Historia nieznana
nr 9 (99) WRZESIEŃ 2015

 

 To nerwowa stal. Błysk w jego jasnych oczach, dosadny dźwięk jego słów, rześkość jego ruchów – to jakby aluminium, lekkie a mocne, które, przybierając duszę i ciało, stworzyć musiało właśnie taki, a nie inny wyraz życia. 

Wojna „Kobry”

POLSKI WRZESIEŃ

Urbanowicz urodził się 30 marca 1908 roku w Olszance niedaleko Augustowa. Pokonując kolejne etapy edukacji, trafił w końcu do lotnictwa. W Dęblinie nazywano go „Kobrą” – od jego własnych słów skierowanych do kadetów, że myśliwiec musi być w powietrzu czujny i niebezpieczny jak ów wąż. W Dęblinie też zastała go wojna, którą zaczął nieświadomie, unikając zestrzelenia przez niemiecki myśliwiec (ten epizod został przedstawiony w komiksie). Gdy jego stary PZL P.7a został zniszczony na ziemi, dowództwo oddelegowało go wraz z grupą 50 podchorążych do Rumunii, skąd miał odebrać zamówione przez Polskę samoloty Morane-Saulnier MS.406 i Hurricane. Samoloty zostały zawrócone do Francji, chyba „w ramach pomocy sojuszniczej”, a powracający do kraju Urbanowicz został złapany przez Sowietów. Jeńcem był tylko pół dnia, bowiem wieczorem zbiegł i dołączył do swojego oddziału w Rumunii. Wraz z podchorążymi trafił jednak do obozu internowania w Slatinie. Znów uciekł, aby przez Bukareszt, Bejrut, a potem Francję, dotrzeć w styczniu 1940 roku do Wielkiej Brytanii. 

 

TONĄCA WYSPA

Jako jeden z pierwszych polskich pilotów po początkowej nieufności i niedowierzaniu, że w ogóle kiedykolwiek w życiu widział samolot, 4 sierpnia przyjął zaproszenie do 145 Dywizjonu myśliwskiego RAF, a już 8 sierpnia miał na koncie pierwszego messerschmitta. 

„Kto go osobiście znał, stawał przed jakąś zagadką. Nie sposób było ująć Urbanowicza w utarte kanony; wyrywał się z ludzkiego doświadczenia – pisał o nim w „Dywizjonie 303” Arkady Fiedler. – Wszystko u niego było jak u innych myśliwców, mocna postawa i energiczna twarz, i czyste oko, a jednak wyczuwało się, że to jeszcze nie wszystko. Wyczuwało się coś zgoła nowego, jakiś nie napotkany dotychczas rys ludzki, bez przeszłości, bez porównań. A potem nagle przychodziło jakby olśnienie: metal. Tak, było to wyraźnie upersonifikowanie metalu. To nerwowa stal. Błysk w jego jasnych oczach, dosadny dźwięk jego słów, rześkość jego ruchów – to jakby aluminium, lekkie a mocne, które, przybierając duszę i ciało, stworzyć musiało właśnie taki, a nie inny wyraz życia. Nie dziw, że Urbanowicz i samolot stanowili tak zgraną ze sobą spójnię”.

Mimo doskonałego wyszkolenia, ogromnej ilości strąceń (17 maszyn niemieckich) oraz wielokrotnych odznaczeń polskich i alianckich funkcji zastępcy dowódcy (później dowódcy) Dywizjonu 303, a wreszcie 1 Polskiego Skrzydła Myśliwskiego (Dywizjonów 303, 306 i 308), władze lotnicze nie pałały miłością do krewkiego pilota. Choć włożył gigantyczny wkład w ratowanie tej „tonącej Wyspy”, w 1941 roku został odsunięty od latania i wysłany za ocean w celu werbowania ochotników wśród Polonii amerykańskiej, następnie oddelegowany do szkolnictwa lotniczego w Wielkiej Brytanii i w końcu jesienią 1942 roku „zesłany” do Waszyngtonu na stanowisko zastępcy attaché lotniczego przy polskiej ambasadzie.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK