdy spłonął stary kościół.

Kapłani próbowali legalnie walczyć o urzędową zgodę, a po licznych odmowach stawiali tymczasowe kaplice i świątynie. Ciekawym zjawiskiem mogły się pochwalić południowo-wschodnie krańce Polski. Otóż tam jak grzyby po deszczu wyrastały nowe obiekty! Zdarzyło się, że nocą budowano tymczasowy kościół (parafia MB Nieustającej Pomocy w Tarnobrzegu) lub w szybkim tempie przerabiano budynek gospodarczy (Babica), a biskup dokonywał poświęcenia. Parafia żyła, a administracja państwowa dowiadywała się ostatnia. Oczywiście kończyło się to karą grzywny albo wieloletniego więzienia.

Po odwilży roku 1956 otrzymano kilkanaście zezwoleń, które potem cofnięto. Tak było m.in. w przypadku bazyliki konkatedralnej w Stalowej Woli, gdzie prace budowlane wstrzymano po paru latach, a część materiałów skonfiskowano.

Były parafie, którym z premedytacją narzucano gotowy, bardzo kosztowny projekt. Partyjna administracja zastawiała w ten sposób sprytną pułapkę: kościoły te budowano latami i z wielkim wysiłkiem. Tak było w Gdańsku-Przymorzu i w Gdyni-Demptowie.

 

Polana za szkołą – Kraśnik

Do kościołów, których miało nie być, a które cudem powstały, należą świątynie w Centralnym Okręgu Przemysłowym: w Stalowej Woli, św. Józefa Robotnika w Kraśniku Fabrycznym i Matki Bożej w Świdniku koło Lublina. Te miasta powstały jako zakłady pracy i tzw. sypialnie robotnicze. W Kraśniku pojawiła się jednak silna inicjatywa mieszkańców, którzy jeździli ze swoją petycją nawet do ówczesnego premiera, Piotra Jaroszewicza. Trwało to około 20 lat. Tymczasowym miejscem sprawowania Eucharystii była polana za szkołą. Przy ołtarzu zbitym z desek, w otoczeniu zagajnika brzozowego odbywała się uroczystość Pierwszej Komunii Świętej. Kobiety przynosiły z domu dywany, aby ołtarz nie stał na gołej ziemi. Z czasem stolarze postawili zadaszenie, aby można było sprawować liturgię także w czasie deszczu.

 

Dla górników i hutników – Tychy  

Podobna sytuacja miała miejsce na Śląsku, w Tychach i w Chorzowie. Tychy miały być wzorcowym miastem socjalistycznej pracy, które nie potrzebuje religii. Na szczęście bardzo szybko okazało się, że górnicy i hutnicy to lud nader pobożny, który dopomina się kościoła i księdza. Dlatego podjęto starania o budowę. Sprawę ułatwiły strajki w Radomiu w 1976 r. Aby uspokoić nastroje antyrządowe na Śląsku, obiecano budowę świątyni Ducha Świętego w Tychach. I choć z tej obietnicy próbowano się wycofać, ostatecznie kościół powstał. Zdobią go freski samego Jerzego Nowosielskiego, jednego z największych współczesnych artystów.

 

Bezcenne gwoździe – Gromnik

Ciekawą historię ma budowa kościoła w Gromniku w Małopolsce. Tutaj władza państwowa zastosowała inny rodzaj szykan. Wydano pozwolenie na budowę, ale nie dawano tzw. przydziału na materiały budowlane. Kiedy większość materiałów udało się w końcu zdobyć, okazało się, że brakuje gwoździ. Wtedy na wysokości zadania stanął jeden z mieszkańców, który pracował jako lekarz pogotowia. Pod pozorem nagłego wezwania karetka na sygnale wjechała na teren zakładu wyrobów stalowych. Po paru minutach wyjechała z „pacjentem”, którym było 60 kilogramów gwoździ!

W taki sposób powstało w czasach PRL-u około trzech tysięcy świątyń. Czy to nie jest cud?

 

PS Kończymy cykl artykułów o świątyniach, których miało nie być. W następnym numerze rozpoczniemy kolejną podróż, tym razem po domach rodzinnych polskich świętych i błogosławionych. Zapraszamy!

 

 

 

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK