Reportaż
nr 10 (124) październik 2017

 Dla małżonków była to codzienna walka o byt, życie w ciągłym stresie, że przyjdzie komornik, zadzwoni kolejny telefon z pogróżkami dotyczącymi spłaty długu, że nie starczy na podstawowe rzeczy

Natalia Rakoczy

Musieliśmy sprzedać nawet dom

Myśleliśmy, że kiedy powierzymy wszystko Bogu, to On postawi naszą firmę na nogi. Ale doprowadził ją do upadłości. Trudno było nam to zrozumieć.

 

 

Od samego progu życzliwy uśmiech pani Łucji wita wszystkich gości. Mogłoby się wydawać, że ich życie było pasmem sukcesów. Trudno uwierzyć, że kilka lat temu, w wieku pięćdziesięciu lat, musieli wszystko zacząć od nowa. I dowiedli, że z Bogiem nie ma sytuacji przegranych.

 

Stracili dom, ale…

 

„To mieszkanie wynajmujemy od niedawna. Wcześniej przez około dwadzieścia lat mieszkaliśmy w małej miejscowości niedaleko Bielska” – opowiada pani Łucja. Mieli tam piękny dom, jak z bajki. Był spełnieniem życiowych marzeń: ze spadzistym dachem, krętą drogą, zadbaną działką. Wokół spokój, las i cisza. „Marzyłem o takim domu jako mały chłopiec” – podkreśla pan Janusz. W tym domu zostawili wiele wspomnień, wychowali czworo dzieci, z których troje założyło już własne rodziny, przeżyli i trudne, i piękne chwile. I pewnie mieszkaliby tam do dzisiaj, gdyby nie finansowa burza, która przetoczyła się przez ich życie. „Prowadziliśmy wspólnie firmę w branży budowalnej. Przez pewien czas dobrze prosperowała, wszystko się układało. Jednak na rynku usług sytuacja jest niepewna. Bardzo trudno utrzymać płynność finansową, a wspierając się kredytami, łatwo wpaść w spiralę zadłużenia, łudząc się, że szybko minie trudny okres i przyjdzie znowu dobra koniunktura” – stwierdza pan Janusz. Potrzeby były duże: generalny remont domu, utrzymanie rodziny, zakup sprzętu na funkcjonowanie i rozwój firmy. Poważne problemy finansowe ciągnęły się przez około dziesięć lat. Dla małżonków była to codzienna walka o byt, życie w ciągłym stresie, że przyjdzie komornik, zadzwoni kolejny telefon z pogróżkami dotyczącymi spłaty długu, że nie starczy na podstawowe rzeczy. „Mając wielkie kredyty, człowiek staje się niewolnikiem, pracuje ponad siły tylko po to, aby wszystko oddać, a to i tak nie rozwiązuje sytuacji” – wspomina pan Janusz. „Nie byliśmy w stanie spłacać zobowiązań. Zapożyczaliśmy się po to, aby wyjść z dołka, po czym wpadaliśmy w jeszcze głębszy… Kręciliśmy się w kółko. I nie widzieliśmy rozwiązania – mówi pani Łucja. – Praca pochłaniała większość naszej energii i czasu. Nie mogliśmy w pełni cieszyć się rodziną, bo ciągle wisiało nad nami widmo kredytów, z których nie dało się wykaraskać”.

 

… odzyskali rodzinę

Byli już w wieku, kiedy człowiek potrzebuje trochę życiowej stabilizacji, a czuli, że ziemia usuwa się im spod stóp. Ta niepewność jutra i życie w ciągłym stresie wpłynęły na ich małżeństwo. Kiedy trzeba codziennie zmagać się z „kredytowymi olbrzymami”, to brakuje siły, aby pielęgnować więź z ukochaną sobą. „Już sobie z tym wszystkim nie radziłam i zaczęłam szukać pomocy. Tak trafiliśmy na konferencję «Uzdrowienie finansów»”. W jej trakcie można dokonać aktu przeniesienia własności majątkowej na Boga. „Wiadomo, że nie ma to żadnych konsekwencji prawnych, na zewnątrz nic się nie zmienia, ale my podeszliśmy do tego bardzo poważnie” – wspomina pani Łucja. I Bóg także poważnie potraktował ich decyzję. Trzy lata później musieli wszystko oddać. Dom, samochody, sprzęt firmowy. Ogłosili całkowitą upadłość. „To była jedyna możliwość wyjścia ze spirali zadłużenia” – stwierdza pan Janusz. Czy Bóg nie mógł w inny sposób interweniować? „Dokonując aktu, myśleliśmy, że On wszystkim się zajmie, ale zgodnie z naszymi planami. Jednak w tej całej beznadziejnej po ludzku sytuacji odczuwaliśmy pocieszenie, kiedy uświadomiliśmy sobie, że wszystko oddaliśmy Bogu. Zrozumieliśmy, że musimy Mu w pełni zaufać, a On nas poprowadzi” – mówi pani Łucja.

 

Deszcz cudów i…

Zaczęli zauważać tysiące drobnych cudów. „Kilka miesięcy wcześniej nasz syn, który ukończył studia i założył rodzinę, szukał mieszkania w Bielsku i w tej sprawie zgadaliśmy się z rodzicami koleżanki szkolnej naszej córki. Mieli przytulny domek do wynajęcia, ponieważ przeprowadzali się do większego. Wtedy myśleliśmy o naszym synu, ale po kilku miesiącach okazało się, że nam było potrzebne lokum. Dzięki temu po wyprowadzce z naszego domu mieliśmy dach nad głową” – wspominają. Podobnie wyglądała sytuacja z pracą. Wytrwale wspólnie się o nią modlili. „Na początku znalazłam zatrudnienie w miejscu, gdzie był straszny wyzysk. Wracałam z pracy zmordowana fizycznie i psychicznie. Ale po trzech miesiącach znajoma oznajmiła mi, że w jej firmie zwolniło się miejsce. Nie chciałam tam składać aplikacji, ponieważ nie miałam odpowiednich kwalifikacji! Jednak koleżanka nalegała. Papiery złożyłam drugiego lutego, we wspomnienie Matki Bożej Gromnicznej, a pracę rozpoczęłam siódmego! Okazała się ona prawdziwym błogosławieństwem. Trudno byłoby mi znaleźć bardziej odpowiednie zajęcie!” – uśmiecha się pani Łucja. „Podobnie było z moją pracą. Na początku pracowałem w szpitalu, gdzie były kiepskie warunku finansowe, a atmosfera jeszcze gorsza. A po siedmiu miesiącach dowiedziałem się, że firma, dla której kiedyś wykonywałem usługi, poszukuje inspektora w mojej specjalności. Zgłosiłem się tam w poniedziałek, a w środę już wiedziałem, że będę zatrudniony” – wspomina pan Janusz.

 

… prawdziwa wolność

„Bóg uwolnił nas od wielu problemów, które nie pozwalały nam cieszyć się życiem. Zamiast tego otworzył nowe możliwości, stworzył szanse, poszerzył horyzonty. Przeprowadził przez ten trudny czas, czuliśmy Jego obecność i dzięki temu bardziej do Niego przylgnęliśmy”.

Jednak Bóg dał im o wiele więcej niż dach nad głową i środki niezbędne do życia. W końcu doświadczyli, co to znaczy normalnie żyć. Bez ciągłego łamania głowy nad tym, jak spłacić kolejny kredyt, bez wpadania w kierat pracy od świtu do nocy, bez bezsennych nocy pełnych zmartwień o finanse. Zrozumieli, że można być wolnym. Cieszyć się wspólnie wypitą kawą i spotkaniem w gronie przyjaciół. Posługą we wspólnocie i wieczornymi rozmowami na tarasie przy świetle gwiazd. To jest wolność! „Obecnie spłacamy jeszcze stare zobowiązania, co uważamy za swój moralny obowiązek wobec osób, które kiedyś pożyczyły nam swoje oszczędności. Jednak robimy to na miarę naszych możliwości – już bez presji, komorników, nękania, jednocześnie ufając, że Bóg pozwoli nam spłacić wszystkie długi. On pokazał nam, że jest Panem wszystkiego i Jego plan jest o wiele lepszy niż nasze pomysły!”.  

Natalia Rakoczy

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK