Biblia
nr 2 (92) LUTY 2015

Na spotkaniach z małżonkami lubię powtarzać tę ważną prawdę: człowiek od początku zaistniał jako małżeństwo (Rdz 1, 27). Podstawowym powołaniem każdej osoby jest życie w monogamicznym, heteroseksualnym, trwałym małżeństwie.

Mieczysław Guziewicz

Człapu-człap czyli "metoda osiołka"

Trzeba sobie uświadomić brutalną prawdę, że z punktu widzenia czysto ludzkiego szanse na trwałość małżeństwa nie są wielkie, ale… można żyć łaską sakramentu. Tylko jak?

 

Sytuacje kryzysowe w małżeństwie są nieuniknione. Do zawarcia małżeństwa dochodzi najczęściej z powodu pięknego uczucia zakochania, ale ten wzniosły poryw po kilku latach słabnie. Dostrzega się wady i niedoskonałości drugiej osoby, przeżywa się rozczarowanie w konfrontacji z mocno urealnionym obrazem. Wtedy trzeba sobie uświadomić brutalną prawdę, że z punktu widzenia czysto ludzkiego szanse na trwałość małżeństwa nie są wielkie. Ze względu na długość i intensywność wspólnego przebywania ta relacja zawiera ogromny potencjał konfliktów. Pod jednym dachem przebywają dwie osoby różnych płci i charakterów, ukształtowane w konkretnych rodzinach (często obciążone złymi postawami rodziców), mające dużo zadań do zrealizowania, co wymaga dobrej współpracy. Ale z drugiej strony nie mówimy o związku tylko ludzkim. Małżeństwo sakramentalne to rzeczywistość z pogranicza świata ziemskiego i nadprzyrodzonego.

 

Na początku było małżeństwo

Na spotkaniach z małżonkami lubię powtarzać tę ważną prawdę: człowiek od początku zaistniał jako małżeństwo (Rdz 1, 27). Podstawowym powołaniem każdej osoby jest życie w monogamicznym, heteroseksualnym, trwałym małżeństwie. Oczywiście niektórzy z tego rezygnują, decydując się na stan bezżenny (por. Mt 19, 12). Jeśli Stwórca przewidział, że dla człowieka taki sposób życia jest najlepszy, to jednocześnie dał wszystko, co niezbędne: konkretne treści, wskazania, zasady, jak i nieograniczony zasób swojej łaski. Wyjątkowym tekstem jest opis uroczystości weselnej w Kanie (por. J 2, 1-10). Jezus przyszedł ze swoją Mamą i przyjaciółmi, by spędzić czas w radosnym klimacie. Okoliczności skomplikowały się po stwierdzeniu, że wina jest za mało w stosunku do potrzeb. Jezus wyszedł naprzeciw kłopotom, uchronił młody związek przed kryzysem, może i rozpadem. Opis wyraźnie pokazuje, że małżonkowie mają zawsze w zasięgu ręki wszelkie środki potrzebne do wzmacniania i zapobiegania dramatom. Maryja i jej Syn pierwsi widzą nasze słabości, oceniają następstwa i szukają rozwiązania. Potrzebne jest tylko z naszej strony otwarcie drzwi.

 

Wiara w miłość

W Ewangelii według św. Jana czytamy: „Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie; aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał” (J 17, 20-21). Musimy dostrzec, że jedność w małżeństwie jest podstawowym warunkiem skutecznej ewangelizacji. Świat uwierzy w posłannictwo Jezusa, w miłość, w dobro, w miłosierdzie, jeśli małżonkowie będą trwali w jedności. Najbardziej dramatycznym skutkiem rozbicia jedności małżeńskiej jest utrata wiary w miłość. Dotyczy to zarówno rozwodzących się małżonków, jak i ich dzieci. Zależność tę obserwujemy dziś bardzo wyraźnie. Jezus chce nas wspierać, ale też modli się, abyśmy trwali w jedności.

 

Wygrać słabość

Św. Paweł zapisał: „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali” (2 Kor 12, 9). Jestem przekonany, że rzadko kiedy małżonkowie uświadamiają sobie wagę tych słów potwierdzających moc sakramentu małżeństwa. Po wyjściu z ceremonii ślubnej, gdy w podniosłej atmosferze przyzywają Boga w Trójcy Jedynego i wszystkich świętych, małżonkowie muszą być pewni, że wystarczy im łaski. Mam wrażenie, że gdzieś to umyka – i szczegóły ceremonii, i asystencja Ducha Świętego, i słowa wypowiadane w zakończeniu przysięgi, i wspomniane wyżej zapewnienie. Jakże ważne jest drugie zdanie Pawłowego wersetu! Moc sakramentu i siła jedności małżeńskiej wzmacniają się także poprzez umiejętne przechodzenie przez kryzysy.  Słabości były i będą, ale najważniejsze jest, co z tym zrobimy. Bardzo mocno doradzam małżonkom, aby w sytuacjach kryzysowych najpierw i nade wszystko „wrócili do korzeni” i przypomnieli sobie wskazane wyżej prawdy: że Bóg daje nam wszystko, co jest niezbędne do szczęścia, że Jezus modli się o naszą jedność i wspiera nas, dopingowany przez Maryję, w sposób bardzo konkretny, zamieniając wodę bylejakości w wino czułej miłości. Potrzebne jest podjęcie bardzo konkretnych działań z naszej strony, których efekty Stwórca zwielokrotni do zaskakującego poziomu. Doradzam, aby zamówić Mszę świętą, kilka Mszy, pojechać do sanktuarium i zawierzyć swoje małżeństwo, pojechać na rekolekcje, zacząć intensywną modlitwę, prosić Aniołów Stróżów, prosić świętych i błogosławionych patronów od imion, prosić św. Ritę i innych świętych i błogosławionych małżonków, poprosić księdza o przeprowadzenie obrzędu odnowienia przyrzeczeń małżeńskich.

 

Gdy bolą plecy

Moc sakramentu małżeństwa jest niewyczerpalna. Miłość jest w zasięgu naszych możliwości. Słowo Boże wyraźnie potwierdza, jak bardzo Stwórcy zależy na naszym szczęściu, na dobru naszych dzieci. Nasze niewielkie wysiłki, lekkie zaangażowanie mogą przynieść zaskakujące efekty. Potrzeba tylko z jednej strony uwierzyć w wielkość i skuteczność posiadanego potencjału, z drugiej nie podejmować żadnych działań nieprzemyślanych, dyktowanych emocjami i uczuciami, podpowiadanych przez ducha „tego świata”. Wystarczy spokojnie przyjąć „metodę osiołka”, a więc pokornego „człapania”, cierpliwego realizowania swoich codziennych obowiązków, trwania w łasce uświęcającej, wytrwale prosząc Boga o siły do dźwigania ciężarów położonych na nasze spocone plecy.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK