Tu działa Bóg
nr 11 (113) listopad 2016

Smutny paradoks: kamienie ze zburzonej rotundy, symbolu miłości i pokoju, zamierzano wykorzystać do celów wojennych.

Agnieszka Wolińska-Wójtowicz

Rękawka dla niewiernych

Smutny paradoks: kamienie ze zburzonej świątyni, symbolu miłości i pokoju, zamierzano wykorzystać do celów wojennych.

 

 

Prawie nikt nie mówi o nim „kościół”. Częściej używa się zdrobniałej, nieco infantylnej nazwy „kościółek”. Są w nim: ołtarz, tabernakulum, konfesjonał, ławki, nawet małe organy – a wszystko w świątyni wielkości dużego pokoju! To kościółek św. Benedykta w Krakowie na historycznym Wzgórzu Lasoty. Chociaż mały, to w kilku momentach historii tak przeszkadzał, że próbowano zrównać go z ziemią. Przetrwał dzięki Bożej woli i ludziom o niezłomnym charakterze.

Jego początki są zagubione w mrokach średniowiecza. Prawdopodobnie była to niewielka rotunda, w której odprawiano nabożeństwa o nawrócenie tych ziem. Stanął naprzeciw kopca Kraka, gdzie szczególnie długo kultywowano pogańskie obrzędy. Zakonnicy tynieccy, przebudowując rotundę, oddali ją pod opiekę św. Benedykta, który razem ze św. Michałem Archaniołem był czczony jako pogromca duchów nieczystych. Wtedy też utrwalił się zwyczaj Rękawki – nietypowej reakcji na pogańskie obyczaje. Rękawkę urządzano w pierwszy wtorek po Wielkanocy. Z góry staczano poświęcone jajka, zrzucano żywność i drobne monety dla ubogich. Pogański lud powoli opuszczał kopiec Kraka na rzecz małego kościółka na sąsiednim wzniesieniu, gdzie odbywały się tak ciekawe obrzędy.

W XVI wieku świątynia trafiła w ręce zakonników duchaków, którzy opiekowali się nią do czasu zaborów. Dla Austriaków ten chylący się ku upadkowi „zabytek” był tylko kłopotem. Szukali sposobu, aby go zburzyć zgodnie z prawem, ale wierni nie chcieli do tego dopuścić. Jędrzej Haller, miejscowy kupiec, przyrzekł władzom, że zajmie się świątynią. Każdego piątku posyłał konie do śródmieścia i sowicie opłacał kapłana, który przyjeżdżał odprawiać Msze. Śmierć Hallera po 15 latach przerwała próbę uratowania kościółka. Nieużywany, zawilgotniały, wiecznie zamknięty budynek szybko zaczął chylić się ku upadkowi. To było na rękę zaborcy, który podjął decyzję o natychmiastowej rozbiórce. W połowie XIX wieku władze wojskowe dostały pozwolenie na likwidację „obiektu sakralnego”, który, jak pisano w uzasadnieniu: „ograniczał pole ostrzału Twierdzy Kraków”. Materiał z rozbiórki miał być przeznaczony na umocnienie fortu „Benedykt”. Smutny paradoks: kamienie ze zburzonej rotundy, symbolu miłości i pokoju, zamierzano wykorzystać do celów wojennych. Przygotowano już nawet plany przebudowy fortu, a ekipa rzemieślników czekała wyznaczenie daty. Na szczęście ówczesny proboszcz parafii podgórskiej, ks. Jan Komperda, osobiście poprosił o zmianę decyzji władze w Wiedniu i udało się. Cofnięto nakaz wyburzenia, a dzielnego kapłana zobowiązano do remontu kościółka. Po koniecznych pracach ponownie zaczęto odprawiać w nim nabożeństwa. I tak maleńka świątynia przetrwała do dzisiaj.

Obecnie kościółek jest otwarty tylko dwa razy w roku – w dniu św. Benedykta (21 marca) i w pierwszy wtorek po Wielkanocy, w dzień odpustu, czyli tzw. Rękawki.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK