Zostaje tylko kochać
Barbara i Mariusz, Beata i Marek, Joanna i Robert nazywają swoje chore dzieci… DAREM Z NIEBA.
Barbara i Mariusz Komoszyńscy są małżeństwem od 26 lat. Pięć lat temu, dokładnie 5 grudnia, Barbara poszła do lekarza z Olą, bo zauważyła na jej brzuchu dziwne wypuklenie. Doktor wysłała Olę na USG. Okazało się, że jest to guz na nerce. W mikołajki byli już na hematologii w szpitalu w Lublinie. „To był najstraszniejszy dzień w moim życiu” – mówi Barbara. „Weszliśmy na oddział i zobaczyliśmy dzieci. Wszystkie były łyse, miały chodziki i powbijane igły z kroplówką. Ten widok nas przeraził. Nie zadawaliśmy sobie z mężem pytania, dlaczego nas to spotkało, tylko po co jest ta choroba. Przy pierwszych badaniach przy przerzucie lekarze nie dawali szans Oli na przeżycie. Pojechaliśmy do Kodnia na poranną Mszę. Poszłam do spowiedzi i gdy tylko uklękłam przy konfesjonale, rozpłakałam się. Usłyszałam, że ten czas choroby po latach będzie dla mnie czasem błogosławionym – i tak rzeczywiście jest. Mam koleżankę, która wcale nie chodzi do kościoła, a gdy się dowiedziała o chorobie Oli, przyjechała do nas i powiedziała: «Basia, ja się nigdy nie modliłam, ale za Olę się modlę». Mamy przyjaciela księdza, który podczas spowiedzi powiedział jednemu chłopakowi, żeby w ramach pokuty pomodlił się za dziewczynkę chorą na raka, a ten po pewnym czasie wrócił i pytał, jak dziewczynka ma na imię”.
Obecnie Ola jest po dwóch operacjach i czuje się dobrze.
Beata i Marek Jasińscy mają trójkę dzieci – Karolinę (16 lat), Dominikę (15 lat) i Bartka (5 lat). Dominika od urodzenia jest chora – ma porażenie mózgowe, nie może chodzić ani mówić, ale wszystko rozumie i przez specjalne piktogramy przekazuje rodzinie to, co ma do powiedzenia.
Beata skończyła studia pedagogiczne, ale ze względu na chorobę córki nie pracuje zawodowo. Dominikę trzeba ubrać, nakarmić, zawieźć do szkoły, odebrać, zawieźć na rehabilitację.
„Wyobrażam sobie czasami, jak by było, gdyby Dominika była zdrowa. Obserwując charaktery moich córek, zastanawiam się, czy by się kłóciły czy raczej przyjaźniły. Nie da się pozbyć żalu do lekarza, że postawił złą diagnozę, ale nie obwiniam o to Pana Boga” – mówi Marek.
„Karolina traktuje Dominikę jak nastolatkę, wie, że trzeba dobrą muzykę jej puścić, buzię wymalować, pogadać jak dziewczyna z dziewczyną. Teraz sobie nie wyobrażam, jak mam jechać na turnus rehabilitacyjny bez Karoliny. Pomoże mi włożyć Dominikę do wózka, wykąpać. Jak chcę spokojnie zjeść obiad, to proszę o pomoc Karolinę” – opowiada Beata.
Dominika uczyła się przez 6 lat w klasie integracyjnej, miała nauczanie indywidualne, a od tego roku jest w gimnazjum – w szkole specjalnej. W klasie ma cztery koleżanki, oprócz nauki są dyskoteki, wizyty u logopedy i psychologa.
Po urodzeniu Dominiki myśleli, że za dwa, trzy lata będzie zupełnie zdrowa. Neurolog mówiła, że w wieku 9 lat zacznie chodzić. Z wizyty na wizytę załamywali się coraz bardziej.
„Gdy Dominika się urodziła, wiele płakałam, bo czułam się bezsilna i nie wiedziałam, jak żyć. Dzisiaj mogę powiedzieć, że to jest łaska, że Dominika jest wśród nas. Dominika chodzi do kościoła, przyjmuje Komunię świętą, przystępuje do spowiedzi. Jest dla nas motorem do działania” – mówi Beata.
Często w takiej rodzinie jest obawa przed kolejnym dzieckiem. „Kiedy urodził się Bartek, byłam załamana, bo bałam się, że nie poradzę sobie z Dominiką. Żeby jej nie dźwigać, karmiłam ją na podłodze. Żeby wyjść na dwór, czekałam, aż mąż wróci z pracy. Kiedy wrócił Marek i zobaczył talerz na podłodze i mnie na dywanie obok córki, powiedział, że musimy znaleźć jakąś pomoc. Pozgłaszali się fantastyczni młodzi ludzie z uczelni Jana Pawła II w Białej Podlaskiej i z MOPS-u. Jeden chłopak potrafił jechać z końca miasta, żeby z drugiego piętra znieść wózek z Dominiką, żebym mogła ją zawieźć do szkoły, a studentki siedziały z nią na lekcjach. Tym matkom, które nie przyjmują takich sytuacji z wiarą, jest o wiele ciężej, a mnie Pan Jezus pomaga. Każdy dzień ofiaruję Panu Bogu i proszę o siłę” – wspomina Beata.
Joanna i Robert Wojdakowscy z Białej Podlaskiej mają jedenastoletnią córkę Faustynę, która uczy się grać na skrzypcach, i syna Krzysztofa, który studiuje w Warszawie. Ich córka Kasia ma porażenie mózgowe. Kasia jest z piątej ciąży, wcześniej były trzy poronienia.
Kasia ma 18 lat, nie chodzi, ale potrafi mówić: „mama, tata, pomóc ci, chcę jeść, pić”. Potrafi ciąć nożyczkami, śpiewa, wie, które bajki lubi, a których nie lubi. Ma nauczanie indywidualne w domu od 8 lat. Co dzień przychodzi do niej rehabilitantka i ćwiczą przez godzinę. Wcześniej jeździła na rehabilitację, nawet do Torunia.
„Myślę, że gdyby nie Kasia, wróciłabym do pracy” – Asia jest nauczycielem. Ale z uśmiechem dodaje: „Ostatnio doszłam do wniosku, że moje dzieci są szczęśliwe, że jestem z nimi w domu”. I szczerze wyznaje: „Najtrudniejsze dla mnie jest, że nie mogę po prostu wyjść z domu i pójść na zakupy, nie dysponuję sama swoim czasem, nie mogę posiedzieć sama w ogrodzie”.
Pobierając się, myśleli, że będą mieli pięcioro dzieci, ale nauczyli się doceniać życie, jakie dostali od Boga, nie myślą o tym w kategoriach kary, tylko starają się je zrozumieć i przyjąć.
„Pan Bóg dał nam Kasię, to znaczy, że ma do nas zaufanie, bo powierza trudne rzeczy tym, którym ufa, a siłę czerpiemy z codziennej Eucharystii” – mówi Robert.
„Dzisiaj widzimy, jak Kasia pomogła nam w wychowaniu starszego syna. Krzysztof brał Kasię do wózka i szedł grać z chłopakami w piłkę, a jak wychodził bez niej, to przez okno krzyczała: «Gol!»”.
„Znajomy, który ma dziecko niepełnosprawne, powiedział do swojego syna: «Adaś, gdybyś ty był zdrowy, to ja bym ci nie raz klapa dał, a tak zostaje tylko kochać»” – dodaje Joanna.
Wielu ludzi obwinia za swoje cierpienia Boga i odwraca się od Niego. Barbara i Mariusz, Beata i Marek, Joanna i Robert potrafią o Nim mówić i przeżywają je z wiarą, a swoje chore dzieci nazywają darem. Darem z nieba.
Cytat:
„Bóg nie przyszedł po to, by usunąć cierpienie. Nie przyszedł nawet po to, by je wyjaśnić, lecz napełnić swoją obecnością”. Paul Claudel