Rozwój duchowy małżonków
nr 2 (116) luty 2017

Trzeba stworzyć warunki, by dziecko na co dzień, stopniowo wchłaniało duchową atmosferę, w której Bóg stanie się dla niego kolejno kimś realnie istniejącym.

Beata i Tomasz Strużanowscy

Co warto wpoić synom

Pamięci Marioli Wołochowicz (1961-2016),

która wraz z mężem Piotrem niestrudzenie zachęcała,

by wiarę przekazywać przez wpajanie.

 

 

Poprzedni odcinek zakończyliśmy zagadką, więc dziś zaczynamy od jej rozwiązania. Słowo „wpoić” jedyny raz w całym Piśmie Świętym pojawia się we fragmencie Księgi Powtórzonego Prawa, w którym Mojżesz przekazuje Izraelitom polecenia, prawa i nakazy otrzymane od Boga. O najważniejszym z nich, przykazaniu miłości Boga, mówi tak: „Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił. Niech pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci dziś nakazuję. Wpoisz je twoim synom, będziesz o nich mówił przebywając w domu, w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu” (Pwt 6, 5-7).

Słownik języka polskiego podaje, że „wpoić” znaczy „spowodować przyswojenie sobie przez kogoś jakichś zasad, przekonań”. Zwróćmy uwagę: przyswojenie, czyli uznanie tych zasad i przekonań dobrowolnie, z wewnętrznym przekonaniem za swoje, za warte przyjęcia i przestrzegania.

Kilka lat temu mieliśmy okazję współpracować z Mariolą i Piotrem Wołochowiczami, którzy są autorami książek: „Wierzące dzieci. O tym, jak wychować dzieci do dojrzałej wiary” oraz „Wierzące dzieci – reanimacja. O tym, jak odbudować w dzieciach dojrzałą wiarę”. Analizując znaczenie słowa „wpoić”, autorzy pisali: „«Wpoić» to wtopić coś, co wkładamy w coś drugiego, i to tak, że to już nie da się rozdzielić. Wpaja się np. nieraz pewne elementy konstrukcji, aby były już na zawsze w czymś utwierdzone”.

 

Jeśli nie wpoisz, to nie przekażesz

Tak. Skuteczny przekaz wiary nie ma nic wspólnego z akademickim wykładem, z pamięciowym opanowaniem przez dziecko pewnych prawd i zasad, w które ono ma wierzyć i których ma przestrzegać, ponieważ my, rodzice, tak chcemy. Tym bardziej nie ma on nic wspólnego z surową tresurą, z wymuszaniem pożądanych postaw i zachowań. Jeśli chcemy osiągnąć powodzenie na tym polu, to stoimy przed wyjątkowo trudnym zadaniem. Bo trzeba pokazać dziecku, że sens naszego życia polega na tym, by pozostawać z Bogiem w relacji miłości, by Mu bezgranicznie ufać, by nieustannie do Niego powracać po najcięższych nawet upadkach, by przede wszystkim w Nim pokładać nadzieję, by niczego i nikogo nie stawiać wyżej od Niego. O tym nie da się opowiedzieć, choćbyśmy to zrobili najpiękniej. O tym można tylko zaświadczyć w praktyce swoim życiem. Trzeba stworzyć warunki, by dziecko na co dzień, stopniowo wchłaniało duchową atmosferę, w której Bóg stanie się dla niego kolejno kimś realnie istniejącym, mającym coś istotnego do zaproponowania, niezastąpionym – odpowiedzią na pragnienie szczęścia i nieśmiertelności.

Oddajmy jeszcze głos Marioli i Piotrowi: „Dziecko przejmie trwale za swoje i będzie w życiu powielać wyłącznie te wartości, które uzna u rodziców za warte naśladowania. Przejmie i będzie przekazywać innym te, które mu naprawdę imponują. Przejmie takie, które u rodziców po prostu uważa za godne podziwu. Wychowanie najbardziej niszczone jest przez rozdźwięk między tym, co rodzic mówi, a tym, co robi”.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK