Historia nieznana
nr 5 (119) maj 2017

Jadwiga „Jagoda” Piłsudska, młodsza córka pierwszego marszałka Polski Józefa Piłsudskiego. Ona z kolei była pasjonatką lotnictwa i wszelkich jego przejawów. Już jako dwunastoletnia panna, podczas gdy jej koleżanki przebierały lalki, z zapałem budowała modele samolotów, interesując się ich konstrukcją i pilotażem

Latająca Jagódka

Nieśmiałe propozycje kobiet, by mogły pilotować samoloty bojowe, spotykały się z wybuchem śmiechu i niedowierzania. Do czasu, gdy Luftwaffe zbombardowała Londyn.

 

 

Pilotowanie dziurawego jak ser szwajcarski bombowca, czasem z niesprawnymi silnikami i podwoziem, a certyfikowanego na „jeszcze tylko jedno lądowanie”, mogło dostarczyć wielu emocji. Nikt nie zajmował sobie głowy uczeniem tych pilotów nawigacji według przyrządów lub w warunkach ograniczonej widoczności. Żeby było „śmieszniej”, samoloty były pozbawione amunicji, a piloci nie mogli ukryć się w chmurach, opuszczać wyznaczonych korytarzy ani używać radia i map, więc każde spotkanie z maszynami Luftwaffe mogło się skończyć w jeden tylko sposób. I co równie straszne: pilotami tych maszyn były też kobiety. Tak działała Air Transport Auxiliary (ATA), czyli Pomocniczy Transport Lotniczy. Dowcipni lotnicy czasem tłumaczyli skrót jako Ancient and Tattered Airmen – Starzy i Obdarci Lotnicy, a później Always Terrified Airwomen – Zawsze Przerażone Lotniczki.

 

Kobiety i samoloty

Gdy jedynym państwem w Europie, które przyjęło na siebie ciężar walki z Niemcami, stała się Wielka Brytania, a Hitler zrezygnował z bitwy o Anglię, czyli mówiąc językiem ludzkim, przestał bombardować lotniska, a zaczął miasta, nagle okazało się, że królestwo potrzebuje wielu pilotów. O ile bowiem wydajność fabryk lotniczych przewyższała dzienne straty na froncie – o tyle „produkcja” pilotów trwała o wiele dłużej.

Do RAF brano więc wszystkich, łącznie z inwalidami, praktycznie nie przejmując się wiekiem, kondycją ani stopniem wyszkolenia. Łakomym kąskiem okazali się piloci z krajów podbitych, takich jak Polska, Francja czy Czechosłowacja, ale również ochotnicy ze Stanów Zjednoczonych i z Kanady. Innymi słowy: każdy w miarę sprawny facet siadał za stery i walczył. Właśnie – facet. Nieśmiałe propozycje kobiet, by i one mogły pilotować samoloty bojowe, spotykały się z wybuchem śmiechu i niedowierzania. Dowództwo Królewskich Sił Powietrznych nie chciało w ogóle słuchać tego typu insynuacji. O cudzoziemkach zaś nie mówiono wcale.

Konieczność jednak zatriumfowała i już na początku 1941 r. do ATA dołączyły dwie kobiety, i to Polki. Pierwszą z nich była Anna Leska, siostra słynnego muszkietera „Bradla” – pilota, jednego z projektantów okrętów podwodnych ORP „Sęp” i ORP „Orzeł”, tego samego, który w przebraniu niemieckiego generała wojsk technicznych Juliusa von Hallmana wyniósł spod nosa Niemców plany umocnień Wału Atlantyckiego. Ona sama, bardzo podobna do brata, w kampanii wrześniowej dowodziła Eskadrą Sztabową Dowództwa Lotnictwa i uciekła przez Rumunię i Francję, kradnąc maszynę z okupowanego przez Niemców lotniska polowego.

Drugą Polką była jej koleżanka z eskadry sztabowej, śliczna warszawianka Stefania Wojtulanis, która przedostawszy się po ataku sowietów na Polskę do Rumunii, pełniła tam rolę kuriera lotniczego, dostarczała przemykającym się do Francji polskim żołnierzom pieniądze i dokumenty. Gdy sama dotarła do Francji, została awansowana do stopnia podporucznika i służyła w sztabie lotnictwa, a po kapitulacji III Republiki Francuskiej trafiła do Wielkiej Brytanii.

 

Pani Jagódka

Do owych dwóch pań w połowie 1942 r. dołączyła jeszcze jedna, Jadwiga „Jagoda” Piłsudska, młodsza córka pierwszego marszałka Polski Józefa Piłsudskiego. Ona z kolei była pasjonatką lotnictwa i wszelkich jego przejawów. Już jako dwunastoletnia panna, podczas gdy jej koleżanki przebierały lalki, z zapałem budowała modele samolotów, interesując się ich konstrukcją i pilotażem. Jako siedemnastolatka zaczęła latać na szybowcach, szkoliła się na słynnej Sokolej Górze koło Krzemieńca w Wołyńskiej Szkole Szybowcowej LOPP, a ostrogi zdobywała w Bezmiechowej w Bieszczadach w ośrodku szybowcowym szkoły Aeroklubu Lwowskiego. Obiecującą karierę zawodniczki szybowcowej po zdobyciu wszelkich możliwych kategorii przewidzianych dla tego sportu przerwała wojna. We wrześniu 1939 r. Jadwiga wraz z matką i siostrą przez Wilno, Kowno, Łotwę i Szwecję specjalnym samolotem trafiła do Anglii. Choć kilkakrotnie aspirowała do ATA, jej podania były notorycznie odrzucane ze względu na zbyt młody wiek. W końcu jednak i dla niej zaświeciło słońce. Odtąd, zgodnie z marzeniami, prowadziła niezliczone typy i rodzaje nowych samolotów z fabryk i warsztatów na lotniska, a z tych lotnisk podziurawione i ranne wraki do warsztatów lub na złom. Pilotom tych dziwnych lotów narzucono jednak szereg ograniczeń. Nie wolno było np. latać w chmurach i poza wyznaczonymi korytarzami, ponieważ artyleria przeciwlotnicza strzelała do wszystkiego, co nie figurowało w planach lotów. Nie używano radia, żeby nie blokować pasm wojskowych. Nie korzystano z map, bo według dowództwa taka mapa w rękach wroga mogłaby przechylić szalę zwycięstwa na korzyść Niemiec. Zakazane były wszelkie ewolucje i figury akrobatyczne, ponieważ z powodu kondycji samolotów istniała możliwość rozpadnięcia się maszyn w locie. Oprócz zaś tego wszystkiego samoloty były pozbawione amunicji. Napotkanie więc wcale nierzadkich wówczas nad Anglią samolotów Luftwaffe stawiało taki samolot w roli latającej tarczy strzelniczej.

 

To nie była sielanka

Dodatkowym trudnym aspektem kobiecej służby lotniczej była obecna na każdym kroku jeśli nie regularna niechęć, to przynajmniej zjadliwa ironia przełożonych, czasem szurniętych jak marcowe zające. Oto np. oficer zaopatrzeniowy bazy White Waltham sprzeciwiający się służbie lotniczej kobiet słał do dowództwa prośby o przydzielenie mu słoni do ciągnięcia samolotów. Z kolei niejaki kpt. Douglas Fairweather w swoim samolocie zwykł wozić kozę. Nawigując, używał mapy wyspy z czasów rzymskich, a drogę przebytą w „zakazanych” chmurach mierzył ilością wypalonych papierosów. Choć brzmi to wszystko jak zbiór anegdot, z sielanką nie miało nic wspólnego.

W czasie wojny Anna Leska wylatała ponad 6000 godzin, Stefania Wojtulanis ponad 1000. ATA straciła wtedy 170 pilotów, w tym 15 kobiet. A co z Jagódką? W ciągu półtorarocznej służby w ATA przeprowadziła 230 samolotów różnych 21 typów, wykonując czasem dwa loty dziennie. Spędziła w powietrzu 312 godzin. Nigdy nie miała wypadku i nie uszkodziła ani jednej maszyny. Pod koniec 1943 r. Jadwiga Piłsudska opuściła służbę w ATA na znak protestu. Po konferencji w Teheranie uznała, że alianci zdradzili Polskę, przyjmując niekorzystne dla niej decyzje, i złożyła wniosek o zwolnienie. Podjęła przerwaną naukę w Polskiej Szkole Architektury przy uniwersytecie w Liverpoolu. Nigdy nie przyjęła obywatelstwa brytyjskiego, czując się Polką. Powróciła do ojczyzny w 1990 r. Zmarła 16 listopada 2014 r. w Warszawie w wieku 94 lat. Spoczywa na Powązkach.

 

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK