Reportaż
nr 1 (115) styczeń 2017

Nie mieli idealnych warunków na dziecko, których brakiem tłumaczy się wiele młodych małżeństw czekających z poczęciem pociechy. Fundusze mieli średnie, praca męża Ani była niepewna, w dodatku ma on problemy zdrowotne, co utrudnia codzienne życie.

Natalia Rakoczy

Cud ma na imię Franciszek!

Robiła trzy testy ciążowe i nie mogła uwierzyć, że wynik jest pozytywny, a gdy lekarz potwierdził, że spodziewa się dziecka, kazała się uszczypnąć… „Marzyłam o tym tyle lat i kiedy to się stało faktem, wydawało mi się nierealne” – wyznaje Ania Wiśniarska. Pięć lat starali się o dziecko… i marzyli o pieluchach, nieprzespanych nocach, rodzicielstwie. 

 

Z różańcem w ręku

Nie mieli idealnych warunków na dziecko, których brakiem tłumaczy się wiele młodych małżeństw czekających z poczęciem pociechy. Fundusze mieli średnie, praca męża Ani była niepewna, w dodatku ma on problemy zdrowotne, co utrudnia codzienne życie. Mieli za to w sobie całe morze miłości, które chcieli na kogoś przelać… i to było główną ich motywacją. Bo w końcu w poczęciu dziecka nie chodzi o zasobny portfel ani idealnie poukładane życie zawodowe, ale o miłość. Jednak mijał pierwszy, drugi i trzeci rok małżeństwa… a dziecka nadal nie było. „Lekarze nie stwierdzili żadnych przeciwskazań, a lata mijały i rodziły się napięcie i frustracja. Nie wyobrażałam sobie naszego przyszłego życia bez dzieci” – wyznaje Ania. Myśleli także o adopcji, ale ich sytuacja materialna i zdrowie męża wykluczały ich z rodzin mogących się o nią starać.

„Wtedy natrafiliśmy na ks. Romana Kota – moderatora Kół Różańcowych Diecezji Warszawsko-Praskiej. Wylaliśmy przed nim nasze troski i opowiedzieliśmy o ogromnym pragnieniu posiadania dziecka, a on na to… abyśmy wstąpili do Różańca Rodziców za Dzieci” – wspominają Ania z Marcinem. Bo Bóg jest ponad czasem… i można modlić się nie tylko za dziecko, które już się urodziło, ale także za to, które jest zaplanowane w Bożym planie, wykraczającym poza teraźniejszość. Przystali na to. I tak dzień po dniu z różańcem w ręku modlili się za swoje, jeszcze niepoczęte, ale tak upragnione maleństwo. „Pamiętam jeszcze jedną sytuację, która podniosła nas na duchu. Byliśmy na spotkaniu Kół Różańcowych Rodziców za Dzieci, ksiądz wymieniał różne intencje, a we mnie zrodziło się takie ogromne pragnienie, aby wymienił naszą. I wtedy zaczął mówić o ludziach, którzy bardzo pragną poczęcia dziecka… a wszystkie osoby w kościele w geście modlitewnym podniosły trzymane przez siebie róże. To było jak całe pole falujących kwiatów. I wtedy widząc wiarę tych osób, pomyślałam, że to niemożliwe, aby Bóg nas nie wysłuchał” – wspomina Ania.

 

Dwa szczęścia

Minął kolejny rok, a oni wciąż czekali. Dzidziuś nadal się nie pojawiał. W sercach Ani i Marcina rodziła się coraz większa tęsknota, a ze wszystkich zakamarków zaglądały beznadzieja i zwątpienie. „Pamiętam, że było mi bardzo ciężko. W naszym małżeństwie to ja jestem tą silniejszą stroną, ale już nie dawałam rady. I wtedy postanowiłam pójść do spowiedzi, aby wylać w niej cały mój żal i ból. Mówiłam o tym, że ani nie mamy szans na adopcję, ani nie możemy doczekać się własnego dziecka, więc jest to patowa sytuacja. Spodziewałam się jakichś słów wsparcia, otuchy… a zamiast tego ksiądz przyznał mi rację. Poczułam się, jakby ktoś odebrał mi ostatnią nadzieję. Wychodząc z konfesjonału, pomyślałam, że już nikt z ludzi nie może mi pomóc, że teraz tylko Bóg może bezpośrednio zadziałać. I właśnie przed Nim wylałam całą moją troskę, oddałam to Jemu przez ręce Maryi” – wspomina Ania. 

Trzy tygodnie później począł się… chłopiec. Radości jego rodziców nie było granic. Choć Ania miała 35 lat, ciąża przebiegała wzorcowo, żadnych powikłań, trudności, a Ania czuła się świetnie. „Postanowiliśmy dać mu na imię Franciszek, ponieważ to imię kojarzy mi się z cesarzem Franciszkiem Józefem I, za którego czasów Austro-Węgry przeżywały pokój. Właśnie tego pragnęliśmy dla naszego syna, aby był takim zwiastunem pokoju, żył w stabilnych czasach” – wspomina Marcin. Dzisiaj dwuipółletni Franio jest dla nich jak słoneczko, które codziennie wschodzi i oświeca ich życie. „Jest wspaniałym dzieckiem. Dziękujemy Bogu za każdy dzień jego życia” – mówi Ania.

Jednak na tym nie skończyła się Boża hojność. „Pamiętam, że kilka lat temu pewien ksiądz zapytał mnie, ile chciałbym mieć dzieci. «Pięcioro?». Stwierdziłem, że bym nie podołał. «Czworo?». To też za dużo na moje możliwości. «To przynajmniej troje» – stwierdził, a ja przystałem. Wtedy on zamaszyście mnie pobłogosławił” – wspomina z uśmiechem mąż Ani. W styczniu Ania czeka na narodziny drugiego dziecka – tym razem córeczki, Antosi Łucji. Po narodzinach Franka byli tak szczęśliwi, że nie śmieli prosić o kolejne. A teraz czują, że mają aż nadmiar szczęścia. „Kiedy okazało się po narodzinach Frania, że możemy mieć dzieci, to zaczęłam rozważać, czy damy radę. Ale przecież wszystkie trudności, również finansowe, są przemijające. Kiedy zrobiłam ten krok wiary i postanowiłam się zdecydować, Bóg zatroszczył się również o pieniądze. Po poczęciu Antosi mąż dostał umowę na półtora roku i podwyżkę. Dzisiaj wiem, że dzieci to coś najpiękniejszego, co mogło mi się w życiu przydarzyć”.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK