Reportaż
nr 4 (118) kwiecień 2017

Codziennie przed snem idę do pokoju dzieci, robię im na czole znak krzyża i mówię: „Dziękuję, że jesteś”.

Marianna Ruks

Trzy szczęścia na raz

„Od zawsze moim marzeniem była liczna rodzina – mówi Adrianna, mama 5,5-letnich trojaczków. – Pragnęłam mieć dużo dzieci, może dlatego, że oboje z mężem pochodzimy z wielodzietnych rodzin”.

Adrianna i Wojtek są małżeństwem od ośmiu lat, mieszkają w Nowym Sączu, są kochającą się, szczęśliwą rodziną i mają trzy córki: Zuzannę, Antoninę i Lenę. Ich marzenie się spełniło, ale droga do tego nie była łatwa…

 

Leżałam na sali i płakałam

Ada długo nie mogła zajść w ciążę. Po latach leczenia dowiedziała się, że jej organizm nie produkuje progesteronu i zajście w ciążę jest możliwe, ale jej utrzymanie nie będzie łatwe. Pierwsze dziecko poroniła w 12 tygodniu. Starania o kolejne trwały dwa lata. „Chodziłam od lekarza do lekarza i nikt nie potrafił mi pomóc” – wyznaje.

Po kolejnym długim leczeniu okazało się, że Adrianna zaszła w ciążę. Wizyta u lekarza była koszmarem. Ada dowiedziała się, że „coś tam jest”, ale niekoniecznie jest to ciąża, bo może to być worek z płynem. Następnego dnia lekarz stwierdził, że ciąża jest martwa, bo nie ma akcji serca dziecka. Po kolejnym USG okazało się, że ciąża jest bliźniacza i jedno serduszko bije, a drugie nie. Adrianna została poddana kolejnemu badaniu, po którym lekarz, nic nie mówiąc, kazał jej iść na salę.

„Leżałam na sali i płakałam, bo nie wiedziałam, co się dzieje. Po chwili weszła pani sprzątająca i zapytała, czy to ja byłam przed chwilą na USG. Kiedy odpowiedziałam, że tak, ona powiedziała: «To pani ma trojaczki?!». Powiedziała, że znalazła zdjęcie z badania w koszu na śmieci. Myślałam, że zwariuję. Co ta kobieta do mnie mówi? Jakie trojaczki? – wspomina Ada. – Kiedy przyszedł lekarz, zapytał, co teraz z tym zrobimy. I dodał, że bije tylko jedno serduszko, a dwa pozostałe są martwe, i że z moją budową ciała nie donoszę nawet pojedynczej ciąży, a co dopiero trojaczej”.

Kilka godzin później spłakana Ada była już u swojego profesora, który zrobił USG i powiedział, że faktycznie jest to ciąża trojacza, ale to bardzo wczesny tydzień i na bicie pozostałych dwóch serduszek trzeba jeszcze poczekać. Miał rację, po kilku dniach biły już wszystkie trzy serduszka…

„Po tych wszystkich przejściach i ogromnym strachu o to, czy się uda, czy donoszę ciążę, czy dzieci urodzą się zdrowe, pojawiła się również radość. Bo przecież nie każdy zostaje wybrany, aby dać życie trójce dzieci, i to na raz” – opowiada Adrianna.
 

Mama i tata mają tylko po dwie ręce

Wojtek od samego początku wspierał swoją żonę i bał się o nią, bo ma 156 cm wzrostu i waży zaledwie 45 kg. Ada śmieje się, że wiadomość o ciąży przyjął z ogromnym zaskoczeniem, ale potem był z siebie bardzo dumny! Gdy w trakcie ciąży leżała w szpitalu w Krakowie, Wojtek potrafił wsiąść po pracy w samochód i przejechać 120 km, żeby zobaczyć żonę.

„Wiadomo było, że nie dotrwam do 40 tygodnia ciąży, ale lekarze mówili, że dobrze byłoby, gdybym wytrzymała chociaż do 33 tygodnia. Cóż z tego, kiedy jedna z naszych córek (Zuzia) chciała inaczej? Postanowiła przywitać się ze swoimi rodzicami już w 31 tygodniu ciąży. I dokładnie 3 lipca 2011 roku na świat przyszły nasze trzy wspaniałe córki: Zuzanna, Antonina i Lena”.

„Dzisiaj dziewczynki mają 5,5 roku. To rezolutne i bardzo samodzielne dzieci, a to dlatego, że od samego początku uczyliśmy je samodzielności i radzenia sobie w różnych sytuacjach, bo wiadomo, że mama i tata mają tylko po dwie ręce, a one są trzy. Każdego ranka bawię się w projektanta strojów i fryzjera swoich córek” – śmieje się Ada.

Dziewczynki chodzą spać przed 20:00 i harmonogram zajęć wieczornych zawsze jest taki sam: kolacja, mycie, modlitwa, tata albo mama czyta na dobranoc, głaskanie i spanie.

W soboty uwielbiają jeździć na wycieczki. W niedzielę zawsze po Mszy świętej jadą do babci na obiad i starają się odwiedzać raz jednych, raz drugich rodziców.

Kiedy pogoda na to pozwala, chodzą na spacery, jeżdżą na rowerach, grają w piłkę. Razem gotują, bo dziewczyny uwielbiają pomagać mamie w kuchni, czytają bajki, układają puzzle, grają w gry planszowe, lepią i rysują. 

 

Znak krzyża na dobranoc

„Czasem śmiejemy się z  Wojtkiem i mówimy: «Jak nie było, to nie było, ale jak już dostaliśmy, to trzy w pakiecie, i jesteśmy rodziną przez duże R»” – mówi Ada.

„Jesteśmy szczęśliwi, że je mamy, i nie wyobrażamy sobie, żeby którejś mogło nie być. Kiedy się urodziły, przewróciły nasz świat do góry nogami, nawet nie wiedzieliśmy, że życie może zgotować taką niespodziankę” – dodaje Wojtek.

Dzięki temu, że Ada jest mamą trojaczków, zaczęła prowadzić bloga (www.dwa-plus-trzy.pl). „Jeśli chodzi o chwile, które wynagradzają nam trud w wychowaniu naszych córek, to każde jedno słowo: «Kocham cię, mamo, kocham cię, tato» wychodzące z ich ust i te szczere uściski, które dostajemy od nich na każde «dzień dobry» i «dobranoc», to zdecydowanie dla nas największe podziękowanie” – mówią zgodnie.

„Od czasu, kiedy urodziły się dziewczynki, nauczyliśmy się dziękować Bogu za to, że wystawił nasze życie na próbę i pokazał nam, ile możemy udźwignąć. Dziękujemy Mu codziennie za to, co mamy i czego jesteśmy świadkami. Wiemy, że gdyby nie Jego ręka, nie byłoby nas tu, gdzie jesteśmy. Codziennie przed snem idę do pokoju dzieci, robię im na czole znak krzyża i mówię: «Dziękuję, że jesteś»” – wyznaje Ada. 

 

 

.

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK