Czego uczy MAMA?
To przekonanie pozwala zupełnie inaczej spojrzeć na sprawy życia zwanego doczesnym. Nie lekceważymy doczesności, ale nie dajemy się opętać sprawami tego świata. Wiemy, że największym darem, który możemy ofiarować naszym dzieciom, nie są drogie zabawki, markowe ubrania, zagraniczne wakacje czy prestiżowe wykształcenie, lecz wiara wyrażająca się w traktowaniu Boga jako kogoś bliskiego, żywego, obecnego w ich życiu. Kiedy w pełni przejmą odpowiedzialność za swoje życie, wybiorą, co zechcą. Naszym zadaniem jest tak je poprowadzić, aby poznały Chrystusa jako Tego, któremu warto zawierzyć swoje życie.
Dodamy jeszcze, że nasze dzieci były chciane i oczekiwane na długo przed poczęciem. Są dla nas darem od Boga, żywym, namacalnym dowodem naszej miłości, przekazanym nam w depozyt. Nie są naszą własnością, nie próbujemy nimi kierować, by realizować przez nie swoje wizje i marzenia.
A ponadto dajemy im rodzinne wakacje: plażowanie nad morzem, wędrówki po górskich szlakach, spływy kajakowe, wspólne zwiedzanie zabytków, wyprawy poza granice Polski (przed rokiem byliśmy na Ukrainie, docierając aż na Krym). Dbamy o to, aby w naszym domu nie brakowało poczucia humoru. A kiedy między nami „zaiskrzy”, na oczach dzieci przerabiamy – z roku na rok coraz sprawniej – lekcję wzajemnego przebaczenia.
Beata i Tomasz Strużanowscy
Tomek o Beacie
Gdybym musiał odpowiedzieć jednym zdaniem na pytanie, co Beata dała (i nadal daje) naszym dzieciom, to wymieniłbym przede wszystkim: miłość, wiarę, czułość, troskliwość, czas i uwagę. Jej wiara nie jest jakimś sztucznym dodatkiem, swoistym kwiatkiem do kożucha; przekłada się na styl życia i dzieci to widzą. Beata nigdy nie „odmawiała z dziećmi paciorka” ani nie „prowadziła dzieci do kościoła”. Modlitwa, Eucharystia i inne sakramenty znajdują w jej życiu naturalne miejsce, nie stanowiąc żadnego „dodatku”. Nasze dzieci z całą pewnością wiedzą też, że są przez nią kochane, choć wcale nie najważniejsze w tym sensie, że wszystko im wolno i wszystko jest tylko dla nich. Kilkanaście lat temu podjęliśmy decyzję, że Beata nie będzie pracowała zawodowo. Jak łatwo się domyślić, nie ułatwiło nam to życia od strony finansowej, ale dziś widzimy, że po stokroć było warto! Dzięki tej decyzji nasze dzieci nigdy nie poznały, co to znaczy biegać z kluczem na szyi i mijać się w pośpiechu z wiecznie zabieganymi rodzicami. Po powrocie ze szkoły czekał na nie (a na syna nadal czeka) obiad i możliwość – jeśli tylko chciały, a z reguły chciały – dłuższej rozmowy na każdy temat. Nasze dzieci nie znają mamy z krótkich audiencji („Mów szybko, o co chodzi, bo właśnie mam dla ciebie chwilę”). Czy to znaczy, że Beata nie zrobiła kariery? Kiedy słucham, jak rozmawia przez telefon z naszą córką-studentką, która „wyfrunęła” nam do dalekiego Krakowa, uważam, że zrobiła – i to ogromną!