Dwugłos
nr 2 (80) LUTY2014

Kochać i wymagać. Z jednej strony brać pod uwagę możliwości dziecka i nie oczekiwać, że czterolatek wystoi dzielnie sześćdziesiąt minut, z drugiej strony motywować malucha do dyscypliny, tłumaczyć, o co chodzi i po co rodzice idą do kościoła...

Małgorzata Matyka

Dotrwać do końca

Czy znacie to uczucie, drogie mamy, kiedy przed niedzielną Mszą świętą ściśnięte serce podchodzi Wam do gardła? Kiedy zamiast uczestniczyć w pełni w liturgii, modlicie się o to, aby dotrwać do końca?

Oczywiście, każda z nas ma inną wytrzymałość na stres, inne zrozumienie dla dziecięcych wyczynów w kościele, więc zapewne znajdą się mamy, dla których słowo „ofiara” w kontekście Mszy świętej z dziećmi nie nabiera tego szczególnego wydźwięku. Podejrzewam jednak, że wielu rodzicom temat ten leży na sercu. Jak można sobie pomóc?

Biorąc pod uwagę wiek naszego dziecka, rytm rodziny i to, co oferuje nasza parafia, warto wybrać to rozwiązanie, które będzie dla nas najkorzystniejsze. Idąc do kościoła z kilkumiesięcznym bobasem południową porą, prawdopodobnie znakomicie wpasujemy się w jego rytm snu. Nie zachęcam tu bynajmniej do przesypiania Eucharystii, ale nie oczekujmy zbyt wiele od niemowlaka. Południową porą odbywają się zresztą obecnie w wielu kościołach tzw. Msze święte dla dzieci. Może to wyglądać bardzo różnie, czasem mali podopieczni są wyprowadzani do salki katechetycznej, gdzie mając zorganizowany czas, spędzają homilię – przeznaczoną wtedy dla rodziców, innym razem kazanie polega na dialogu księdza z dziećmi, a czasem nawet na wykonywaniu przez dzieci prostych zadań czy aktywności ruchowych. Tu stajemy przed drugą stroną medalu – nasze oczekiwania jako rodziców wobec tego, jak taka Msza święta miałaby wyglądać, ile np. trwać, spotykają się z realnością parafii. Nie każdy kapłan jest obdarzony charyzmatem do pracy z dziećmi. Na pewno można modlić się o takiego duchownego dla swojej parafii (zakładam tu sytuację, kiedy nie idziemy z duchem tzw. churchingu, błąkając się od kościoła do kościoła, ale zależy nam na tworzeniu lokalnej wspólnoty). Jednak samo pójście na „dziecięcą” Mszę świętą nie gwarantuje sukcesu. Bywa za długo, bywa niezrozumiale, a bywa i tak, że dzieci biegają po kościele niczym po boisku. W moim odczuciu nie jest to również właściwy kierunek. Kochać i wymagać. Z jednej strony brać pod uwagę możliwości dziecka i nie oczekiwać, że czterolatek wystoi dzielnie sześćdziesiąt minut, z drugiej strony motywować malucha do dyscypliny, tłumaczyć, o co chodzi i po co rodzice idą do kościoła, a wreszcie pozwolić dziecku bardziej się zaangażować.

W naszej rodzinie dużo korzyści w przeżywaniu niedzielnej Eucharystii przyniósł udział starszego syna w parafialnej scholi dla młodszych dzieci. Do tej pory znużony, teraz miał szansę odkryć radość ze wspólnego śpiewania. Jest to oczywiście tylko przykład zaangażowania, ale czy nie ku służbie powinniśmy zmierzać?…

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK