Biblia
nr 3 (129) marzec 2018

Nawet jeśli będziemy nasze dzieci wdrażać w życie religijne, robiąc to gorliwie, rzetelnie, autentycznie, będąc dla nich przykładem, to i tak nie możemy mieć pewności, że na pewnym etapie swojego życia nie powiedzą Bogu: „Do widzenia, nie potrzebuję Cię”. 

Mieczysław Guzewicz

Nie potrzebuję Cię!

Nawet jeśli będziemy nasze dzieci wdrażać w życie religijne, robiąc to gorliwie, rzetelnie, autentycznie, będąc dla nich przykładem, to i tak nie możemy mieć pewności, że na pewnym etapie swojego życia nie powiedzą Bogu: „Do widzenia, nie potrzebuję Cię”. 

 

Często spotykam się z bólem rodziców, którzy przeżywają dramat odejścia dziecka od wiary i od Pana Boga. Rodzice pytają: „Co zrobiliśmy źle?” i nie znajdują odpowiedzi, bo sami należą do różnych wspólnot, praktykują i starają się żyć zgodnie z Dekalogiem. Zazwyczaj mówię wówczas: „Z posiadaniem dzieci, z ich wychowaniem zawsze wiąże się duże ryzyko”.

 

Wielka porażka

Jako pocieszenie w takich sytuacjach wskazuję znany tekst ewangeliczny: przypowieść o synu marnotrawnym. To alegoryczne opowiadanie ukazuje nade wszystko największy Boży przymiot, jakim jest miłosierdzie, ale to również niezwykle wartościowy poradnik dla rodziców.

Jestem przekonany, że rodzice przedstawionych tu synów (por. Łk 15, 11-32) byli ludźmi bardzo pobożnymi, sprawiedliwymi, bogobojnymi, szlachetnymi. Chłopcy od najwcześniejszych lat wzrastali w atmosferze szacunku dla wiary ojców, uznania Prawa i przestrzegania tradycji. Zapewne pielgrzymowali co roku z rodzicami do Jerozolimy na święto Paschy, składali tam ofiary, słuchali mądrych nauk, nasiąkali klimatem wiary i mieli kontakt z setkami tysięcy wiernych. Wielokrotnie zapewne widzieli rodziców modlących się w domu i we wspólnocie wiernych zgromadzonych w lokalnej synagodze. Jednak w okresie dorastania obaj synowie zaczęli mieć różne problemy, w ich świadomości rodziły się wątpliwości i byli bombardowani licznymi pokusami.   

Młodszy syn zapragnął wolności, którą rozumiał jako wyzwolenie się spod wpływu rodziców i przestrzeganych w domu norm etycznych. Sama prośba o należną część majątku była w rzeczywistości życzeniem śmierci dla ojca. Nie można mieć wątpliwości, że rodzice młodego buntownika mieli podstawę, żeby czuć ciężar wielkiej porażki. Wyjście z domu było jednocześnie porzuceniem wartości, jakimi rodzina od zawsze się kierowała, było też zaprzeczeniem norm etycznych, zasad Tory, jednoznacznym sprzeniewierzeniem się Bogu.

 

Decyzja o powrocie

W wielu komentarzach czytamy, że decyzję o powrocie do najbliższych młodszy syn podjął z powodu dotknięcia dna. Jednak nie jest to jedyny ani główny powód. Trzeba zadać sobie pytanie, co w czasie bolesnego rozstania, kiedy ojciec dawał synowi żądane pieniądze, a matka, przyglądając się tej scenie z boku, wylewała rzewne łzy, usłyszał młodzieniec z ust ranionego rodzica. Jestem przekonany, że nie były to słowa: „Nie chcemy cię znać, zapomnij, że jesteś naszym synem”. Nie mam wątpliwości, że chłopak usłyszał: „Ranisz nas tym, co robisz, ale pamiętaj, bardzo cię kochamy, będziemy się za ciebie modlić i zawsze możesz tu wrócić”. Dotknął dna upadku: „Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał” (Łk 15, 16), ale w świadomości brzmiały mu słowa rodziców, dlatego powiedział: „Zabiorę się i pójdę do mego ojca” (Łk 15, 18). Wstał, rozpoczął długą wędrówkę, która była jednocześnie czasem oczyszczenia, pokuty i bolesnego bilansu jego niedalekiej przeszłości. Kochający ojciec: „ujrzał go (…) i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go” (Łk 15, 20). Gdzieś blisko stała także matka, doświadczająca uczuć radości i wzruszenia znacznie przewyższających doznania ojca.

 

Wpływy na konto

W tym bogatym w treść Jezusowym opowiadaniu odnajdujemy jasno zarysowany schemat, ale też przesłanie skierowane do obolałych ojców i matek zranionych odejściem dziecka od zasad wiary, od praktyk i od samego Boga.

Najpierw dowiadujemy się, że każdego z nas może spotkać coś podobnego, niezależnie od epoki i szerokości geograficznej. Wówczas trzeba dziecko zapewnić, że będzie zawsze kochane, otoczone troskliwą modlitwą i że może wrócić, niezależnie od wielkości wyrządzonego zła. Po odejściu od zasad, którymi kierują się rodzice, co niekoniecznie jest związane z wyprowadzeniem się z domu, rodzice muszą mocno trwać przy Bogu i gorliwie prosić dobrego Ojca o ratunek dla dziecka. Trzeba się liczyć z tym, że czas odejścia dziecka od wiary może trwać bardzo długo, ale nie wolno się zniechęcać. Może być nawet i tak, że jako rodzice do końca naszych dni nie zobaczymy efektów naszych wysiłków, jednak nie można mieć wątpliwości, że one wpłyną na „konto” dziecka i w odpowiednim, wybranym przez Stwórcę momencie depozyt ten zaprocentuje. 

 

Zlituj się nad moim synem

W kilku miejscach Nowego Testamentu możemy przeczytać o skutecznej modlitwie rodziców za dzieci. W jednym z takich opowiadań czytamy: „Gdy przyszli do tłumu, podszedł do Niego pewien człowiek i padając przed Nim na kolana, prosił: «Panie, zlituj się nad moim synem! Jest epileptykiem i bardzo cierpi; bo często wpada w ogień, a często w wodę. Przyprowadziłem go do Twoich uczniów, lecz nie mogli go uzdrowić». Na to Jezus odrzekł: «O plemię niewierne i przewrotne! Jak długo jeszcze mam być z wami; jak długo mam was cierpieć? Przyprowadźcie Mi go tutaj!» Jezus rozkazał mu surowo, i zły duch opuścił go. Od owej pory chłopiec odzyskał zdrowie” (Mt 17, 14-18). Jasno dostrzegamy, że nie był to tylko stan choroby ciała, ale także duszy. Chłopiec podlegał działaniu złego ducha. Nie znamy przyczyn takiego stanu, ale rozumiemy, że dla rodzica sytuacja dziecka w stanie śmierci duchowej jest czymś najdramatyczniejszym. Bardzo budująca jest postawa ojca, który nie ustaje w prośbach, przychodzi do Jezusa, pada przed Nim na kolana. Działanie takie, przedstawione w pewnym skrócie, ukazuje „metodologię” postępowania. Zagrożeniu duchowemu dziecka trzeba wychodzić naprzeciw w sposób bardzo konkretny: poprzez modlitwę i uznanie Jezusa za jedyne źródło ratunku. Gest upadku na kolana z jednej strony wyraża pokorę proszącego, z drugiej jest uznaniem Boga za Lekarza.

         

Troska matki

Ważnym przykładem jest matka chorej dziewczynki: „Wnet bowiem usłyszała o Nim kobieta, której córeczka była opętana przez ducha nieczystego. Przyszła, upadła Mu do nóg, a była to poganka, Syrofenicjanka rodem, i prosiła Go, żeby złego ducha wyrzucił z jej córki. Odrzekł jej: «Pozwól wpierw nasycić się dzieciom; bo niedobrze jest zabrać chleb dzieciom, a rzucić psom». Ona Mu odparła: «Tak, Panie, lecz i szczenięta pod stołem jadają z okruszyn dzieci». On jej rzekł: «Przez wzgląd na te słowa idź, zły duch opuścił twoją córkę». Gdy wróciła do domu, zastała dziecko leżące na łóżku, a zły duch wyszedł” (Mk 7, 25-30). Zatroskana matka przychodzi do Jezusa, prosi, ale doznaje odrzucenia i upokorzenia. Nie poddaje się, nadal błaga, jest natrętna i uzyskuje upragniony efekt. Jej największą zasługą jest bycie nieugiętą, wręcz natrętną. To ważna podpowiedź dla rodziców. Nasza modlitwa ma być pokorna, wytrwała, gorliwa, ale także natrętna, uporczywa. Tak ma wyglądać postawa zatroskanych rodziców.

Możemy śmiało powiedzieć, że Bóg jest wręcz bezsilny wobec próśb rodziców za dzieci. Pragnie dobra dla nas, dla naszych rodzin, dla naszych dzieci. Troszczy się o nas na poziomie dla nas niewyobrażalnym. Oczekuje jednak współpracy i naszego konkretnego zaangażowania. Mamy być wytrwali, nie stawiając Bogu granic, bo On wie najlepiej, kiedy obdarować nas oczekiwaną łaską. 

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK