Felieton
nr 3 (129) marzec 2018

Jakkolwiek wyglądało przebywanie Jezusa z dziećmi, na pewno nie brakowało w nim uważności. 

Piotr Krawczyk

A ty błogosławisz swoje dzieci?

Błogosławienie wydaje mi się najbardziej ojcowskim z gestów miłości. Nie waham się robić krzyżyków na dziecięcych czołach, zwłaszcza kiedy się rozstajemy.

 

 

Odkąd zostałem rodzicem, mój ulubiony fragment Ewangelii to ten, w którym Pan Jezus bierze w objęcia dzieci i je błogosławi. To od tego tekstu zaczynałem historię, którą opowiadam moim dzieciom, dokładając coraz to nowe szczegóły. Zwykle trzymam się Ewangelii, nie dodając od siebie niczego poza stylem. Raz jednak zrobiłem wyjątek.

„Panu Jezusowi bardzo zależało na dzieciach” – wyjaśniałem. „Brał je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił” – przytaczałem św. Marka (Mk 10, 16). To jednak wydało mi się za mało, bo dodałem: „I opowiadał im ciekawe historie”. Wcześniej jakoś dzieci słuchały, nie pytając i nie komentując, a tu zaraz usłyszałem: „Jakie historie?”. No i zaczęło się wymyślanie, chociaż… osadzone na biblijnych zapisach. Pierwszego wieczoru dzieci usłyszały opowieść o zagubionej owieczce, następnego o dobrym Samarytaninie, innym znów razem o perle. Potem przyszła kolej na historie ze Starego Testamentu, bo przecież – tłumaczyłem sobie – Pan Jezus znał je jak nikt inny.

W zasadzie Ewangelie nie mówią, o czym Pan Jezus rozmawiał z dziećmi. Wiele jednak mówią o tym, jak je traktował. Z tego zaś możemy wnioskować, że świat dziecka był Mu bliski i doskonale znany. „Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko…” – mówiąc to, musiał dobrze wiedzieć, O CZYM mówi. Z Biblii wiemy, że Pan Jezus miał wgląd w ludzkie serca jak żaden inny człowiek. Ale wiemy też, że wiedzę o świecie (i zapewne o ludziach) nabywał. Obserwował, uczył się, rozmawiał… Skąd tak dobrze znał dziecięcą wrażliwość, skąd tak bardzo ją cenił, że aż stawiał za wzór? Być może z rozmów, możliwe, że ze wspólnej zabawy…

Jakkolwiek wyglądało przebywanie Jezusa z dziećmi, na pewno nie brakowało w nim uważności. Wyobrażam sobie, jak słuchał ze skupieniem, co mają Mu do powiedzenia. Widząc ich zachowanie, rozpoznawał, co jest dla nich ważne, jakie są ich pragnienia, czego im potrzeba… Rozpoznawał i pomagał.

Takie jest moje wyobrażenie ojcostwa Jezusa – może dlatego, że takim ojcem chcę być. Ważniejsze od wyobrażeń są jednak słowa samej Ewangelii, a tam czytamy: „kładł na nie ręce i błogosławił”. Błogosławienie wydaje mi się najbardziej ojcowskim z gestów miłości. W tym prostym geście jest wielka moc. Pamiętamy, jak o tę moc walczył Jakub, który podstępem zdobył ją od Izaaka. Wiemy też, że był to ostatni gest Jezusa przed Wniebowstąpieniem.

Czego najbardziej potrzeba moim dzieciom? Różne miewam na ten temat wyobrażenia i bywa, że nie mam jasności, próbując to rozpoznać. Pewności nabieram dopiero, kiedy sięgnę wprost do słów Ewangelii. Wtedy nie waham się robić krzyżyków na dziecięcych czołach, zwłaszcza kiedy się rozstajemy. Jestem wtedy spokojniejszy – o dzieci, bo czuję, że dałem im to, co najcenniejsze, i o siebie, bo wiem, że zachowałem się tak, jak zachowałby się wobec nich Jezus.

Piotr Krawczyk

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK