Reportaż
nr 1 (139) styczeń 2019

„Z perspektywy czasu patrzę na ten bolesny dla nas okres niepłodności z uśmiechem na ustach. Niewątpliwie był to dla nas czas trudny i ciemny, z którego jednak wyszliśmy zwycięsko, i to nie tylko dlatego, że urodził się Piotruś, ale przede wszystkim z powodu wiary, która się w nas umocniła”.

Marianna Ruks

Bóg dał nam upragnione dzieciątko!

Pisałam pracę magisterską na temat naprotechnologii. Nigdy jednak nie przypuszczałam, że sama będę zmuszona sięgnąć po jej pomoc.

 

 

Diana i Bartek nie od razu starali się o dziecko. Dopiero po dwóch latach małżeństwa poczuli, że nadszedł ten moment. Staraniom towarzyszyły ekscytacja i niecierpliwość, by jak najszybciej zobaczyć upragnione dwie kreski na teście. Niestety, czas mijał, a ta chwila nie następowała…

Po ponad pół roku Diana zaczęła się niepokoić. Znała naturalne metody planowania rodziny. Pewnego dnia modliła się podczas adoracji Najświętszego Sakramentu. „Ze łzami w oczach pytałam Boga, czy da nam to upragnione dzieciątko. Niespodziewanie usłyszałam szepnięcie, jakby zaraz za moim uchem: «Tak». Zaskoczona aż się odwróciłam, ale nikogo tam nie było. Wtedy modląc się, zapytałam z płaczem: «Kiedy?». Znów usłyszałam odpowiedź: «Dwa lata»” – wspomina Diana. „Tamto wydarzenie szybko wyrzuciłam z pamięci, myśląc, że tylko mi się zdawało, a najważniejsza była myśl: «Jak to: dwa lata? Ja chcę już, teraz, zaraz!»”.

 

Trudna walka

Kilka miesięcy później Diana i Bartek udali się na wigilię Zesłania Ducha Świętego. Uczestniczyli w modlitwie uwielbienia. Nagle ktoś podszedł do mikrofonu i powiedział takie słowa: „Są tutaj małżeństwa, które bardzo pragną mieć dziecko, i Pan im mówi, że otrzymają potomstwo”. „Upadłam na kolana i zalałam się łzami” – relacjonuje Diana. „Właściwie nie wiem, jak to się stało, ale moje nogi same się pode mną ugięły. I pamiętam jeszcze ważne zdanie koleżanki, która była moją animatorką: «Diana, pamiętaj, że to nie musi wypełnić się już teraz. Ale Bóg zawsze dotrzymuje swoich obietnic». Słowa te pomogły mi nie stracić wiary”.

Zaczęły się wizyty u lekarzy. Najpierw na NFZ, później prywatnie. Za każdym razem trafiali na mur. Następnie sugerowano in vitro, ale żaden lekarz nie wpadł na pomysł, aby wykonać podstawowe badania hormonalne. Nadzieja powoli gasła, co przeradzało się w coraz bardziej intensywne przeżywanie problemu. Ból był dotkliwszy, gdy dowiadywali się o ciążach swoich przyjaciół. „Miałam wrażenie, jakby ktoś rozrywał moje serce na kawałki. Dosłownie. Wciąż jednak walczyliśmy” – mówi ze wzruszeniem Diana.

„Nagle przyszła myśl, która wydała się być jedyną nadzieją ze strony medycyny, ale przed którą najdłużej się broniłam… Naprotechnologia! Pisałam pracę magisterską na ten temat. Nigdy jednak nie przypuszczałam, że kiedyś sama będę musiała sięgnąć po jej pomoc” – wyznaje. Jedną z przeszkód były na pewno koszty, które nadal są ogromne ze względu na brak refundacji diagnostyki i leczenia tą metodą. „Pojawiły się jednak, nie wiadomo skąd, dobre dusze, które zechciały wesprzeć nas finansowo. To było kolejne działanie Pana Boga” – cieszą się oboje.

 

Jestem Piotruś

Rozpoczęli obserwację cykli oraz diagnostykę. I tak Diana po pewnym czasie usłyszała: PCOS (zespół policystycznych jajników). To było dla nich zaskoczenie, ale i nadzieja, bo przecież przy tej chorobie kobiety zachodzą w ciążę. Diana chwyciła za różaniec. „Byłam pewna, że Jezus wysłucha prośby swojej Matki, a poza tym kto zrozumie mnie lepiej niż kobieta – matka? Zaczęłam więc odmawiać Nowennę Pompejańską”. Po kilku dniach części dziękczynnej płacząc i najżarliwiej wypowiadając słowa: „bądź wola Twoja”, Diana udała się na zlecony test ciążowy robiony z krwi. Była to niedziela. Po powrocie do domu od niechcenia sprawdziła w Internecie wyniki. To, co zobaczyła, zaskoczyło ją totalnie – wynik był pozytywny! Radość mieszała się ze wzruszeniem. „A największym szokiem był fakt, że niedziela ta była świętem Zesłania Ducha Świętego (rok po obietnicy). Aby podkreślić wielkie dzieła Pana, pragnę dodać, że Piotruś urodził się niemal dokładnie dwa lata od słów usłyszanych na adoracji” – mówi z dumą Diana.

 

Mąż był oparciem

Diana przyznaje, że ten ból zrozumie w pełni tylko druga kobieta, która również doświadczyła problemu niepłodności. Nierzadko popadała w skrajności. Z jednej strony ekscytowały ją starania i oczekiwanie na poczęcie. Z drugiej strony po negatywnym wyniku testu ciążowego zawsze przychodził moment kryzysu. „Między mną a mężem nie było jednak wzajemnych oskarżeń. Zdawaliśmy sobie sprawę, że siedzimy w tym razem i że nie jest to problem jednostki, ale pary. Walczyliśmy oboje, wspierając się” – przyznaje.

Bartek w momentach największego kryzysu był dla niej mocnym oparciem. Diana mówi wprost, że bez niego zapewne popadłaby w depresję. Siłę dawała jej również modlitwa, która stała się jej podporą i nadzieją. Mąż Diany przeżywał wszystko wewnętrznie. 24 marca 2016 r. podjął szturm na niebo w intencji poczęcia dziecka. Była to ogólnopolska akcja wśród katolickich mężczyzn, która trwała do grudnia 2016 r. „Nasze modlitwy zostały wysłuchane. Wierzę, że każda modlitwa jest wysłuchiwana. Tylko Bóg wie, kiedy i czy w ogóle jest nam potrzebne to, o co prosimy” – przekonuje Diana.

 

Drugi cud

„Z perspektywy czasu patrzę na ten bolesny dla nas okres niepłodności z uśmiechem na ustach. Niewątpliwie był to dla nas czas trudny i ciemny, z którego jednak wyszliśmy zwycięsko, i to nie tylko dlatego, że urodził się Piotruś, ale przede wszystkim z powodu wiary, która się w nas umocniła” – stwierdza Diana. „Ja, zawsze wierząca, bałam się powiedzieć Bogu sercem: «bądź wola Twoja» i całkowicie Mu zaufać, ale nauczyłam się tej bezgranicznej ufności i teraz za każdym razem modląc się tymi słowami, wypowiadam je ze szczególnym namaszczeniem i przekonaniem. Bo naprawdę wierzę, ufam”.

Teraz Piotruś ma już prawie dwa lata i jak donoszą rodzice, jest radosnym i zdrowym dzieckiem, które uwielbia oglądać latające po niebie samoloty oraz autobusy na ulicy. Te dwa niezwykłe lata dały Dianie i Bartkowi mnóstwo szczęścia, radości, ale i wiele nieprzespanych nocy, łez, bezsilności czy wzruszenia. PCOS nadal jest i starania o kolejne dziecko mogą potrwać nawet dłużej niż poprzednio. „Jednak tym razem towarzyszył nam pokój serc. Bo już wiem, bo ufam. I ta wiara, te wypowiadane z uśmiechem słowa: «bądź wola Twoja» doprowadziły do tego, że na wiosnę 2019 roku na świecie pojawi się nasze drugie dzieciątko. Chwała Panu za Jego cuda, za Jego miłosierne serce! Chwała Niepokalanej, której nieustannie oddajemy pod opiekę nasze dzieci już od momentu poczęcia!” – kończy z radością Diana.

Marianna Ruks

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK