Felieton
nr 7-8 (73-74) LIPIEC-SIERPIEŃ 2013

Dać czasowi czas! Nie przyspieszysz, nie prześcigniesz spraw najważniejszych w życiu, bo do nich się dojrzewa jak drzewo do owocu.

br. Tadeusz Ruciński

Włóczyć się czy wędrować?

Trudno nie zauważyć, że coraz więcej ludzi albo gdzieś gorączkowo pędzi, albo leniwie się włóczy. Widać to szczególnie latem. Można powiedzieć, że jest coraz więcej samopoganiaczy i włóczęgów, ale bardzo mało wędrowców lub pielgrzymów.
 

Pewien misjonarz wędrował do odległej górskiej wioski. Szło z nim kilku miejscowych tragarzy. Misjonarz przyjechał z Europy, więc spieszył się, bo to już weszło mu w krew. Szli już drugi dzień. W pewnym momencie tragarze zatrzymali się, zrzucili toboły i ani myśleli iść dalej. Misjonarz myślał, że chcą większej zapłaty, ale nie. Najstarszy z nich powiedział: „Za szybko pędzimy, ojcze. Przegoniliśmy nasze dusze. Będziemy więc siedzieli, aż one nas dogonią”. „Jak to? – powiedział misjonarz. – A teraz to co – bez dusz jesteście?”. „Ojcze – odpowiedział tamten – gdy dusza nie nadąża za człowiekiem, to wchodzą tam: duch wiatru, duch pustki i duch śpiączki. I człowiek już nie jest swój”. Misjonarz, rad nierad, usiadł z nimi, dumając nad zagadkową odpowiedzią. Siedzieli tak kilka godzin, aż nagle tamci zerwali się i ruszyli ze zdwojoną siłą i śpiewem.
I czyż tak nie jest, że pożeramy przestrzeń i czas, pędzimy, by zobaczyć, gdzie nas jeszcze nie ma? A nasze dusze w tym biegu już nas dopędzić nie mogą… Stąd potem pustka i hulanie demonów w pustych ludzkich wnętrzach jak po niezamieszkałych zamkach… Homo viator (człowiek wędrowny) – ale to nie pielgrzym, tylko pospieszny włóczęga, który siebie samego szuka tam, gdzie siebie nie zgubił, wciąż albo siebie poganiając, albo wlokąc ciało bez celu. Przebywa on w końcu… wszędzie i nigdzie. Taki to i kochać nie bardzo potrafi lub nie może, bo miłość to wkorzenianie się w siebie wzajemnie, w miejsce, w życie, w czas… Dać czasowi czas! Nie przyspieszysz, nie prześcigniesz spraw najważniejszych w życiu, bo do nich się dojrzewa jak drzewo do owocu. Pospieszni ludzie jedzą niedojrzałe jabłka miłości, mądrości, przyjaźni i dziwią się, że takie kwaśne. Porzucają więc te i pędzą za następnymi, bo te z daleka jawią się jakby czerwieńsze… Albo zapadają w śpiączkę – telewizyjną czy wirtualną – byleby nie być naprawdę tu i teraz lub nie myśleć, ku czemu czas ich prowadzi.
Czy kogoś, kto przegonił swoją duszę, można nazwać „bezdusznym”? Nie wiem, ale jest coś w tym, że spotykając się – odchodzimy, jakbyśmy się nie spotkali; rozmawiając ze sobą – jakbyśmy nie rozmawiali; żyjąc tak szybko i gwałtownie – jakbyśmy nie żyli. Szkoda nas…

A przecież jesteśmy pielgrzymami – dosłownie i w przenośni. A pielgrzymka zakłada cel – i to święty. I godną intencję, i sposób pielgrzymowania, i więź ze współpielgrzymującymi. A przede wszystkim poczucie sensu. I dlatego wtedy się śpiewa i przezwycięża słabość, i dorasta się sercem do celu.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK