Widzieć „obcych”
Mam nadzieję, że każdy Czytelnik łatwo dostrzegł cudzysłów w tytule. Bo trzeba sobie uświadomić, że dla Pana Boga nikt nie jest obcy. On każdego miłuje, nim jeszcze pojawi się w łonie matki.
Wśród nas żyją tysiące ludzi, o których nie piszą gazety, ale żyją tak, że nikt dla nich nie jest obcy. We własnych środowiskach dostrzegają drogę do dobra i próbują innych tą drogą prowadzić.
Na pewnych rekolekcjach siedemnastoletnia Arleta opowiadała o swoich odkryciach: „W podstawówce miałam opinię kłótliwej, nieznośnej koleżanki, lubiłam intrygować i z zadowoleniem patrzyłam, jak się kłócą. Byłam przez rodziców przyzwyczajona do tego, że ma być w świecie tak, jak ja chcę, a jeśli jest inaczej, to ja mam prawo być niezadowolona. W pierwszej klasie gimnazjum poznałam nowe koleżanki. Jedna z nich miała do mnie więcej cierpliwości, bo inne dość szybko się odsunęły. I ta Krysia stała się kimś ważnym w moim życiu. Nie bała się powiedzieć mi przykrej prawdy, nie wahała się, gdy trzeba mi było powiedzieć, że jestem podła. Coś się też działo dziwnego, że jej słuchałam, nie obraziłam jej nigdy i nie opowiadałam kłamstw na jej temat. Ta jej cierpliwość do mnie zwyciężyła mnie!
Zaczęło się od tego, że Krysia namówiła mnie, abym z nią chodziła do pewnej samotnej chorej pani, która nie mogła wychodzić z domu. Ona jej tam czytała, czasem pomogła w porządkach, niekiedy przyniosła coś ze sklepu. Włączyłam się w to. A tamta pani była wdzięczna. Poznałam smak wdzięczności. Jak zaczęłyśmy przychodzić we dwie, to pani jeszcze bardziej się cieszyła, bo mogłyśmy wspólnie grać w jakieś gry, która ona bardzo lubiła. A nam też było łatwiej, bo przecież szybciej się myje okno we dwie… Minęło już parę lat i teraz, w liceum koleżanki mówią, że nie da się mnie nie lubić, bo jestem taka uczynna i koleżeńska. Krysia dała mi szansę”.
Mam zaszczyt znać studenta o imieniu Benedykt. Jestem pełen podziwu dla niego, bo widziałem, jak zabawia dzieci w szpitalu. Zorganizował grupę koleżanek i kolegów i raz są clownami, raz zespołem tanecznym, kiedy indziej potrafią uczyć chore dzieci jakichś gier. A do szpitala poszedł – jak sam powiada – by wypełnić pokutę zadaną na spowiedzi.
Pani Bożena jest… misjonarką. Wprawdzie chodzi po Warszawie o kulach, ale któregoś roku „załatwiła” helikopter dla jakiejś grupy misjonarzy, by mogli docierać do najdalej położonych zakątków swego terenu.
Potrzebne są dwa klucze, by osiągnąć taką postawę: modlitwa i troska. Modlitwa – w każdej sytuacji, a troska w takiej, w której poza modlitwą mogę w czymś pomóc: posłać żywność, bronić krzywdzonych, inspirować do działania, ewangelizować. Z takiej troski wynikają spotkania i kursy dla rodzin alkoholików, dla pogubionych w życiu, dla małżonków i rodziców, wolontariat, organizowanie czasu dla dzieci i młodzieży i wiele innych działań, przez które pokazuje się ludziom nadzieję i radość życia.
Kiedy ktoś próbuje patrzeć na ludzi i świat jak Pan Bóg, to ludzie są szczęśliwsi, a świat lepszy.