Reportaż
nr 5 (107) Maj 2016

Wiele razy pytałam Boga, dlaczego nam ma się urodzić chore dziecko. Uświadomiłam sobie pewnego dnia, że niepełnosprawność naszego dziecka może się okazać jedyną szansą naszego zbawienia i życia wiecznego. I że Bóg nie obiecywał mi szczęścia tu, na ziemi, a jedynie tam, po śmierci.

Beata Legutko

Dziękuję, że mnie urodziłaś

Wyszliśmy z gabinetu roztrzęsieni i zdruzgotani. Po raz pierwszy widziałam mojego męża, jak głośno płacze. A we mnie wszystko krzyczało: „Boże, nie chcę niepełnosprawnego dziecka! Dlaczego my?”. Tymczasem Weronika urodziła się zdrowa.

 

 

 

Ale przyszedł taki moment, kiedy przestałam zadręczać siebie i Pana Boga pytaniem: „Dlaczego ja?”. To był czas, kiedy zaufaliśmy i zaczęliśmy się modlić przede wszystkim o siły do zniesienia tego, co przed nami. Wierzę, że wszystko, co trudne w naszym życiu, ma głęboki sens, i że z każdego zła, jakie nas spotyka, Pan Bóg wyprowadza konkretne dobro. Pod warunkiem że Mu zaufamy.

 

Czwarte dziecko Dominiki i Witka urodziło się 14 maja 2013 r. Lekarze zrobili cesarskie cięcie ze względu na ryzyko wylewu poporodowego do małego mózgu. Na dziewczynkę czekał zespół specjalistów neonatologów gotowych do udzielenia jej pierwszej pomocy. Zgromadzona podczas ciąży dokumentacja właściwie nie pozostawiała złudzeń co do stanu dziecka, pozostawało tylko pytanie co do stopnia jego niepełnosprawności.

Koszmar zaczął się w styczniu 2013 r. Wtedy to podczas badania USG po raz pierwszy stwierdzono nieprawidłową budowę mózgu dziecka. Lekarz nie umiał dokładnie powiedzieć, co widzi. „Zadzwonił następnego dnia, mówiąc, że do trzeciej nad ranem szukał w opracowaniach medycznych takiego obrazu – wspomina Dominika. – Znalazł podobny, który wskazywałby na zakrzepicę zatoki żylnej opony twardej mózgu. Mówiąc prościej: z nieznanych przyczyn doszło do wylewu spod opony mózgowej i powstał duży zakrzep. Konsekwencje mogły być różne w zależności od rozległości wylewu. Od drgawek i epilepsji zaczynając, a kończąc na niepełnosprawności”.

Kolejne tygodnie Dominika i jej mąż spędzili na wizytach u  specjalistów, na kolejnych dokładniejszych badaniach i niepozostawiających złudzeń rozpoznaniach.

Podczas jednej z takich wizyt w połowie ciąży lekarz, widząc rozległy krwiak, stwierdził, że najpewniej dziecko nie ma ok. 40% mózgu. W obliczu takiej diagnozy poddał w wątpliwość sens kontynuowania ciąży. „Wyszliśmy z gabinetu roztrzęsieni i zdruzgotani. Po raz pierwszy widziałam mojego męża, jak głośno płacze.  A we mnie wszystko krzyczało: «Boże, nie chcę niepełnosprawnego dziecka! Dlaczego my?»”.

Ponieważ USG nie jest uważane za badanie do końca wiarygodne, udało im się zrobić również rezonans magnetyczny. Z opisu dowiedzieli się, że był wylew, ale nie do mózgu, tylko do zatoki żylnej opony twardej. Wskutek tego powstał krwiak, który uciskał półkule mózgowe i móżdżek, doprowadzając do rozsunięcia się na boki płatów potylicznych i ciemieniowych. Co prawda opis nie wskazywał na nieprawidłowości w budowie anatomicznej mózgu, ale wielkość komór mózgowych była na granicy normy, co w konsekwencji mogło doprowadzić do wodogłowia i konieczności wcześniejszego porodu. Tego Dominika i Witek obawiali się najbardziej, potrzeba było bowiem czasu, by krwiak mógł się wchłonąć, a do porodu zostało tylko 2,5 miesiąca.

Oboje są wierzący. Dominika wysłała maila do rodziny i znajomych z prośbą o modlitwę – ma go do dzisiaj. Wspólnota, do której razem z mężem należą, podjęła w ich intencji post. Dostawali też sygnały o modlitwie zupełnie nieznanych im osób, które dowiedziały się o ich sytuacji. „Wiele razy pytałam Boga, dlaczego nam ma się urodzić chore dziecko. Uświadomiłam sobie pewnego dnia, że niepełnosprawność naszego dziecka może się okazać jedyną szansą naszego zbawienia i życia wiecznego. I że Bóg nie obiecywał mi szczęścia tu, na ziemi, a jedynie tam, po śmierci” – wspomina Dominika.

W czwartek 9 maja 2013 r., kilka dni przed planowaną cesarką, Dominika przyszła na ostatnie badania ​– lekarze musieli być gotowi na wszystko.

Pięć dni później dziewczynka była na świecie. Zrobiono USG. Witek usłyszał od lekarza: „Nie widzę tu nic niepokojącego. Obraz mózgu wydaje się zupełnie prawidłowy”. Nie mógł uwierzyć, myślał, że to błąd aparatury, lekarzy

Pojechali na konsultacje do specjalisty, który znał ich historię, ten potwierdził dobre wyniki.

Weronika, córka Dominiki i Witka, ma dzisiaj 3 lata i rozwija się prawidłowo.

„Pamiętam jeden bardzo ważny moment w tej historii. Kiedy byłam w siódmym miesiącu ciąży, moja przyjaciółka powiedziała mi: «Jeśli dojdzie do poronienia, śmierci dziecka, pamiętaj, poproś lekarzy, aby ci je przynieśli. Łatwiej będzie ci w przyszłości zaakceptować jego śmierć niż zniknięcie, tym bardziej jeśli dziecko umrze po urodzeniu». Wtedy nie myślałam o tym w ten sposób i na szczęście nie musiałam tego doświadczać…”.

 

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK