Felieton
nr 7-8 (133-134) wakacje 2018

Proponując pewnego wieczoru modlitwę do Aniołów Stróżów, zapytałem: „Czy wiecie, do kogo teraz będziemy mówić?”. „Do krasnoludków” – usłyszałem przekorną odpowiedź syna. „Cóż – pomyślałem – trzeba wyjaśnić dzieciom różnicę pomiędzy bytem wyobrażeniowym a realnym”. 

Piotr Krawczyk

O (nie) widzialnych Aniołach

Kiedy klękam z dziećmi do modlitwy, staram się uczyć je postawy szacunku. Różnie to wychodzi, zwłaszcza gdy są rozbrykane. Proponując pewnego wieczoru modlitwę do Aniołów Stróżów, zapytałem: „Czy wiecie, do kogo teraz będziemy mówić?”. „Do krasnoludków” – usłyszałem przekorną odpowiedź syna. „Cóż – pomyślałem – trzeba wyjaśnić dzieciom różnicę pomiędzy bytem wyobrażeniowym a realnym”. Okazało się, że różnica ta jest dla nich w miarę jasna. Krasnoludki są wymyślone, my istniejemy naprawdę. Realni są także Pan Jezus, Matka Boża i święci. Jednak Aniołowie… Trochę jak ludzie, ale ze skrzydłami. Coś ich z nami łączy, lecz ich związek z naszym światem nie jest oczywisty. Są jak dobre duszki z baśni, przyjazne i pomocne, jednak mimo wszystko nieprawdziwe.

Dla mnie Anioł to postać jak najbardziej realna. Zwłaszcza Anioł Stróż, którego traktuję jak przyjaciela i opiekuna. Wobec Aniołów odczuwam respekt, a jest to odczucie innego rodzaju niż to, które kieruję ku świętym. Wiedza o Aniołach jako o czystych inteligencjach czy potężnych duchach przenikniętych Bożym światłem ukierunkowuje moje myślenie o nich. Trudno tego samego wymagać od dzieci. Ich odczucia nie są kształtowane przez abstrakcyjną wiedzę, ale przez konkrety odbierane zmysłami. 

Z pewnością obrazy, rzeźby, figurki czy ilustracje w książkach mają większy wpływ na myślenie dzieci o Aniołach niż moje tłumaczenia. Pomyślałem o barokowych amorkach zdobiących ściany kościołów. Mnie one nie przeszkadzają. Traktuję je bardziej jak dekorację niż ikony niewidzialnego. Nie przychodzi mi jednak do głowy modlić się przed nimi. To trochę tak, jakbym modlił się do… krasnoludków. Nic dziwnego, że istoty, których wyobrażenie jest kształtowane przez takie wizerunki, nie są przez dzieci traktowane poważnie.

Zrozumiałem przekorną reakcję syna i zacząłem szukać antidotum. Nie brakuje w sztuce, zwłaszcza wschodniej, takich przedstawień Aniołów, które nie zamykają serca na przeżycie misterium, ale je na nie otwierają. Pamiętam sprzed lat grób Pański u krakowskich dominikanów, w którym Jezus był otoczony ikonami adorujących Aniołów. Inne groby zatarły się w mojej pamięci. Tamten żyje we mnie do dziś.

Na wystrój kościoła nie zawsze mamy wpływ. Na to, co wisi na ścianach naszego mieszkania, owszem. Sam staram się świadomie kształtować poczucie estetyki u moich dzieci. Ponieważ mam w rodzinie i wśród znajomych sporo osób wierzących, co jakiś czas pojawia się w naszym domu jakiś religijny gadżet. Niektóre ładne, inne kiczowate. Te drugie trafiają do specjalnego pudełka. „Święte” wizerunki nie poniewierają się i nikomu nie szkodzą.

Przekora syna, który chciał się modlić do krasnoludków, zafrasowała mnie i zmusiła do refleksji. Na duchu natomiast podniosła mnie reakcja córki, która na stwierdzenie: „Anioły są niewidzialne” odpowiedziała, że są widzialne, ale tylko w Niebie. Jak zwykle miała rację. Tam będziemy widzieć piękno w pełni i go doświadczać. Tutaj możemy widzieć jedynie jego przebłyski. Próbuję ich szukać i staram się otwierać na nie dziecięce serca.

 

               

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK