Dwugłos
nr 1 (67) STYCZEŃ 2013

Daje się dzisiaj dostrzec tendencję, by ojciec-facet stał się tatą-opiekunką

Agata Puścikowska

Gdzie ci mężczyźni?

W Internecie furorę robi pewien obrazek, a konkretnie trzy zdjęcia obok siebie, złączone w historyjkę. Na pierwszym tatuś podrzuca małe dziecko. Mniej więcej na kilkanaście centymetrów. Obok ten sam tatuś podrzuca dziecko na kilkadziesiąt centymetrów w górę. I trzecie zdjęcie: tatuś, bawiąc się, podrzuca dziecko na jakieś dwa metry. I podpisy. Pod pierwszym: „Tak widzi sprawę tata”. Pod drugim: „Tak widzi dziecko”. Pod trzecim: „Tak widzi matka”.


Obrazki w kapitalny sposób pokazują, jak różne jest pojmowanie roli ojca w wychowywaniu dziecka, bycia przy nim. I jak dwie optyki – matki i ojca – w traktowaniu dziecka uzupełniają się. Bo przecież każdy to wie: matka jest opiekuńcza, nadwrażliwa, trzęsąca się nad dziecięciem. Ojciec to ten, który uczy pokonywania strachu, daje dziecku okazje do poznawania (czasem trudnego) świata. Bo miłość ojcowska konkretną jest, wymagającą, działającą. A czasem – twardą. A połączenie wychowania matki i ojca daje dziecku potrzebną harmonię.
No to tyle pięknej teorii.
Bo teoria ta, znana jeszcze z książek historycznych, w których to potomek płci męskiej po postrzyżynach w siódmej wiośnie życia przekazywany był na wychowywanie ojcu, dawno odeszła w niepamięć.

 

A obecna praktyka jest najczęściej dwubiegunowa.
Pierwszy biegun, to zatarcie różnic między opieką matki a opieką ojca. Słynne: „Jasiu, nie bij Frania, bo się spocisz”, kiedyś zarezerwowane wyłącznie dla matek, babć, ciotek i opiekunek, obecnie bardzo często pada z ust ojców właśnie! „Uważaj, bo buty za milion złotych, zniszczysz”. „Nie wchodź na drzewo, bo to nieekologiczne, a w ogóle spadniesz i zrobisz sobie coś złego” (a drzewko ma półtora metra i składa się z grubego pnia)… Lub też: „Nie pójdziemy nad rzekę, bo błoto i komary”. Oczywiście, przykłady może przejaskrawione. Ale tendencja, by ojciec-facet stał się tatą-opiekunką, jest widoczna. Choć z dwojga złego lepsza taka obecność niż żadna…


Bo drugi biegun, z dzisiejszymi ojcami to po prostu ich brak. I nic tu dodać, nic ująć. Ojca brak –  to brak poczucia bezpieczeństwa, brak oparcia, brak spokojnego rozwoju i wzrastania. I nie chodzi tu wyłącznie o nieobecność fizyczną (bo praca, praca i praca…). Bardziej chodzi o tę mentalną. Chodzi o zdrową chłopską świadomość, że rozwój dziecka bez obecności ojca jest mocno utrudniony. I również to, że bycie z dzieckiem, 
na warunkach ojcowskich (podrzucić jak najwyżej, 
do świata!), jest… męskie!
Gdy do ojca dotrze (czasem nawet z oporami…), że nie jest zastępowalny, wtedy i czas fizyczny dla dziecka (jakoś) się znajdzie, i miejsce wspólnych działań, i przede wszystkim… chęci. Panowie, więcej wiary w siebie i swoją misję! I hasło na dziś: ◊Gdzie ci mężczyźni? Z dzieciakami!”.



 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK