Rozwój duchowy małżonków
nr 12 (114) grudzień 2016

„Czy chcecie przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?”. „Chcemy!” – odpowiadają narzeczeni; jedni z werwą, inni z rezerwą.

Beata i Tomasz Strużanowscy

Wychowanie czy hodowla?

Rodzicu! Warto zadać sobie pytanie, czy chcesz wyhodować cynicznego cwaniaka, przekonanego, że wszystko mu się należy, bo jest pępkiem świata, czy wartościowego człowieka?

 

 

Znajoma nauczycielka opowiedziała nam niedawno następującą historię. Któregoś dnia jeden z jej uczniów, ośmiolatek, coś przeskrobał, a gdy zwróciła mu uwagę, obraził ją w wulgarny sposób. Kiedy po południu ojciec owego ucznia zjawił się po odbiór dziecka, poinformowała go o zajściu, jednak on wyraźnie zlekceważył sytuację. „Przecież w ten sposób pan go nie wychowa!” – zawołała zdesperowana nauczycielka. „Zaczniemy go wychowywać, jak będzie większy. Na razie ma na to jeszcze czas” – usłyszała w odpowiedzi.

Świątynia, dzień ślubu. „Czy chcecie przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?”. „Chcemy!” – odpowiadają narzeczeni; jedni z werwą, inni z rezerwą. Nie wnikając w stojące za tym motywy, trzeba jasno powiedzieć, że tak czy inaczej nie unikną odpowiedzi na kilka podstawowych pytań: „Kim jest dla nich ich własne dziecko? Czego dla niego pragną? Jakie cele sobie stawiają, decydując się na poczęcie, urodzenie, a następnie… No właśnie, na co?”.

Na boku zostawiamy przypadki patologiczne. Mówimy o normalnej sytuacji, w której rodzice chcą mieć dzieci, pragną ich dobra i są gotowi wiele w tym względzie poświęcić. Wiele? To znaczy ile? Ktoś powie, że bardzo dużo. Przecież wprost wychodzą ze skóry, aby swoje pociechy nakarmić, pięknie ubrać, kupić zabawki, urządzić pokój, zadbać o zdrowie, posłać do dobrej szkoły, zapewnić korepetycje z języka obcego, wysłać w czasie wakacji na obóz, pomóc w skończeniu studiów, kupić mieszkanie… Podobno – jak ktoś wyliczył – utrzymanie dziecka od narodzin do samodzielności to wydatek rzędu 200 tysięcy złotych (nie licząc, rzecz jasna, mieszkania…). Ale czy to już naprawdę wszystko? Dzisiaj wielu rodziców jest skłonnych odpowiedzieć, że tak. Zrobili to, co zostało wyżej wyliczone, i mają poczucie dobrze wypełnionego obowiązku. Z dumą patrzą na swoje dziecko, które z roku na rok stawało się coraz bardziej samodzielne, aż w końcu dorosło i podjęło życie na własny rachunek.

No właśnie. Czy rzeczywiście dali z siebie wszystko? Czy wprowadzili dziecko w świat wartości? Czy do jego codziennego słownika i życiowej praktyki wprowadzili takie pojęcia jak: godność, szacunek dla drugiego człowieka, prawda, miłość, służba, poświęcenie, praca nad sobą, stawianie sobie wymagań? Wychowali wartościowego człowieka, zdolnego do tego, by być dobrym mężem, żoną, sumiennym pracownikiem, prawym obywatelem, czy wyhodowali cynicznego cwaniaka, konsumenta przekonanego, że wszystko mu się należy, bo jest pępkiem świata?

A idąc dalej – czy wychowali po katolicku? Czy pamiętali nie tylko o rozwoju fizycznym i psychicznym, ale również duchowym? Czy nauczyli swoje dziecko, że najważniejszą osobą w jego życiu jest Bóg? Czy nauczyli je modlić się, trwać w łasce uświęcającej? Czy wpoili dziecku przekonanie, że jego przeznaczeniem jest życie wieczne, że „jego ojczyzna jest w niebie”? A może ograniczyli jego horyzont wyłącznie do pogoni za pieniędzmi, karierą, wygodą, dorabianiem się, bez pomysłu na to, co dalej, kiedy w dniu śmierci przyjdzie to wszystko zostawić?

W dzisiejszym odcinku otwieramy nowy front rozważań, po raz pierwszy tak wyraźnie sygnalizując rodzicielstwo jako jeden z dwóch podstawowych wymiarów małżeństwa.

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK