Felieton
nr 2 (128) luty 2018

 „A mnie Duch Święty kazał skakać!” – krzyknęła roześmiana, brykając dookoła.

Piotr Krawczyk

Podpowiadacz dobrych myśli i skakanie

Mam takie chwile, kiedy bardziej niż zwykle zależy mi na tym, żeby dzieci coś zrozumiały. Na przykład, do kogo modlą się, czyniąc znak krzyża. „Do Pana Boga oczywiście” – padła odpowiedź, kiedy zadałem pytanie. „Ale czy wiecie, kto to jest Ojciec, Syn i Duch Święty?” – drążyłem. Tu już nie było tak łatwo. Chociaż… z Bogiem Ojcem szybko się uporaliśmy. Ostatecznie wyobrazić sobie Kogoś, kto jest tatą, ale takim naprawdę super, nie jest dziecku trudno. O Synu Bożym wystarczyło powiedzieć, że to Pan Jezus, i sprawa załatwiona. Trudność zaczęła się przy trzeciej Osobie. Pomyślałem od razu o gołębicy, ale szybko zrezygnowałem. Języki ognia? „A może wiatr?” – sięgnąłem po kolejne z biblijnych porównań. Wiatr czujemy, choć go nie widzimy. Tak, to porównanie wydało mi się najbardziej odpowiednie.

Językiem dziecięcym można więc nazwać Ducha Świętego podpowiadaczem dobrych myśli. „To znaczy, że On jest w mojej głowie?”. „Można tak powiedzieć”. Taki był mój dialog z synem, a jego puenta brzmiała: „To trzeba mi zrobić rentgen głowy, wtedy zobaczymy Ducha Świętego”. Nie poszliśmy do radiologa, bo uparłem się, żeby Ducha Świętego szukać inaczej. Do tematu powróciłem po kilku dniach. „Wiesz, synku, kiedy podzieliłeś się z siostrą wodą do baniek, bo jej się skończyła, to dlatego, że Duch Święty tak ci podpowiedział”. „Hm... – zamyślił się mój rozmówca. – Nic nie słyszałem”. Przywołałem jeszcze inne wydarzenia z jego życia i moglibyśmy tak rozmawiać dłużej, kiedy do dyskursu włączyła się młodsza córka. „A mnie Duch Święty kazał skakać!” – krzyknęła roześmiana, brykając dookoła.

Trafiła w sedno. Nie wiem, czy zrozumiała, ale na pewno doświadczyła Bożego działania. Obecność Ducha Świętego poznajemy po owocach. Mam na myśli nie tylko tzw. dobre uczynki. Chodzi o to, co kryje się w sercu, czyli miłość, uprzejmość, dobroć, ale też radość, której z pewnością doświadczyło skaczące dziecko. Nie tak łatwo wybić mnie z rodzicielskiej roli, więc musiałem to jakoś skomentować. Tym razem nie był to jednak długi wywód, bo powiedziałem tylko: „Masz rację, to Duch Święty w tobie działa. Dziękuję, że nam to mówisz”. Potem złapałem dzieci za ręce i zacząłem skakać razem z nimi. Najwyraźniej Duch Święty zadziałał i we mnie.

 

 

 

 

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK