Felieton
nr. 3 (177) marzec 2022

Pokazujmy wszystkim małżeństwom stojącym na krawędzi przepaści rozwodowej, że nie ma takiego problemu, którego małżonkowie nie pokonaliby razem. 

Ewelina Heine

Życie na krawędzi

Dane statystyczne dotyczące liczby zawieranych małżeństw oraz liczby rozwodów od wielu lat nie napawają optymizmem. Coraz więcej związków małżeńskich się rozpada, a w nowe młodzi wchodzą coraz rzadziej. Walka trwa, a małżeństwo wisi nad przepaścią. Co możemy zrobić, by je uratować?

            Praca, brak czasu na relacje, niedojrzałość emocjonalna, nałogi, wyjazdy służbowe… To tylko kilka najczęściej wymienianych czynników odpowiedzialnych za kryzys małżeński. Spójrzmy jednak nieco głębiej i zastanówmy się nad tym, co się z nami stało. Dlaczego te dane są coraz gorsze? Dlaczego stojąc na małżeńskiej krawędzi nie próbujemy zawrócić i poszukać innej drogi, tylko z pełną świadomością pędzimy w kierunku przepaści?

 

Naprawa czy wymiana

            Pokolenie naszych dziadków czy nawet rodziców w momencie, w którym popsuło się coś w domu, na przykład pralka, próbowało daną rzecz naprawić, podreperować. Natomiast nasze pokolenie wyrzuca zepsutą rzecz i kupuje nową. Pogubiliśmy się w materialno-konsumpcyjnym świecie, w którym niemalże wszystko jest do wymiany, do wyrzucenia, bardzo rzadko do naprawienia. Nasi dziadkowie naprawiali nie tylko zepsute sprzęty, ale także swoje błędy w relacjach małżeńskich. Nie poddawali się po pierwszej kłótni, lecz wspólnie przepracowywali kryzysy. Nasze pokolenie nie widzi sensu w odbudowywaniu małżeństwa. Łatwiej i wygodniej jest wymienić współmałżonka na nowszy model, aniżeli męczyć się nad rozwiązaniem pojawiającego się problemu małżeńskiego.

            Istotą małżeństwa jest wspólne dojrzewanie, pokonywanie problemów. Jak przekonać młodych ludzi, że „docieranie się” jest normalne, że małżeństwo kwitnie stopniowo, że wszyscy mają problemy i jedyną różnicą pomiędzy dojrzałym, a dojrzewającym małżeństwem jest liczba przegadanych godzin, spora dawka zrozumienia i wiele prób udoskonalenia siebie, a nie drugiego człowieka?

 

Fundament

            Najbardziej istotną sprawą jest kwestia utraty wiary w moc Sakramentu Małżeństwa. Przecież nie wszystkie problemy i kryzysy małżeńskie jesteśmy w stanie rozwiązać o własnych siłach. Niejednokrotnie musimy zdać się na Bożą Opatrzność, która połączyła nas świętym węzłem małżeńskim i jeśli tylko wpuścimy Boga do naszego małżeństwa, On będzie działał. Gdyby tylko więcej małżeństw przeżywających różnorakie problemy, przed podjęciem decyzji o rozwodzie poświęciło tyle czasu na wspólną rozmowę oraz modlitwę, co na przygotowania zewnętrznej otoczki dnia ślubu, Bóg okazałby Swą moc i dzięki Jego łasce pokonaliby wszelkie trudności.

            Małżeństwo i rodzina przeżywają kryzys. Coraz częściej stajemy się świadkami bardzo trudnych sytuacji małżeńskich w naszym środowisku. Co możemy zrobić? Ktoś powiedział, że małżeństwo to wspólna droga do świętości. Starajmy się świadczyć naszym życiem małżeńskim o tym, że nie ma cudowniejszego powołania niż wspólne trwanie przy Bogu, a tym samym dojrzewanie – dochodzenie do świętości. Pamiętajmy też, że jako rodzice i małżonkowie stajemy się niejako „prorokami” przyszłych małżeństw naszych dzieci. To my wskazujemy im kierunek, w jakim kiedyś podążą. Pokazujmy wszystkim małżeństwom stojącym na krawędzi przepaści rozwodowej, że nie ma takiego problemu, którego małżonkowie nie pokonaliby razem. Mówmy im o tym, że koniec małżeństwa to tak naprawdę początek jeszcze większej tragedii małżeńsko-rodzinnej. Módlmy się za tych, którzy utracili wiarę w sens Sakramentu Małżeństwa. Walczmy w ostatecznej bitwie o małżeństwo i rodzinę! 

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK