Historia nieznana
nr 12 (78) GRUDZIEŃ 2013

Jak szlachcicowi przystało, dostał od rodziny konia z rzędem oraz szablę po przodkach i ruszył do boju.

Andrzej Łukasiak

Ostatnia Pasterka majora

Henryk Dobrzański (Hubal) nigdy nie zdjął polskiego munduru żołnierza i nie poddał się po klęsce 1939 roku. Zginął 30 kwietnia 1940 roku podczas próby przedarcia się przez kordon sił wroga. 

Andrzej Łukasiak

Kolęda „Bóg się rodzi” rozpoczynała Pasterkę w kościele w Studziannej, gdy przerwały ją dochodzące z dworu stukot podków i rżenie koni. Śpiew przycichł i niemal urwał się zupełnie, gdy drzwi fary otworzyły się z impetem, a pośród wirujących z dworu drobnych płatków śniegu i oparu oddechów ukazała się podwójna karna kolumna żołnierzy w polskich mundurach. Na czele zaś owego szyku szedł, dumnie uniósłszy czoło w kawaleryjskiej rogatywce, niezbyt imponujący wzrostem i postawą brodaty mąż, jak wszyscy przy szabli, w szarży majora. Był 25 grudnia 1939 roku.

Czy tak to właśnie wyglądało? Według niektórych świadków – tak. Inni przysięgają, że był to Nowy Rok.

Ów major nazywał się Henryk Dobrzański, choć wówczas kazał do siebie mówić „Hubal” (od przydomka rodowego gałęzi Dobrzańskich). Niemcy zaś, którym dał się już nieźle we znaki, tytułowali go „Szalony Major!”. Tak mogłaby zaczynać się historia ostatniego zagończyka i pierwszego partyzanta II wojny światowej… Mogłaby, gdyby nie fakt, że Hubal żadnym partyzantem nie był. Nigdy nie zdjął munduru i nie poddał się po klęsce.

 

POTOMEK ZAWISZY CZARNEGO

Henryk Dobrzański urodził się 22 czerwca 1897 roku w Jaśle w rodzinie szlacheckiej pieczętującej się herbem Leliwa. Jako potomek w prostej linii Zawiszy Czarnego z Garbowa (zarówno ze strony ojca, jak i matki), potomek adiutanta króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, prawnuk oficera Powstania Listopadowego i wnuk powstańca styczniowego, patriotyzm i miłość do ojczyzny wyssał z mlekiem matki. Kiedy w roku 1914 złożył egzamin maturalny i zapisał się na studia, wybuchła wielka wojna.

Jak szlachcicowi przystało, dostał od rodziny konia z rzędem oraz szablę po przodkach i ruszył do boju. Za bohaterskie czyny odznaczono go Krzyżem Walecznych i awansowano na chorążego. Jeszcze cztery takie krzyże i Krzyż Srebrny Orderu Wojennego Virtuti Militari wisiały na jego piersi po wojnie bolszewickiej, kiedy trafił jako słuchacz do Centralnej Szkoły Jazdy w Grudziądzu i rozpoczął karierę zawodniczą w wyścigach konnych i konkursach hippicznych. Wszedł także, jako zawodnik rezerwowy, w skład reprezentacji polskich jeźdźców na IX Letnie Igrzyska Olimpijskie w Amsterdamie.

 

SZALONY MAJOR!

Wybuch II wojny światowej zastał go w służbie odwodowej, ale już 11 września Dobrzański został wysłany do Wołkowyska, a stamtąd do Grodna. Po drodze wraz ze swoim pułkiem stoczył kilka potyczek z Werhmachtem, następnie bronił Grodna przed wkraczającymi od wschodu Sowietami. Odmówił przejścia na teren neutralnej Litwy i pozbierawszy resztki innych oddziałów, ruszył na Warszawę. Po wyrwaniu się z sowieckiego okrążenia nad Biebrzą i rozwiązaniu oddziału znów nie złożył broni i już jako samodzielny dowódca ze 180 ludźmi ruszył na odsiecz Warszawie. Nie zdążył. 27 września po kapitulacji Warszawy umyślił, już tylko z 50 ułanami, przebijać się do granicy, a później przez Węgry i Rumunię do Francji. Zmienił zdanie na Kielecczyźnie, kierując się ku Puszczy Kozienickiej. Na odsiecz aliantów postanowił zaczekać w kraju, z szablą w ręku. Po kapitulacji kraju jako dowódca Oddziału Wydzielonego Wojska Polskiego zaczął nękać Niemców wojną podjazdową, ale nie był partyzantem. Zwyczajnie nie przyjął do wiadomości aktu kapitulacji, uważając go za zdradę. Za zdradę i mieszanie się w system dowódczy Wojska Polskiego, którego był wówczas najwyższym rangą oficerem, uznał również próby podporządkowania go sobie przez powstające struktury Państwa Podziemnego. Wtedy właśnie dostawszy kolejny rozkaz rozwiązania oddziału od Stefana Roweckiego (wówczas pseudonim „Grabica”), podyktowany represjami niemieckimi wobec ludności cywilnej pomagającej Hubalowi, wysłał swoją słynną odpowiedź: „Żadnych Grabiców nie znam i znać nie chcę, a ich rozkazy mam w d…”. Niestety, represje te nasilały się. Niemcy spacyfikowali Huciska, Gałki, Szałas i Skłoby, zabijając 700 mężczyzn, a na oddział Hubala, który nigdy nie przekroczył stanu osobowego 300 żołnierzy, zasadziła się ośmiotysięczna armia z czołgami, działami i kawalerią SS. Dowodzącemu operacją generałowi Johannesowi Blaskowitzowi „Szalony Major!” spędzał sen z powiek. Święta Wielkanocne to kolejne okrążenia, ucieczki i… zdrada. Jeden z mieszkańców Anielina koło Opoczna, gdzie stacjonował oddział Hubala, doniósł o nim Niemcom. 30 kwietnia 1940 roku około 5.30 rano podczas próby cichego przedarcia się przez kordon sił wroga jedna z kul niemieckich śmiertelnie raniła majora Henryka Dobrzańskiego. Niemcy zmasakrowali jego ciało i wystawili je na widok publiczny. Zwłoki majora najpierw przewieziono do Tomaszowa Mazowieckiego, a potem w nieustalone do dziś miejsce.

… pośród wirujących z dworu drobnych płatków śniegu i oparu oddechów ukazała się podwójna karna kolumna żołnierzy w polskich mundurach. Na czele zaś owego szyku zjaw szedł, dumnie uniósłszy czoło w kawaleryjskiej rogatywce, niezbyt imponujący wzrostem i postawą brodaty mąż, jak wszyscy przy szabli, w szarży majora. Św. Piotr przyłożył dwa palce do furażerki.

 

TUTAJ ZGINĄŁ HUBAL

Przejeżdżając przez Tomaszów Mazowiecki drogą krajową nr 48 w kierunku na Białobrzegi, po minięciu Spały trzeba wypatrywać po prawej stronie drogi znaku informującego o miejscu walk. We wsi Anielin znajduje się pomnik upamiętniający miejsce śmierci polskiego szlachcica herbu Leliwa, żołnierza honoru – majora Henryka Dobrzańskiego „Hubala”.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK