Historia nieznana
nr 1 (79) STYCZEŃ 2014

Ale wróćmy do Węgrowa. Dopiero o godzinie jedenastej po nieprzerwanym ostrzale pierwsze jednostki rosyjskie odważyły się wejść do miasta. W odwecie za zuchwałą bitwę i powieszenie szpiegów Moskale mordowali, gwałcili, aż wreszcie spalili większość zabudowań niemal do fundamentów.

Andrzej Łukasiak

Z kosami na Moskali

Grek ma więcej świetnych w dziejach kart

Niż łez… w mogile –

U Polaka tyle Węgrów wart,

Tyle!… co Termopile…

Cyprian Kamil Norwid: „Vanitas”

 

Mroźnym srogim porankiem około godziny ósmej 3 lutego 1863 roku karna ekspedycja pułkownika Georgija Papaafanasopuło składająca się z tysiąca ludzi i czterech dział dotarła do zajętego przez powstańców miasteczka Węgrów. Zadanie było proste – wybić do nogi! Otoczyli kordonem zbuntowane miasto i z pobliskich wzgórz ostrzelali je granatami zapalającymi. By polski odwrót mógł mieć jakiekolwiek szanse, ktoś musiał osłonić go manewrem dywersyjnym. Do straceńczej szarży na Moskali ruszyło czterystu polskich kosynierów.

 

Można się długo spierać, która polska formacja wojskowa była najgroźniejsza dla przeciwników: husaria czy lisowczycy, napoleońscy szwoleżerowie czy ułani 1939 roku? Jest jeszcze jeden, nieco zapomniany rodzaj wojska, uzbrojony w broń zgoła morderczą i niebezpieczną. Mowa o kosynierach, jednostkach, których utworzenie w czasach insurekcji przypisuje się Tadeuszowi Kościuszce. Z żelazem „na prost oprawionem…” i dewizą „Żywią y Bronią” haftowaną na sztandarach nie byli żadną zbrojną kupą łaknącą krwi, tylko regularną formacją z własnym regulaminem i instrukcją walki.

 

Powstańcy ochoczo przystali na propozycję Rudolfa Freytaga, który zaproponował osłonę odwrotu z Węgrowa swoim oddziałem kosynierów. Z impetem zaatakowali centrum szyku wojsk rosyjskich i zmiatając z pola szwadron Kozaków dońskich, zagrozili strzelającym na wprost armatom. Prowadzący tę półkilometrową prawie szarżę Władysław Jabłonowski opisywał później, jak z okrzykiem: „Jezus! Maria!” ruszyli do szturmu na armaty: „Cięci i kłuci kosami Moskale, choć bronili się bagnetami, to jednak nie oparli się naszemu impetowi. Wyparci z pobliża dział otworzyli nam przestrzeń swobodną ku nim. W mgnieniu oka rzuciliśmy się na kozaków, z których jedni ściągani hakami z koni padali pod strasznymi uderzeniami kos, wtedy gdy inni rażeni przez naszych strzelców pierzchali ku laskowi (…) zostawiając bez obrony rannych artylerzystów. Rozprawa z tymi ostatnimi była już łatwiejsza. Chodaczkowi nasi bohaterzy w siwych sukmanach rzuciwszy się ku artylerzystom cięli każdego, co się spóźniał w ucieczce i dzięki nie dającej się opisać odwadze odnieśli pierwszą palmę pierwszeństwa przez zdobycie dwóch armat i zagwożdżenie ich”.

Nie bacząc na ogromne straty (128 poległych), kosynierzy zdobyli dwa działa, a skupiając na sobie ogień wszystkich jegrów podczas obrony cmentarza, umożliwili odbicie się zasadniczych sił powstańczych. Dzięki zaś wcześniejszemu wykryciu rosyjskich szpiegów udało się także ominąć drugą część sił rosyjskich maszerujących na Węgrów.

 

Patrząc na stosunek sił w bitwie pod Węgrowem (ponad trzy do jednego na korzyść Polaków), czytelnik zapewne zastanawia się nad celowością porównania do dokonań Leonidasa. Trzeba jednak wziąć pod uwagę inne aspekty, jak np. małe doświadczenie bojowe naszych dowódców i ich młody wiek (Jabłonowski miał zaledwie 22 lata) oraz dużą przewagę ogniową Rosjan. Wojsko carskie to weterani zahartowani w licznych bitwach i potyczkach (służba w Rosji trwała 25 lat!), każdy uzbrojony w karabin. Naprzeciw nim stanęli zwykli cywile wyposażeni głównie w kosy, z rzadka w szable po przodkach oraz w pistolety skałkowe i flinty służące raczej do pojedynków i polowań, a nie do walki. Z tego właśnie powodu podczas Powstania Styczniowego nie było spektakularnych walnych bitew, tylko wojna podjazdowa (partyzancka) podobna tej z okresu potopu szwedzkiego, w której dominowały broń biała i zaskoczenie.

 

Ale wróćmy do Węgrowa. Dopiero o godzinie jedenastej po nieprzerwanym ostrzale pierwsze jednostki rosyjskie odważyły się wejść do miasta. W odwecie za zuchwałą bitwę i powieszenie szpiegów Moskale mordowali, gwałcili, aż wreszcie spalili większość zabudowań niemal do fundamentów. Bitwa węgrowska uchodzi dziś za typową, modelową wręcz batalię Powstania Styczniowego. Nie została, niestety, uwzględniona na tablicach panteonu żołnierskiej chwały, jakim jest Grób Nieznanego Żołnierza w Warszawie. Może jednak św. Piotr pozwolił gdzieś przybić skromną tablicę z napisem „Żywią y Bronią, Węgrów 1863” i dwiema skrzyżowanymi kosami?

 

Przy gościńcu szaruckim na południe od Węgrowa znajduje się mogiła 66 powstańców. W 1917 roku, kiedy Rosjanie zostali wyparci z Królestwa Polskiego, okupacyjne władze niemieckie pozwoliły położyć ogromny głaz narzutowy. Na pomniku wykuto inskrypcję – wiersz autorstwa Witolda Roguskiego: „Na prochach waszych z pól polskich kamienia wznoszą przez pamięć wdzięczne pokolenia. – BOHATEROM 1863 R.”.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK