Historia nieznana
nr 3 (105) MARZEC 2016

„Był typem żołnierza w każdym calu, był urodzonym kandydatem na dowódcę."

Andrzej Łukasiak

Nie jesteśmy bandą

Oto credo i manifest programowy jednego z największych zagończyków Rzeczypospolitej, majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” – bohatera wojny podjazdowej na Wileńszczyźnie, Białostocczyźnie, Warmii, Mazurach i Pomorzu. Opluty i odsądzony od czci i wiary, uznany za krwawego bandytę i kata niewinnych milicjantów i żołnierzy, chłopów małorolnych i Bogu (przepraszam: Stalinowi) ducha winnych funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa, którzy chcieli go w końcu tylko zabić – nic strasznego. I zabili. Skazany na osiemnastokrotną karę śmierci, zginął „polską śmiercią” zabity strzałem w tył głowy wieczorem 8 lutego 1951 r. w więzieniu przy Rakowieckiej.

 

Złote ostrogi

Urodził się 12 marca 1910 r. w Stryju. Był najmłodszym dzieckiem Karola, urzędnika kolejowego, i Eufrozyny z Osieckich. Miał dwie siostry i czterech braci. We Lwowie i w Stryju pobierał nauki w gimnazjum, potem w Szkole Podchorążych Piechoty w Ostrowi Mazowieckiej i w Szkole Podchorążych Kawalerii w Grudziądzu. 4 sierpnia 1934 r. prezydent Ignacy Mościcki mianował go podporucznikiem. Niekoniecznie można powiedzieć o Szendzielarzu, że był najpilniejszym słuchaczem, nie zdobył „złotej szabli” – pierwszej lokaty w nauce, ale za to włożył „złote ostrogi” jako najbardziej czupurny i niepokorny. „Był typem żołnierza w każdym calu, był urodzonym kandydatem na dowódcę. W sposobie życia był nierówny, wybuchowy, raptus. (…) Był przy tym typem awanturnika” – pisał o nim w swojej opinii przełożony, rtm. Władysław Piotrowski.

 

Cały artykuł dostępny w wersji drukowanej gazety.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK