Felieton
nr.1 (151) styczeń 2020

Czasami wystarczy po prostu wysłuchać i powiedzieć: „Spokojnie, miałam tak samo. Dobrze sobie radzisz”. 

Małgorzata Remiszewska

Mama w wielkim mieście

Przekorny los i miłość do narzeczonego wywiodły mnie kilka lat temu z Mazur do Warszawy. Zaczęłam tu studia i pracę. Mimo że po ślubie myśleliśmy (i myślimy nadal) o powrocie w rodzinne strony, czas zakładania i powiększania rodziny przypadł na okres, kiedy mieszkamy w stolicy. Wcześniej nie zastanawiałam się zbytnio nad tym, z jakimi trudnościami może się to wiązać. Mam na myśli głównie utrzymywanie bliskich relacji z lokalną społecznością, które w dużym mieście jest wyjątkowo utrudnione. Zwłaszcza w naszym przypadku, gdy za każdą zmianą w naszej rodzinie szła też zmiana mieszkania i okolicy. Nie było to problemem, kiedy byliśmy sami. Natomiast teraz, przy małych dzieciach, gdy babcie i ciocie są kilka godzin drogi stąd, jest to dla nas spore utrudnienie.

 

Trudne początki

Odległość od rodziny odczułam najmocniej po narodzinach pierwszej córki. Mimo że mój mąż był (i jest!) bardzo zaangażowany i pomocny, a nasze mamy robiły, co mogły, by jak najczęściej nas odwiedzać, ja i tak czułam się we wszystkim samotna. W wielu sprawach błądziłam po omacku. Kiedy pojawiły się baby blues i problemy z karmieniem, szybko się poddałam. Nie chodziłam też na żadne spotkania dla mam, bo blokował mnie stres, że nie poradzę sobie z dzieckiem przy ludziach. Bałam się też, że moje macierzyńskie kompetencje będą stale oceniane przez innych. Pewności siebie nabrałam dopiero później i teraz już wiem, że wszystko, co przeszłam, jest normalne i minie. Szkoda, że nie wiedziałam tego wtedy. Być może, wystarczyłaby mi bliskość innej mamy, która by mi to uświadomiła.

 

Mamy mamom

Ostatnio przypadek lub Boża Opatrzność sprawiły, że poszłam w końcu na spotkanie mam na warszawskim Wilanowie. Tam Ewa z Fundacji W Sercu Matki opowiadała akurat o kobietach takich jak jeszcze niedawno ja – świeżo upieczonych mamach, zwłaszcza tych z dala od rodziny, które czują, że nie radzą sobie z nową sytuacją. To z myślą o nich powstał projekt „Elżbieta”. Doświadczone mamy chcą w nim dawać wsparcie tym, które są dopiero na początku swojej macierzyńskiej drogi. Mają odwiedzać je w domach i pomagać przy wydawałoby się prozaicznych czynnościach. Sprzątanie, gotowanie czy zwykłe wyjście na spacer po urodzeniu dziecka mogą się bowiem okazać ponad siły. Być może, dla części z nich spotkania pomogą odczarować i uratować karmienie piersią. Bardzo ważne będzie też wsparcie psychiczne, które może dać tylko kobieta innej kobiecie. Czasami wystarczy po prostu wysłuchać i powiedzieć: „Spokojnie, miałam tak samo. Dobrze sobie radzisz”. Fundacja wciąż szuka chętnych mam – zarówno do pomocy, jak i tych, które chcą ją otrzymywać. Z całego serca (matki) wspieram ten pomysł i mam nadzieję, że dotrze do jak największej liczby osób.

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK