Historia nieznana
nr. 2 (176) luty 2022

Była to pionierska wyprawa w głąb niezbadanych stepów środkowej Azji – wyprawa misyjna, dyplomatyczna, szpiegowska i odkrywcza jednocześnie.

 

Krzysztof Reszka

Wyprawa na dwór Wielkiego Chana

Kiedy Czyngis-chan, wódz Mon­gołów, zawojował Eurazję, po­wstało największe imperium, jakie kiedykolwiek istniało na świecie. W XIII wieku Europejczycy mieli mgliste pojęcie o ziemiach leżących na wschód od Uralu i Himalajów. Była to terra incognita – ziemia nieznana, a strzęp­ki informacji przekazywanych przez żeglarzy łączono z mitami, legendami i fantastycznymi wyobrażeniami o ta­jemniczych stworach. Gdy potęga mili­tarna Mongołów rosła w siłę, stanowiąc poważne zagrożenie, z poselstwem do ich władcy dotarło dwóch nieustraszonych śmiałków: Giovanni da Pian del Carpine (Jan z Doliny Grabów) i Benedykt Polak. Była to pionierska wyprawa w głąb niezba­danych stepów środkowej Azji – wypra­wa misyjna, dyplomatyczna, szpiegowska i odkrywcza jednocześnie.

 

POMYSŁ PAPIEŻA

Wojska mongolskie z oszałamiającą szybkością plądrowały Europę. W 1240 r. Batu-chan (założyciel Złotej Ordy i wnuk Czyngis-chana) zdobył Kijów i prawie całą Ruś. Wkrótce została zaatakowana Polska, a w słynnej bitwie pod Legnicą w 1241 r. zginął dowodzący armią książę Henryk II Pobożny. Nastąpiły także ataki na Węgry i Bałkany. Wojska chana zbliżały się do Wiednia. Zdawało się, że nadchodzi apokaliptyczna zagłada… O tym, co dzieje się w dalekiej Azji, królowie europejscy i papież wiedzieli niewiele. Od arabskich kupców i żeglarzy dochodziły do nich wie­ści, że Mongołowie zaatakowali też inne kraje, takie jak Chiny, Korea, Tybet, Turcja, Persja, Indie i państwa zakaukaskie.

Papież Innocenty IV zastanawiał się usilnie, co zrobić wobec niebezpieczeń­stwa ze strony Mongołów. Ostatecznie zadecydował, że należy załatwić sprawę pokojowo i nawiązać z nimi relacje dyplo­matyczne. Ale jakże tego dokonać, gdy ich kultura, język, wiara i ojczyzna wciąż po­zostają wielką niewiadomą? Aby nawiązać kontakt z Mongołami i zwiększyć szansę na wykonanie tej prawie niemożliwej misji, wysłał cztery legacje (poselstwa) papieskie – dwie dominikańskie i dwie franciszkańskie. Do celu dotarła tylko jedna z nich. Akurat ta, w której był Polak.

 

PODARKI NA WYPRAWĘ

Benedictus Polonus (Benedykt Polak) urodził się około 1200 r. Biegle władał łaciną i językiem staroruskim. Niewie­le wiadomo o jego młodości. Był ryce­rzem. Jeśli miał jakiś majątek, to rozdał go ubogim. Około 1236 r. poszedł w ślady św. Franciszka i został mnichem. Histo­rycy przypuszczają, że mógł nauczyć się języka mongolskiego, gdy był w niewoli po bitwie pod Legnicą lub kiedy doglą­dał jeńców mongolskich po bitwie pod Raciborzem.

Gdy papież Innocenty IV wybrał doświadczonego dyplomatę, 63-letnie­go franciszkanina Giovanniego da Pian del Carpine (Jana z Grabowej Doliny), aby udał się z misją dyplomatyczną do stolicy Mongołów, ten zaproponował, aby towarzyszył mu mnich Benedykt, którego poznał w czasie pobytu w Pol­sce. Wyprawa wyruszyła 16 kwietnia 1245 r. z Lyonu (Francja). Giovanni wiózł na ośle papieski list do wielkiego cha­na. Jego towarzyszem był brat Stefan z Czech. W Pradze przyłączył się do nich kolejny czeski franciszkanin – brat Czesław. We Wrocławiu do wyprawy dołączył Benedykt Polak i drugi polski franciszkanin określany w dokumentach jako C. de Bridia (prawdopodobnie był Ślązakiem z Brzegu). Polacy gorąco wi­tali uczestników wyprawy, a Bolesław Wstydliwy ugościł ich nawet na Wawe­lu. Tam też przebywał z wizytą książę ruski Wasylko Romanowicz, który kon­taktował się już z Mongołami i służył zakonnikom jako doświadczony doradca. Przede wszystkim uświadomił im, że aby pomyślnie wypełnić misję, należy zaopatrzyć się w wiele cennych podar­ków, bo tylko tak mogą zapewnić sobie przychylność mongolskich urzędników i dostojników.

 

SOLONE PROSO

Boże Narodzenie 1245 r. podróżni­cy spędzili w Łęczycy na dworze Kon­rada Mazowieckiego. Tam otrzymali cenne futra bobrowe i borsucze. Ruscy przewodnicy wspierali ich i prowa­dzili na wschód. Pod koniec stycznia 1246 r. przybyli do zdewastowanego przez Mongołów Kijowa. Tam wymie­nili konie europejskie na mocniejsze konie mongolskie, przystosowane do mroźnego stepu. Wyruszyli z Kijowa 3 lutego 1246 r. i po 20 dniach dotarli do Kaniowa, który był pod kontrolą Tatarów. Brat Stefan wycofał się z wy­prawy, potem rezygnowali też Rusini. Drużyna z wielkim trudem przeprawiła się przez skutą lodem rzekę Dniepr. W Wielkanoc, 8 kwietnia 1256 r., legat papieski Jan z Grabowej Doliny i jego sekretarz Benedykt Polak wyruszyli do Karakorum, które było stolicą impe­rium. Otrzymali świeże konie, tłuma­czy na język ruski i firman gwarantują­cy im opiekę chana. Tak rozpoczęła się wyczerpująca podróż do Karakorum, siedziby chanów mongolskich. W cią­gu 106 dni przebyli około 5 tysięcy kilometrów, żywiąc się niemal wy­łącznie solonym prosem. Na każdym kroku napotykali urzędników, którzy piętrzyli rozmaite trudności, dopóki nie dostali cennego futra w podarku.

 

DŁUGI POWRÓT

22 lipca 1246 r., w dzień św. Ma­rii Magdaleny, dotarli do celu, ale na spotkanie z wielkim chanem czekali ponad miesiąc. Po śmierci Ugedeja trwało bowiem bezkrólewie. Odbywał się uroczysty kurułtaj, czyli wybieranie nowego chana. Władzę objął wkrótce Gujuk, najstarszy syn zmarłego cha­na, który przyjął zakonników. Nakazał odczytanie listu papieskiego i zezwolił franciszkanom na wygłoszenie mowy misyjnej o zbawieniu przez Jezusa Chrystusa. Dwa dni później legaci otrzymali list chana do papieża napi­sany w wersji mongolskiej, perskiej, tureckiej i łacińskiej. Gujuk określił się w nim jako cesarz wszystkich wie­rzących, zaproponował, aby papież przybył z władcami Europy złożyć mu hołd w zamian za obietnicę pokoju i opiekę Mongołów. Oburzył się także, że Europejczycy uznają swoją religię za jedyną prawdziwą, twierdził, że nie wiadomo kogo Bóg obdarza łaską.

 

Zakonnicy wracali ponad rok. Jedli proso, pili wodę z roztopionego śnie­gu i skwapliwie sporządzali notatki. W maju 1247 r. dotarli nad Wołgę. Przyj­mowano ich jak bohaterów, wyprawia­no dla nich uczty i z otwartymi ustami słuchano relacji z podróży. I choć nie udało się przekonać chana do przyjęcia wiary w Chrystusa, przełamano wiele uprzedzeń wobec Mongołów. Narodziła się nadzieja na pokojową współpracę i rozwój handlu. Poszerzyła się także wiedza o geografii Azji i zaczęły po­wstawać prymitywne słowniki języka mongolskiego. Według notatek francisz­kanów niektóre plemiona mongolskie przyjęły chrześcijaństwo z rąk chińskich kaznodziei nestoriańskich, a nabożeń­stwa odprawiano tam w języku ara­mejskim (tym samym, którym mówił Chrystus).

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK