Biblia
nr 5 (131) maj 2018

Bóg obdarował kobietę wyższym od mężczyzny poziomem wrażliwości, empatii i uczuciowości. Te cechy są jej potrzebne do realizacji najważniejszego zadania kobiety, jakim jest macierzyństwo. 

Mieczysław Guzewicz

Matka walczy do końca

Ból związany z porodem szybko mija. Ale pojawia się kolejne nieustępliwe cierpienie – to lęk o przyszłość dziecka. Na ten ból jest tylko jedno lekarstwo.

 

 

Bóg obdarował kobietę wyższym od mężczyzny poziomem wrażliwości, empatii i uczuciowości. Te cechy są jej potrzebne do realizacji najważniejszego zadania kobiety, jakim jest macierzyństwo. Z drugiej strony przyczyną dodatkowych obciążeń dla każdej matki jest dziedzictwo Ewy. Dlatego matki zawsze mają pod górkę.

 

Gdzie popełniła błąd?

Po grzechu nieposłuszeństwa pierwsza niewiasta usłyszała słowa rozgniewanego Ojca: „Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci, ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą” (Rdz 3, 16). W tym momencie zrodziły się wszystkie troski związane z rozwojem i egzystencją dziecka. Ewa przekonała się o tym dosyć szybko. Bóg obdarzył pierwszych rodziców synami, którzy łagodzili ich smutek po wygnaniu z ogrodu Eden, nadawali motywacje i sens codziennym zmaganiom (por. Rdz 4, 1-2). Jednak dorośli chłopcy źle ułożyli wzajemne relacje. Matka dostrzegała zapewne różnice w ich zainteresowaniach, charakterach i poziomie wrażliwości. Nie była obojętna, widząc, jak szorstko Kain traktuje swojego młodszego brata Abla. Kulminacją udręki stało się morderstwo. Śmierć dziecka jest dla rodzica zawsze czymś najstraszniejszym. Jest jednak różnica między chorobą lub nieszczęśliwym wypadkiem a zabójstwem w gronie najbliższych osób. Ból potęgowała świadomość, że to błędy rodziców leżały u podstaw braterskich nieporozumień, które zakończyły się tak tragicznie. Ale czasu nie można już cofnąć.

 

Najbliżsi ją wypędzili

W Księdze Rodzaju spotykamy jeszcze jedną smutną historię młodej matki. Abraham oczekiwał cierpliwie na spełnienie obietnicy licznego potomstwa. Czas upływał. Sara zaproponowała więc mężowi, aby jej służąca stała się „matką zastępczą”. Taki sposób był wówczas dopuszczalny. Młoda niewolnica Hagar za przyczyną Abrahama zaszła w ciążę i zrodziła syna Izmaela. Patriarcha wraz ze swoją żoną uznali chłopca za prawowitego potomka. Jednak Sara nie wytrzymała presji negatywnych uczuć, głównie zazdrości, i doprowadziła do wygnania Hagar i jej synka. Na pustyni rozegrał się dramat. Niewiele brakowało, aby młoda matka musiała oglądać straszną śmierć swojego dziecka. Uratowała ich nadprzyrodzona interwencja (Rdz 21, 14-21). Jestem przekonany, że z Hagar, mimo znacznej odległości czasowej i kulturowej, utożsamić się może wiele młodych matek, szczególnie tych, które przeżywają dramat odrzucenia przez najbliższych.

 

Była matką na odległość

Z wielkim poruszeniem rozważam historię młodej matki Mojżesza. Nie znamy jej imienia. Podobnie jak wiele innych kobiet została dotknięta niewyobrażalnym cierpieniem, kiedy na rozkaz faraona wyrywano im dzieci z rąk i wrzucano do wody, gdzie krokodyle dopełniały okrutnej egzekucji. Skrzynka z papirusu, którą Mojżesz płynął po nurtach Nilu, mogła stać się jego grobowcem (Wj 2, 1-4). Dzięki Bożym wyrokom został uratowany i wychowany na arystokratę. Wraz z wyłowieniem chłopca i przygarnięciem go przez córkę faraona nie skończył się czas bólu młodej matki. Owszem, miała jeszcze możliwość cieszyć się jego bliskością, kiedy poproszono ją o wykarmienie synka, ale już wtedy rozumiała, że całkowite rozstanie się z dzieckiem jest bliskie. Kiedy przytulała malca do piersi, odczuwała radość, ale i cierpienie wynikające ze świadomości, że wkrótce nie będzie mogła cieszyć się jego obecnością, wzrastaniem, dojrzewaniem, wchodzeniem w dorosłość. Będzie w jego życiu osobą nieobecną. To wielki ból dla każdej matki.  

 

Straciła wszystkie dzieci

Przyglądam się także innej kobiecie, wychylającej się z cienia wielkości swojego męża Hioba. Ta bezimienna kobieta doznaje cierpienia znacznie większego od tego, które stało się udziałem jej męża: „Twoi synowie i córki jedli i pili wino w domu najstarszego brata. Wtem powiał szalony wicher z pustyni, poruszył czterema węgłami domu, zawalił go na dzieci, tak iż poumierały” (Hi 1, 18-19). Bogactwo pozwalało im mieć licznych służących. Matka, odciążona od dużej ilości obowiązków, miała więcej czasu na zabawę z dziećmi, edukowanie ich, wprowadzanie w dorosłe życie. Po strasznym dramacie nieomal się załamała. Wypowiedziała do męża słowa głębokiego wyrzutu: „Jeszcze trwasz mocno w swej prawości? Złorzecz Bogu i umieraj!” (Hi 2, 9). Ani przez moment mnie to nie dziwi. Wielka kobieca wrażliwość, przez długie lata intensywnie podsycana ogromem pozytywnych uczuć wynikających z bliskości gromadki dzieci, nagle zetknęła się z niewyobrażalnym bólem. Autor tekstu koncentruje się na mężczyźnie, mężu i ojcu, na jego wielkim utrapieniu i relacji do Boga, ale z jakiegoś powodu jest tam i ona, cierpiąca inaczej, lecz chyba znacznie mocniej. Pocieszające w tej historii dwojga udręczonych rodziców jest zakończenie: „Miał jeszcze siedmiu synów i trzy córki. Pierwszą nazwał Gołębicą, drugą Kasją, a trzecią Rogiem Antymonu. Nie było w całym kraju kobiet tak pięknych jak córki Hioba” (Hi 42, 13-15).

 

Czekała na śmierć Syna

W chwili zwiastowania Maryja była bardzo młodziutka. Stała się formalnie żoną Józefa, choć jeszcze nie mieszkali razem. Moment poczęcia zapewne wywołał u niej wielką radość, ale i niepokój. Oto w Niej spełniają się zapowiedzi i wybranie, o którym marzyła każda kobieta izraelska. Była jednak zupełnie zwyczajną istotą, w pełni rozumiejącą naturalne konsekwencje takiej sytuacji. Potwierdzenie głębokich obaw odnalazła w reakcji ukochanego męża. Chciał ją oddalić, przerwać tę piękną i głęboką więź. Owszem, po Bożej interwencji Józef zmienił plany, ale problemy młodej matki nie skończyły się. Konieczne były: i tułaczka w zimne dni tuż przed rozwiązaniem, i poród w niegodziwych warunkach, i ucieczka przed zabójcami czyhającymi na życie dziecka, i emigracja, a więc wędrówka w nieznane, bez perspektyw i bez nadziei na bezpieczną egzystencję. Nie to jednak było najstraszniejsze dla młodej matki. Po kilku dniach usłyszała prorocze słowa: „A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu” (Łk 2, 35). Jest to pewnego rodzaju echo słów w rajskiego ogrodu: „Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności (…)” (Rdz 3, 16). Maryja mocniej od innych kobiet doświadczała cierpienia wynikającego z macierzyństwa. Słowa Symeona spełniły się w momencie niewinnej śmierci Jezusa na krzyżu. Jednak Jej trud brzemienności został nagrodzony światłem niegasnącej nadziei.

 

Cierpienie matek jest nierozerwalnie powiązane z ich powołaniem. Różną przybiera postać, intensywność i częstotliwość. Jednak dzięki pokornemu fiat młodziutkiej dziewczyny z Nazaretu każda matka zyskała niewyobrażalnie wielkie możliwości wsparcia w postaci łask wypraszanych przez tę szczególną Matkę. Już nie trzeba dopisywać: „… i Jej Syna”.

Mieczysław Guzewicz

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK