Felieton
nr 10 (136) październik 2018

Trudno wymagać od dzieci, żeby wszystko rozumiały i pobożnie uczestniczyły w Eucharystii. Trzeba jednak wyjaśniać. Sam robię to, nie zawsze odnosząc się wprost do akcji liturgicznej. 

Piotr Krawczyk

Ciekawość albo nuda

W dziecięcej ciekawości tkwi ogromny potencjał. Umiejętnie wzbudzana i kierowana otwiera na rzeczywistość. To, czym dziecko zaciekawimy, może stać się przedmiotem jego pasji poznawczej, a nawet treścią życia. Na przeciwstawnym biegunie leży nuda. Kto miał do czynienia z nudzącym się dzieckiem, wie, jakie to trudne doświadczenie. Nuda osłabia procesy poznawcze i odbiera radość.

„Ciekawe, co ksiądz powie dziś o Jezusie Chrystusie” – usłyszałem, a ze mną pół kościoła, głos dziewczynki wchodzącej na niedzielną Mszę św. Ona to wie, po co przyszła – pomyślałem – ktoś ją dobrze przygotował. Nie minęło dużo czasu, kiedy ten sam głos zakomunikował:  „Mamusiu, ale ja nic nie rozumiem; nudzę się”. A tak dobrze się zapowiadało – westchnąłem. Najwyraźniej coś niedobrego wydarzyło się pomiędzy „ciekawe” a „nudzę się”. To coś zostało zresztą dobrze rozpoznane przez samo dziecko. Bariera, która odgrodziła je od radości z przeżywania Eucharystii, to brak rozumienia.

Zapewne wielu dorosłych uczestników niedzielnych Mszy mogłoby podpisać się pod słowami dziewczynki. Kiedyś znajomy przyznał mi się, że dużo lepiej czuje się na Mszy św. w dzień powszedni. „Wtedy przychodzą ludzie, którzy naprawdę chcą, a nie ci, którzy czują się przymuszeni – ocenił. – To się wyczuwa; wystarczy spojrzeć na twarze”. Zgadzam się z nim. Myślę też, że znudzone twarze wielu „niedzielnych” katolików to efekt braku rozumienia tego, co dzieje się na ołtarzu. Nie chcę oceniać; ostatecznie któż z nas w pełni rozumie tajemnicę Eucharystii…

Przypomina mi się przykład średniowiecznej błogosławionej Imeldy Lambertini. W jej czasach dość późno dopuszczano do Pierwszej Komunii św. Dziewczynka dziwiła się, jak można przyjąć Jezusa i nie umrzeć ze szczęścia. Kiedy sama po raz pierwszy przyjęła Ciało Pańskie, zmarła pogrążona w ekstazie. Ponieważ w kulcie świętych nie chodzi o dosłowne naśladowanie, można się od Imeldy czegoś nauczyć. Dla mnie jest ona wzorem postawy rozumiejącej.

Trudno wymagać od dzieci, żeby wszystko rozumiały i pobożnie uczestniczyły w Eucharystii. Trzeba jednak wyjaśniać. Sam robię to, nie zawsze odnosząc się wprost do akcji liturgicznej. Czasami zaciekawi dziecko jakiś witraż, innym razem organy. Podążam za jego ciekawością, żeby po chwili znów skierować uwagę na ołtarz… Przede wszystkim jednak staram się nie dopuścić nudy, bo wiem, że z niej nic dobrego wyniknąć nie może.

 

 

 

 

 

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK