Różne
nr 2 (92) LUTY 2015

 

Kiedy więc wreszcie zrozumiem, że zdrada współmałżonka to też moja „sprawka”, kiedy przestanę się nad sobą użalać, a nad nim pastwić, mogę zacząć myśleć konstruktywnie i działać.

Agnieszka Zawisza

Czy warto budować na zgliszczach?

 

Czy warto budować na zgliszczach?

Zdrada niejedno ma imię i wiele twarzy i nie chodzi tu bynajmniej o zdradzanie z wciąż nową osobą. Definicja niewierności nie jest oczywista, zależy m.in. od płci, wieku, doświadczeń życiowych i światopoglądu respondenta. Szóste przykazanie jest dla nas zwykle bardziej ewidentne niż dziewiąte, niemniej zdrada psychiczna, nawet jeśli nie idzie za nią fizyczne cudzołóstwo, ale odwzajemniona fascynacja drugą osobą, czułe rozmowy, smsy czy maile, może boleć równie mocno, tym bardziej, że prawie zawsze idzie w parze z jednoczesnym zaniedbywaniem współmałżonka. Można zdradzić raz, można ze zdradzania uczynić hobby. Można nawiązać „tylko” przelotny romans lub wejść w długotrwałą relację i wieść podwójne życie. Zdrada może być wynikiem świadomej decyzji lub efektem zamroczenia alkoholowego. Z innych powodów zdradzają mężczyźni, z innych kobiety, różne też każda z płci przypisuje niewierności znaczenie. Niezależnie od okoliczności czy rodzaju zdrada to w małżeństwie trzęsienie ziemi, które może i często doprowadza do jego rozpadu. Czasem jednak zdrada bywa okazją do uzdrowienia małżeństwa, które utknęło w martwym punkcie, szansą na nowe otwarcie, bardziej dojrzały związek. Jak to możliwe? Czy rzeczywiście cudzołóstwo może mieć jakieś pozytywne skutki? 

Złożone przyczyny

To jaki kierunek małżeństwo przyjmie po zdradzie zależy od wielu czynników m.in. definicji małżeństwa wyznawanej przez małżonków (związek dwojga na dobre i na złe czy tylko na dobre?), jego rodzaju (sakrament czy związek cywilny), dojrzałości małżonków, siły ich miłości (przeszłej lub obecnej) i determinacji ratowania związku, rodzaju otrzymywanych porad (tego czy bliscy radzą rozwód czy przebaczenie), i odpowiedzi na pytanie czy warto (dzieci, dobre wspomnienia, wspólne plany czy kredyt mieszkaniowy…). Przyszłość małżeństwa może zależeć też od czynników, które do zdrady doprowadziły. Dlaczego zdradzamy? 

Alkohol, rzadko bywa jedyną przyczyną wiarołomstwa, znacznie częściej stanowi bezpośredni bodziec wyzwalający. Zwykle prawdziwym powodem niewierności jest długotrwała „mielizna” w związku, czyhająca szczególnie na te małżeństwa, które swojej relacji nie rozwijają, zakopując ją w szarej codzienności niczym gnuśny sługa talent w ewangelicznej przypowieści. Dzieje się tak, gdy partnerzy przestają ze sobą rozmawiać, nie szukają wspólnych sposobów spędzania czasu, jedno z małżonków czuje się niedoceniane, nieustannie atakowane, zmęczone, bezsilne. W sypialni wieje nudą albo panuje zmowa milczenia, sprawiająca, że małżonkowie kręcą się w błędnym kole wciąż niespełnionych oczekiwań. Alkowa może stać się również polem zimnej wojny, gdzie współżycie staje się przedmiotem targów lub w ogóle przestaje istnieć. Znaczny odsetek zdrad ma miejsce, gdy małżonkowie (częściej mężczyźni?) wchodzą w tzw. kryzys wieku średniego związany z syndromem „zamykających się drzwi”, obawą utraty atrakcyjności, niepewnością co do uczuć współmałżonka. Zdrada niejednokrotnie bywa też wołaniem o uwagę i zainteresowanie, tak jak w historii męża, który doprowadził do zdrady, bo inaczej nie mógł zmusić żony do rozmowy…

Kłamstwo ma krótkie nogi

Przypadkowo przeczytałam smsa na jego … Nie wylogowała się ze swojej poczty… Czy mówić partnerowi o zdradzie? Zwłaszcza jeśli była jednorazową chwilą zaćmienia po alkoholu? Można oczywiście liczyć, że zdrada się nie wyda. Zdarza się to jednak rzadko, a jeśli współmałżonek sam ją odkryje, konsekwencje są o wiele poważniejsze. Utrata zaufania jest wtedy totalna i bardzo trudno je potem odbudować. Tyle czasu mnie okłamywałeś! Jak mam Ci teraz zaufać? Ukrywanie zdrady może wiązać się zresztą z chęcią kontynuowania trwającej relacji pozamałżeńskiej lub pozostawienia uchylonych drzwi na przyszłość. Wyznanie winy współmałżonkowi, a dokładniej jego późniejsza czujność, z pewnością skutecznie uwolni nas od niepotrzebnych pokus i da właściwy impuls do inwestowania w istniejący związek. Są wprawdzie spowiednicy, którzy doradzają milczenie dla dobra zdradzonego współmałżonka i przyszłości związku, również czytelnicy Ibsena przypominają sobie w tym momencie być może prawdę, która zabija z „Dzikiej Kaczki”. Ja jednak wierzę w wyzwalającą moc prawdy, choć czasem należy na nią i współmałżonka i siebie cierpliwie przygotować. Związek budowany na kłamstwie ma przyszłość kruchą i chwiejną, winny współmałżonek zaś nerwicę pewną jak w banku. 

Miłe złego początki, a koniec żałosny

A konsekwencje? Utrata zaufania to jedno. Ale nie tylko to. W zdradzonym małżonku zaraz po początkowej katatonicznej depresji budzi się bowiem agresja i chęć odwetu. Pojawia się potężny kryzys własnej wartości. Zwłaszcza jeśli trzeci partner „do tanga” okazuje się młodszy i atrakcyjniejszy, a zdradzoną stronę (zwłaszcza kobietę) już od jakiegoś czasu  nawiedzają duchy niedalekiej przyszłości 40 lub 50+. Bo przecież musi być coś ze mną nie tak skoro znalazł sobie kogoś innego. W czym lepsze są ode mnie moje koleżanki, którym mężowie dochowali wierności? Dlaczego ja? Często pojawia się obsesyjna, masochistyczna potrzeba poznania wszystkich szczegółów niewierności, porównywania się z kochankiem partnera. Zraniona miłość małżeńska, a przede wszystkim własna dyszy żądzą napiętnowania i ukarania sprawcy tragedii. Winę widzi się głównie w rywalu, później we współmałżonku, czasem ewentualnie własnych fizycznych czy metrykalnych niedoskonałościach. Ale kiedy pierwsza agresja i szok miną, gdy sami lub z czyjąś pomocą spróbujemy nabrać dystansu, przychodzi refleksja co do własnego, czynnego udziału w tym dramacie. I to jest pierwszy pozytywny sygnał w tym koszmarze. Kiedy nie zatrzymujemy się na nienawiści, pragnieniu zemsty i lżenia współmałżonka (i rywala) a zaczynamy przyglądać się sobie, nie po to, by się bezproduktywnie samobiczować, ale spróbować dostrzec, co w moim zachowaniu mogło doprowadzić partnera do takiego kroku. Gdy próbujemy wyciągnąć wnioski. Powodem niewierności nie zawsze jest przecież alkohol czy kompleksy, być może zdrada to krzyk mego partnera o zainteresowanie, o miłość, o szacunek. 

Wołanie

Mężu, nie chcę być dla ciebie jedynie kurą domową, sprzątaczką, matką twoich dzieci, meblem, powietrzem, niczym…. Chce, żebyś widział we mnie kobietę, partnerkę do rozmowy, decyzji. Chcę byś mnie słuchał, a nie tylko pozwalał mi mówić, cenił i szanował, a nie traktował jak swoją własność, zdobycz czy „starą rzecz, która przestała cię już cieszyć”, chcę byś myślał o moich potrzebach, a nie tylko obowiązkach, chcę byś we mnie inwestował swój czas, wysiłek, także pieniądze, gdyż wtedy stanę się dla ciebie cenniejsza, chcę móc na ciebie liczyć, a nie byś ty wyliczał mi każdy grosz czy potknięcie, chcę byś mnie szukał, a nie przede mną uciekał, pragnę być beneficjentką twoich czułych gestów, a nie narzędziem zaspokajania twoich i (tylko twoich!) potrzeb seksualnych. 

Żono, nie chcę być 150 kilogramowym wielorybem, czy innym niedojdą, któremu co chwilę wypominane są jego niedoskonałości i kompleksy, nie chcę doznawać szacunku wszędzie z wyjątkiem własnego domu. Nie chcę wchodzić do mieszkania niczym na pole minowe, na którym co chwilę wybuchają bomby pretensji, wymówek, kolejnych żądań. Nie chcę napotykać ciągle zamkniętych drzwi sypialni…. Chcę zobaczyć uśmiech na twej twarzy nie tylko gdy przychodzą goście. Chcę, by nasz dom był dla mnie azylem, gdzie będę oczekiwany nie tylko dlatego, że trzeba wynieść śmieci czy wykąpać dziecko. Chcę uchodzić (także w domu!) za atrakcyjnego mężczyznę, z którym pragniesz bliskości fizycznej nie tylko ze względu na obowiązek małżeński, z którym szukasz intymności i jesteś w stanie ją inicjować. Chcę widzieć, że próbujesz wynajdywać okazje do okazania mi twego podziwu, nawet jeśli chwilami widzisz tylko powody do krytyki, że we mnie wierzysz. Wtedy będę czuł się chciany, wartościowy i po prostu kochany i nie będę szukać aprobaty i potwierdzenia swej męskości gdzie indziej. 

Stracić, by zyskać

Kiedy więc wreszcie zrozumiem, że zdrada współmałżonka to też moja „sprawka”, kiedy przestanę się nad sobą użalać, a nad nim pastwić, mogę zacząć myśleć konstruktywnie i działać. „Moja dieta miała na imię Oliwia i 20 lat”, powiedziała mi kiedyś pewna kobieta. Trudno efekt uboczny ogromnego stresu i dramatu uważać za pozytyw, ale może to być jakiś początek całej serii zmian, do których mnie ta sytuacja popchnie i zmotywuje. Kiedy sama spróbuję na nowo odkryć i wydobyć z siebie kobietę, może i współmałżonek na nowo ją we mnie zobaczy. Kiedy spojrzę na współmałżonka jako na obiekt czyjegoś zainteresowania, być może i ja znów dojrzę w nim to, co już dawno przestałam zauważać: że to naprawdę fajny facet! Gdy dam żonie trochę czułości; sprawię, że poczuje się, także przy mnie, wyjątkowa, być może zobaczę, że to kobieta, która może się podobać! A wtedy moje małżeństwo złapie trochę wiatru w żagle. 

Słuchałam kiedyś świadectwa pewnej mądrej kobiety, która powiedziała, że dopiero gdy dowiedziała się o zdradzie męża zrozumiała, że go jednak kocha. Czego wcześniej, po kilku latach małżeństwa, wychowywania dzieci i życia problemami dnia codziennego już wcale nie była taka pewna. Paradoks? Chyba nie. Bo czasem trzeba coś stracić, żeby to odnaleźć. Nieraz tak uparcie tkwimy w naszej ślepocie na dobro, które nas otacza, to ukryte w najbliższych nam ludziach, że dopiero ich utrata powoduje, że zaczynamy ich doceniać. Bo jakoś tak z nami jest, że jak śpiewa grupa Passenger „za słońcem zaczynamy tęsknić dopiero, gdy pojawia się śnieg; zauważamy, że było nam dobrze, gdy coś się psuje, a pojmujemy, że kogoś kochamy, dopiero wtedy, gdy on odchodzi”. Zdrada jednak nie musi być odejściem na zawsze. Może warto dać współmałżonkowi i małżeństwu drugą szansę? Czy można jednak budować na zgliszczach, na cierpieniu? Życie wielu par pokazuje, że tak. Czy warto? Zawsze warto spróbować. Pod warunkiem, że chcemy i umiemy (z Bożą i ludzką pomocą) wybaczyć, mężnie mierząc się z bólem. Pod warunkiem, że zdradzający nie planuje recydywy i decyduje się wrócić i zacząć od nowa. Pod warunkiem, że chcemy budować związek lepszy i piękniejszy, a nie udawać, że nic się nie stało i żyć obok siebie, ewentualnie przy każdej okazji odgrywać się na współmałżonku każąc mu przez całe dalsze życie słono płacić za zadane nam kiedyś cierpienie. Pod warunkiem, że zdradzie w związku nie towarzyszy cała kolekcja innych patologii niszczących małżeństwo i rodzinę, przed którymi jedynym ratunkiem może okazać się ucieczka i separacja.

Ten trzeci do tanga

W zdradzie najwięcej uwagi poświęcamy zwykle dwóm stronom kryzysu: zdradzonemu i zdradzającemu. W tle pozostaje jednak jeszcze jeden aktor dramatu, którego rola wcale nie jest drugoplanowa. Aktor równie głęboko skrzywdzony zwłaszcza, jeśli występował tylko jako przygoda, odskocznia, narzędzie zemsty czy chwilowe pocieszenie. Osoba, z którą zdradzasz to przecież często człowiek, którego wykorzystujesz, oszukujesz i zwodzisz. Nie tylko współmałżonek jest ofiarą, ten trzeci, ta trzecia także. Z tego musisz zdać sobie sprawę. Czy wolno ci użyć drugiego człowieka do podbudowania swojego ego, zawracać mu w głowie, psuć opinię, robić złudne nadzieje? Cóż możesz mu zaoferować? Przecież najczęściej wcale nie planujesz opuścić współmałżonka, po cichu liczysz, że się nie dowie. A nawet jeśli rozwód, przynajmniej na papierze, uwolni cię od wspólnej przyszłości, to przeszłość wciąż będzie o sobie przypominać, na zawsze zostaniesz już człowiekiem po przejściach, który niesie na sobie ciężar czyjegoś cierpienia, własnego poczucia winy, dramatu dzieci, co do których, oprócz obowiązków wychowawczych, ma także zobowiązania finansowe. Nigdy nie dasz kolejnemu partnerowi tyle, ile mógłby zaoferować ktoś z nieobciążoną małżeństwem przeszłością. Nigdy nie będziesz mogła ofiarować siebie w pełni, bo jakaś część ciebie na zawsze zostanie w poprzednim związku, jakaś część będzie zawsze należała do tego, komu przysięgałeś.

Dlatego nawet jeśli małżeństwo po zdradzie, przetrwawszy cyklon, może wziąć kurs na wyspy szczęśliwe stając się bardziej udane niż przed nią, poważnie zastanów się zanim sięgniesz po kolejny kieliszek na wyjeździe integracyjnym lub umówisz się po pracy na drinka. Bo z pokusą, jak mawiał św. Franciszek, się nie walczy, przed nią się ucieka. A cel nigdy nie uświęca środków, szczególnie kiedy tym środkiem staje się drugi człowiek.

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK